Takie niewielkie, sympatyczne zwierzę, lubiące wodę, więc powinno budzić sympatię wodniackiej braci. A jednak wyjątkowo zorganizowany, o uporządkowanym życiu rodzinnym i ponadprzeciętnych umiejętnościach inżynierskich bóbr budzi w naszym kraju co jakiś czas wielkie emocje. W 2010 roku za głównego winnego powodzi, jednej z największych w Polsce, Jerzy Miller, ówczesny minister Spraw Wewnętrznych i Administracji uznał właśnie bobra, podobno nadwyrężającego konstrukcje wałów powodziowych. Ostatnio bóbr znalazł się na celowniku ministra rolnictwa, który snuł publicznie pewne fantazje o podtekście erotycznym z bobrem w roli głównej. O co chodzi z tym bobrem i dlaczego tak go nie lubią politycy?
Historia bobra
Bóbr europejski jest największym gryzoniem naszego kontynentu. Ma od 13 do 36 kilogramów, ciało mierzy od 90 do 140 cm, a długość ogona 20 -24,5 cm. Zwierzątko jest krępe, o masywnej budowie, z okrągłą głową utrzymującą się na barkach niemal z pominięciem szyi. Bóbr bardzo lubi nisko położone tereny i wodę, którą w sposób mistrzowski próbuje sobie podporządkować i wykorzystać do ochrony gniazda. Bobry lubią cieki i jeziora, nie gardzą też rowami melioracyjnymi i wszelkimi bagienkami.
We wczesnym średniowieczu bóbr europejski (Castor fiber L.) zamieszkiwał licznie całą Europę i Azję od strefy stepów po tundrę. Jednak do początku XX wieku przetrwało jedynie osiem małych populacji gromadzących w sumie ok. 1200 osobników. Gatunek stanął w obliczu groźby wyginięcia a w niektórych krajach wyginął całkowicie.
W Polsce również populacja bobra się zmniejszała, chociaż polowanie na niego było przywilejem arystokracji. Jeszcze do XIII wieku na dworach utrzymywano tzw. bobrowniczych, do których zadań należało odławianie bobrów, ich ochrona i dokarmianie w zimie, a także prowadzenie selekcji. Ze względu bowiem na bardzo cenne futro preferowane były bowiem bobry czarne. Jednak w Polsce populację bobra udało się odbudować, co było niewątpliwym sukcesem biologów, przyrodników, myśliwych oraz innych specjalistów. I wtedy jednak bóbr znowu zaczął mieć kłopoty.
Szkodnik…
Jak powiedzą biolodzy, nie ma zwierząt, które byłyby „szkodnikami”. Każde ma swoje miejsce w ekosystemie i ma je także, i to bardzo poważne bóbr. Przez to, że bobry są niesamowitymi inżynierami i hydrotechnikami. Mówi się nawet, że bóbr to jedyne zwierzę po człowieku, które na taką skalę potrafi manipulować środowiskiem. I właśnie dlatego jest problem – bo bóbr manipuluje środowiskiem nie do końca tak, jak człowiek by sobie tego życzył. A poza tym wiadomo, że ludzkość nie lubi konkurencji. Bobry dziś w Polsce mieszkają prawie w każdej dolinie rzecznej i mają swoje, dość zdecydowane zdanie na temat tego, jak ta dolina powinna wyglądać – zwykle inne niż zdanie gospodarujących tu ludzi. Ludzie dążą do uregulowania, wyrównania, osuszenia. Bobry przeciwnie – zalewają, unaturalniają. Rolnikom może przeszkadzać, że zamiast łąki któregoś razu zastaną jezioro, właścicielom stawów rozkopane groble, hydrotechnikom, że muszą łatać podziurawione wały (stąd na przykład obarczenie biednych bobrów odpowiedzialnością za powódź w 2010 roku, co po jakimś czasie okazało się zwykłym politycznym mydleniem oczu), meliorantom, że muszą udrożnić rowy melioracyjne. I rzeczywiście, czasami w takiej lokalnej skali obecność bobrzej rodziny może stanowić problem.
… czy zwierzę pożyteczne
Jeśli jednak spojrzymy szerzej, bóbr okazuje się zwierzęciem wyjątkowo pożytecznym. Zwłaszcza w czasach, kiedy Polska pustynnieje, gnębią nas susze i zmiana klimatu przeszła ze sfery wymysłów ekologów w sferę najpoważniejszych problemów ludzkości. Jedną z głównych przyczyn zmian klimatu (oprócz bezpośrednich emisji gazów cieplarnianych przez przemysł i rolnictwo) jest bowiem osuszanie mokradeł i uwalnianie do atmosfery węgla zmagazynowanego w torfie. Tam, gdzie człowiek doprowadził do przesuszenia torfu, bobry przywracają wodę i utrzymują jej wysoki poziom, zatrzymując groźny proces. Wyższy poziom wody utrudnia dostęp do zalanych części dolin i stwarza miejsce do życia dla wielu gatunków, które nie tolerują człowieka. A co do powodzi to coraz częściej mówi się o tym, że retencja wody, czyli zatrzymywanie jej i spowalnianie spływu, to najskuteczniejsze narzędzie walki z powodziami i suszą. Jednym słowem – bobry bardzo skutecznie naprawiają szkody, których narobił człowiek.
