To samo pytanie zadają sobie ekolodzy, wędkarze, a ostatnio nawet prokurator. Rzetelnej odpowiedzi na razie nie ma. Sieć obiegły zdjęcia przedstawiające martwe ryby i bobry, a skala zjawiska jest porażająca. Niektórzy mówią wprost: Odra umiera. Ile lat zajmie przyrodzie odbudowanie poniesionych strat?
Kto zabił te zwierzęta?
Tysiące martwych ryb unoszących się na powierzchni wody to przygnębiający widok – a także spore zagrożenie. Członkowie Polskiego Związku Wędkarskiego oraz pracownicy Wód Polskich wyławiają martwe zwierzęta, jednak trudno nie zauważyć, że wciąż ich przybywa.
Przedstawiciele GIOŚ mówią, że wszystko wskazuje na to, iż winne zaistniałej sytuacji są chemikalia. „Zachodzi podejrzenie, że do wody przedostała się substancja o właściwościach silnie utleniających, w wyniku której mogło dojść do zachodzących w wodzie reakcji, które uwalniają tlen".
Dotychczas śnięte ryby znaleziono w województwach dolnośląskim i lubuskim, jednak fala zanieczyszczeń przemieszcza się w stronę Pomorza Zachodniego. Na razie ofiarą chemikaliów padły tysiące ryb (do tej pory wyłowiono około 5 ton) i kilka bobrów. W dalszej kolejności katastrofa może jednak objąć następne gatunki zwierząt w łańcuchu pokarmowym: czaple, wydry, bieliki… Specjaliści mówią, że odbudowanie ekosystemu zajmie minimum kilkanaście lat, a może nawet dużo więcej.
Niekarana recydywa
Wiadomo, że pierwsze zanieczyszczenia oraz śnięte ryby pojawiły się od Jazu Lipki. Oznacza to, że miejsce, w którym doszło do zatrucia, musi się znajdować jeszcze przed granicą woj. dolnośląskiego.
Czy zrzut ścieków poprodukcyjnych do wody, który spowodował śmieć zwierząt, był wypadkiem, czy świadomym działaniem? Dopóki nie ustalono sprawcy, trudno uczciwie odpowiedzieć na to pytanie. Warto jednak podkreślić, że nie był to pierwszy raz. Jak powiedział w jednym z wywiadów hydrogeolog Krzysztof Smolnicki, członek Międzynarodowej Koalicji "Czas na Odrę", takie zrzuty zdarzały się już kilkukrotnie, ostatnio w marcu tego roku.
Z jakiegoś powodu nigdy nie udało się ustalić sprawców tego procederu, a może po prostu winnych zaniedbania. Nikt nie poniósł więc żadnych konsekwencji, nie poszedł do więzienia, ani nawet nie zapłacił mandatu. Czy ta sama osoba (lub osoby), działając w poczuciu całkowitej bezkarności, postanowiły teraz dokonać kolejnego zrzutu, ale „ździebko przeholowały”? Albo – zamiast dopełnić wszelkich starań, by odpady były magazynowane i utylizowane w rzetelny sposób – mówiąc kolokwialnie "olały sprawę"?
Co na to prokurator?
Badania inspektoratu środowiska mogą pomóc w ustaleniu sprawcy zatrucia Odry i bezsensownej śmierci tak dużej liczby zwierząt. W tym celu pobrane zostały próbki wody w trzech punktach: na wysokości wspomnianego Jazu Lipki, ulicy Na Grobli w Oławie oraz miejscowości Łany. Stwierdzono ponadnormatywny poziom tlenu, podwyższenie pH i przewodności wody oraz nienaturalnie podwyższoną temperaturę. Analiza chromatograficzna wykryła z 80% prawdopodobieństwem obecność węglowodorów aromatycznych i cyklicznych. Dotyczyło to wszystkich trzech punktów poboru próbek.
Pojawiły się też dane sugerujące, że w Lipkach i Oławie mógł znajdować się 1,3,5,- trimetylobenzen (mezytylen). Jest to trujący rozpuszczalnik, wykorzystywany w wielu procesach produkcyjnych. Ostatecznie jednak, jak informuje GIOŚ, wykluczono obecność tej substancji.
W ubiegły wtorek WIOŚ we Wrocławiu złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przeciw środowisku, co spowodowało zniszczenia w świecie zwierząt w znacznych rozmiarach. Grozi za to do 5 lat więzienia. O ile oczywiście uda się zidentyfikować winnego.
Tagi: Odra, zatrucie, ryby, katastrofa, ekologia