Hmm, gorzko zapłakać? Jak wiadomo, najlepiej byłoby w sieci nie wpływać. Teoretycznie powinno to być proste - sieci mają przecież być wyraźnie oznaczone, a my nie szukamy ani kłopotów, ani zwady z rybakami.
Jednak każdy, kto choć raz pomykał po morzu (a nawet po jeziorze) przyzna, że teoria teorią - a mimo to, „zaplątanie w sieci happens”. Cóż zatem możemy począć, jeśli taki niefortunny przypadek zdarzył się właśnie nam?
Słów kilka o sieciach
Generalnie, sieci rybackie dzielimy na dwa typy: powierzchniowe oraz głębinowe (denne). Rzecz jasna, w kontekście możliwości zamotania takiej sieci w kil, ster lub śrubę, większe niebezpieczeństwo dla naszych turystycznych łódeczek stanowią sieci powierzchniowe. Niestety, częstokroć rozpoznanie, z jaką siecią mamy do czynienia (i czy w ogóle z jakąś), stanowi nie lada zagadkę. Istnieją oczywiście przepisy, które regulują zarówno kwestie rozmieszczenia, jak i oznakowania sieci, ale nawet one pozostawiają rybakom spore pole manewru. Na przykład, na Bałtyku obowiązuje taki przepis: „Zależnie od potrzeb i miejscowych zwyczajów, narzędzia połowu mogą być oznaczane w sposób uzgodniony z właściwym inspektorem rybołówstwa morskiego”.
Zwrot „miejscowe zwyczaje” stanowi tutaj słowo-wytrych, a nie potrzeba wiele wyobraźni by dość do wniosku, że w poszczególnych krajach obyczaje te mogą być bardzo różne. O ile np. u przepisowych Szwedów sieci będą precyzyjnie oznakowane, o tyle na Adriatyku dominuje typowe dla południowców „maniaaana”. W praktyce więc, zamiast odpowiednio oznakowanej tyczki z chorągiewką i reflektorem radarowym, śródziemnomorscy rybacy posługują się starym kanisterkiem, kawałkiem styropianu, plastikową butelką, a co bardziej nonszalanccy - kijem ze szmatką. Co więcej, nawet przy sieciach oznaczonych prawidłowo może się zdarzyć, że linka trzymająca boję będzie znacznie dłuższa, niż głębokość w danym miejscu, co może doprowadzić nas do błędnego wniosku, iż sieć jest zupełnie gdzie indziej.
Zanim jednak zaczniemy popadać w irytację, zauważmy, że wszelkie oznaczenia wcale nie mają służyć jedynie nam, żeglarzom; są one przeznaczone przede wszystkim dla właściciela sieci, żeby wiedział, gdzie ma jej szukać.
Zupełnie osobnym, choć irytującym zjawiskiem, są natomiast sieci zastawiane przez kłusowników, a także sieci-widma, porzucone przez właścicieli i całkowicie nieoznakowane. Jak widać, wcale nie tak trudno jest zaplątać się w sieć. I co wtedy?
Co robić?
Czego nie robić?
Niestety, często przecięcie takiej przeszkody to jedyna metoda - w takim przypadku postarajmy się przynajmniej nie uszkodzić ani śruby, ani żadnego innego elementu naszej dzielnej jednostki.
Co można spróbować zrobić?
Tagi: sieć, nurek, silnik