Czym jest dryf? Z reguły niczym dobrym, chociaż w szczególnych przypadkach nawet dryf miewa swoje zalety.
Dryfem nazwiemy tak naprawdę dwa zjawiska:
W tym drugim przypadku, dryfem nazywamy także kąt powstały pomiędzy zamierzonym, a rzeczywistym kierunkiem ruchu. Tego rodzaju dryf możemy albo odczytać z GPS-u, albo, kiedy już go utopimy, albo wysiądą nam baterie, obliczyć, biorąc tzw. poprawkę na wiatr (pw), zgodnie ze wzorem:
KDw (kąt drogi po wodzie) = KR (kurs rzeczywisty) + (+/-) pw
Jak widać, poprawka może mieć znak dodatni bądź ujemny: jeśli znosi nas w prawo od dziobu, poprawka przyjmuje znak dodatni, a gdy w lewo – ujemny.
Inne znaczenia
Dryfem nazywa się niekiedy również prąd morski, jeśli jest on związany z wiatrem wiejącym z konkretnego, stałego kierunku. Taki dryf ma tę zasadniczą zaletę, że z góry mamy świadomość jego istnienia, możemy więc uwzględnić jego obecność w naszych planach - i albo wspomóc się nim, albo go ominąć.
Istnieje jednak jeszcze inny rodzaj dryfu, które oddziałuje na nas przez cały czas i być może właśnie dlatego nauczyliśmy się go ignorować; mowa tu o dryfie kontynentalnym, który polega z grubsza na tym samym, na czym przemieszczanie się kry po wodzie – z tym, że przemieszczają się całe kontynenty.
Oczywiście, jest to ruch stosunkowo powolny, ale jednak zauważalny – takie na przykład Ameryki odjeżdżają od nas w tempie mniej więcej 3 cm na rok. Nie jest to może dużo, ale tylko czekać, aż właściciele linii lotniczych przeczytają ten tekst i każą nam zapłacić drożej za odwiedziny u cioci w Nowym Jorku. Zresztą, może będzie to niewielka strata - biorąc pod uwagę deklaracje świeżo upieczonego prezydenta USA, istnieje spora szansa, że w ogóle nas tam nie wpuszczą.
Manewr monachijski, czyli prr, szalona!
Czasem zdarza się, że pomykając radośnie po jakimś akwenie, musimy nagle zahamować z piskiem. Mimo braku opon, da to zrobić (ok, piszczeć muszą załogantki, ale zahamować w trybie pilnym naprawdę się da), a procedura nazywa się „manewrem monachijskim”. Nazwa, jak to zwykle bywa, jest zupełnie myląca, bowiem ośrodek żeglarski Monachijskich Szkół Wyższych wcale jej nie wymyślił, a jedynie przypomniał światu opracowany (i zapomniany) sto lat wcześniej manewr.
Jak się to robi? Zasadniczo należy wykonać zwrot przez sztag, ale bez luzowania przedniego żagla. Dzięki temu, po przejściu dziobem linii wiatru, grot pcha nas do przodu, ale fok pracuje na wstecznym, a cała łódka grzecznie staje w dryf.
Możliwe jest także wykonanie manewru przez samego sternika: polega ono na stanięciu dokładnie pod wiatr, zluzowaniu żagli i wyłożeniu steru w przeciwnym kierunku, niż usiłuje popychać nas przedni żagiel. Taki manewr bardzo się przydaje, kiedy do wody wpadnie nam coś ważnego, np. załogant (zwłaszcza ten z GPS-em w kieszeni), albo co gorsza, beczułka rumu.
Dryfkotwa
Z pojęciem dryfowania związana jest także dryfkotwa, czyli… no, właściwie to taka dryfująca kotwa. Zwykle jest to ustrojstwo przypominające zrujnowany (bo dziurawy) spadochron, albo zanurzony w wodzie abażur, ale równie dobrze rolę dryftkotwy może spełnić jakiś inny, mało sterowny przedmiot.
Po co nam w ogóle takie coś? Najczęściej dryfkotwę wyrzuca się podczas sztormowania, by zmniejszyć prędkość dryfowania łódki, a także by ustawić ją z grubsza dziobem do fali, co pozwala uniknąć mało przyjemnej wywrotki na burtę.
Dryfkotwy, choć w bardzo prymitywnej formie, stosowano również w czasach świetności żaglowców, które zupełnym przypadkiem były też czasem świetności piratów, więc bitwy i potyczki morskie były na porządku dziennym. Wówczas zdarzało się, że szybki żaglowiec, pomykając pod pełnymi żaglami, celowo ciągnął za sobą rozmaite dziadostwo, co wyraźnie go spowalniało. Celem takiego zachowania było zmylenie przeciwnika i zasugerowanie mu, że płyniemy znacznie wolniejszą jednostką, niż w rzeczywistości. W odpowiednim momencie odcinano dryfkotwy i jednostka nagle przyspieszała, a potem przechodzono już do standardowej procedury, złożonej z abordażu, dźgania, palenia i ogólnej grabieży.
Etymologia
Jako że mieszkańcy Brytanii mają ogromne doświadczenie w żeglowaniu (tak to jest, jak się mieszka na wyspie), posiadają też znacznie bogatszą od nas tradycję w zakresie dryfowania.
Nic wiec dziwnego, że słówko dryf przejęliśmy od angielskiego drift, oznaczającego „dryfować” i nie mającego wiele wspólnego z driftowaniem, czyli sportem motorowym, polegającym na jeździe w kontrolowanym poślizgu, połączonym z paleniem gum na asfalcie.
Tagi: słownik, dryf, dryfkotwa