Bóbr polityczny
Bobra zajętego swoją pracą nie obchodzi polityka, natomiast co jakiś czas sympatycznego gryzonia na celownik biorą politycy którzy wiedzą, że najważniejsze to znaleźć kozła – czy też bobra ofiarnego. Ostatnio był to minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który obwinił bobry o kłopoty polskich rolników i zadeklarował, że bobry oraz inny gatunek, który Polakom udało się odbudować, żubry wpisze na listę zwierząt jadalnych. Na dodatek na temat bobrów wygłaszał rewelacje godne Jerzego Zięby. - Jak ludzie przypomną sobie, że płetwa bobra ma ponoć właściwości afrodyzjaku, to może się okazać, że problem bobrów się niedługo skończy – mówił minister. I tłumaczył, że nie polując na bobry nie tylko sprzeciwiamy się słowom Biblii "idź i czyń sobie ziemię poddaną", ale także pogłębiamy problemy rolników, a w Polsce dawno temu istniały potrawy kulinarne z bobra.
Deklaracje ministra wywołały w Polsce prawdziwą erupcję dobrego humoru. Głównie to, że minister, który jakby nie było, powinien znać się na zwierzętach pomylił ogon bobra z płetwą a ponadto odkrył tajny rządowy dokument zwany „listą zwierząt jadalnych”. Tak, to sarkazm. Nie ma takiej listy a pomysł, że to polityczny dekret miałby decydować, czy jakieś zwierzę jest jadalne czy nie jest absurdalny. Bowiem każde zwierzę, także człowiek, jest jadalne. Choć niektóre tak jak grzyby – tylko raz.
Ostatecznie rzecznik rządu skomentował, że bobrom oficjalnie dajemy spokój i przypomniał, że polowanie na bobry w Polsce jest zakazane.
Czy bóbr jest smaczny…
W całej tej chryi o bobra pozostała rewelacja o bobrze jako afrodyzjaku. O wypowiedź poproszono znanego dziennikarza kulinarnego Roberta Makłowicza, który kiedyś w litewskiej restauracji bobra jadł. Makłowicz potwierdził, że tradycja jedzenia bobrów w Polsce jest długa i wynika z tradycji katolickiej, czyli konieczności zachowywania postu. Bobra swego czasu traktowano jako rybę. - Oszukiwano w ten sposób liczne posty, których było co niemiara. Mnisi jadali też ślimaki. Pierwsze słyszę, że ogon bobra to afrodyzjak. W jakim celu byłby w takim razie serwowany na klasztornych talerzach? – skomentował dziennikarz dodając, że jedzony przez niego bobrzy ogon był ohydny, o konsystencji galarety zalatującej rybą.
…i czy od bobra konar wam zapłonie?
Tym natomiast, którzy ciekawi są, co mówią historyczne źródła o działaniu bobrzego mięsa na pomoc przyszła Anna Brzezińska, mediewistka, która na swoim facebookowym profilu opublikowała fragment traktatu „Kyranides. O magicznych właściwościach roślin, zwierząt i kamieni” pochodzącego z II w. n. e. Czytamy tam:
„Pies rzeczny, czyli bóbr, to znane zwierzę. Jego jądra, tak zwane kastorion, są bardzo skutecznym środkiem. Roztarte i umieszczone w pochwie jako pessarium wywołują okres. Wypite wraz z woszczyzną z ucha mulicy są środkiem antykoncepcyjnym. Ugotowane z olejkiem koprowym i wtarte rozluźniają ścięgna i pomagają przy wyziębieniu. Wtarte po zmieszaniu z winem pomagają przy zatorach macicy. Rozpuszczone w olejku z ruty leczą chorych na kolki. Wypite leczą bardzo skutecznie chorych na żołądek, śledzionę, gorączkę letargiczną i spazmy wyginające ciało do tyłu. Nader pomocne w schorzeniach płuc i zatok jest wdychanie dymu z palonych jąder bobra. Jego skóra, noszona jako podeszwy butów, leczy podagrę, łajno zaś tamuje krwotoki kobiece. Okadzanie nim wypędza pasożyty układu pokarmowego.”
Jak widać, rządowy plan polowania na bobry miał raczej na celu rozwiązanie problemów w naszej służbie zdrowia…
Tagi: bóbr, zwierzę, klimat