Nie, to nie pomyłka: na morzu. I nie chodzi tu o mieszkanie na barce; mówimy o normalnym domu, z ogródkiem, kominkiem i zmywarką do naczyń. Co więcej, taki dom znajdowałby się w otoczeniu innych domów, więc życie na wodzie nie oznaczałoby samotności i rezygnowania z takich wynalazków, jak puby, kina, sklepy, nie wspominając już o szkołach czy zakładach pracy. Utopia?
No właśnie nie. Okazuje się, że takie domy naprawdę mogą powstać.... A nawet powinny.
O co chodzi?
Obecnie jest nas 7 miliardów, z czego niemal 2,4 miliarda żyje na rozmaitych wyspach i wybrzeżach. Wszyscy ci ludzie mogą cieszyć się pięknymi widokami, regularnymi dostawami świeżych ryb i fajną miejscówką na romantyczne spacery po plaży. Ale z drugiej strony, taka lokalizacja pociąga za sobą pewne niebezpieczeństwa; tsunami, powodzie, osuwiska i podnoszenie poziomu wód, związane ze zmianami klimatu.
W jaki sposób można im pomóc? Teoretycznie mogliby się przenieść w głąb lądu, ale w praktyce nie zawsze jest to możliwe. W przypadku niewielkich wysp, odsunięcie się od morza oznacza przecież przysunięcie się do niego z drugiej strony. Zresztą, nawet na kontynentach przeniesienie się kawałek dalej nie zawsze ma sens; w końcu z jakiegoś powodu ludzie zamieszkali właśnie na wybrzeżu – a tym powodem mógł być nieprzyjazny klimat, rodzaj gleby, wulkany, susze, skały, niepotrzebne skreślić. Jakie zatem pozostaje wyjście?
Zamieszkaj na morzu!
Eksperci z ONZ stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zbudowanie pływających miast, unoszących się na wodzie. Miasta byłyby całkowicie autonomiczne i samowystarczalne, a w razie zbliżania się jakiegoś kataklizmu (np. tsunami) można by po prostu odholować je kawałek dalej, na bezpieczne wody.
Podstawowym budulcem miałoby być specjalnie spreparowane drewno oraz bambus, który jest tani i lekki, a przy tym pływa po wodzie. Całość miałaby znajdować się przynajmniej 1600 km od brzegu i być zakotwiczona w specjalnej, sztucznej rafie, zbudowanej z równie sztucznego materiału, nazywanego biorock.
Miasto, jak już wiemy, miałoby być samowystarczalne: czyli samo powinno produkować sobie energię, słodką wodę oraz żywność. W jaki mianowicie sposób?
Eko-friendly do kwadratu
Jak się okazuje, pomyślano o wszystkim: woda pochodziłaby z deszczówki, kondensatorów pary wodnej lub odsalania, zaś uprawy warzyw i owoców można by prowadzić w szklarniach, w taki sam sposób, jak na lądzie. Planowane jest też tak zwane „rolnictwo morskie”, oparte o uprawę alg, owoców morza oraz hodowlę ryb.
OK, a co z energią? Ta miałaby pochodzić z paneli słonecznych, turbin poruszanych falami oraz wiatraków. W centralnym punkcie takiego miasta znajdowałyby się wspomniane szklarnie, a wokół zamontowano by sześciokątne moduły, które można łączyć ze sobą w dowolny sposób. Każdy moduł miałby powierzchnię 2 hektarów, zapewniającą przestrzeń życiową dla 300 osób.
Obliczono, że optymalna liczba mieszkańców pojedynczego miasta to 10 tysięcy – taka ilość jest bowiem doskonale samowystarczalna pod względem ekonomii oraz gospodarki odpadami.
Właśnie, a co ze śmieciami? Otóż, zgodnie z założeniami, mają one trafiać do centrum oczyszczania, gdzie będą poddane recyklingowi. Co ciekawe, miasto ma też być pozbawione samochodów, zaś komunikację mają zapewniać drony, rowery oraz elektryczne łodzie (ciekawe, czy ktoś pomyślał o żaglach?).
Oceanix City
Idea mieszkania na wodzie w supernowoczesnym, a w dodatku ekologicznym domu, wcale nie jest jakoś szczególnie odkrywcza. Przerabialiśmy to już kilkukrotnie przy okazji pomysłów pana Lazzariniego, który wymyślił pływające piramidy, czy projektu LilyPad, przypominającego liście nenufara oraz paru innych ciekawych rozwiązań.
Tym, co je łączyło, była absolutna niemożność realizacji oraz kosmiczna cena, co sprawiało, że były to propozycje skierowane raczej do ekscentrycznych milionerów, niż do ludzi, których mały, drewniany domek został zniszczony przez kataklizm.
Omawiany projekt wyróżnia się na tle konkurencji przede wszystkim ze względu na fakt, że naprawdę ma on szansę na realizację. Jego autorem jest duńskie biuro architektoniczne Bjarke Ingels Group, które w dodatku współpracuje z inżynierami Center for Ocean Engineering z Massachusetts Institute of Technology (MIT), a wszystko to wspiera ekipa naukowców związanych ze stowarzyszeniem The Explorers Club, propagującym szeroko pojęty postęp technologiczny na Ziemi i w kosmosie. Wszyscy ci ludzie nie tylko przemyśleli dokładnie koncepcję Oceanix City, ale też postarali się, by takie miasto było relatywnie... tanie. A to prawdziwa nowość.
Pierwsze tego typu konstrukcje mają powstać w strefie tropikalnej, gdzie zagrożenie ze strony sił natury jest największe. Czy rzeczywiście powstaną? Zobaczymy. Będziemy trzymać kciuki.
Tagi: miasto, morze, ekologia