Oczywiście ktoś mógłby nam zarzucić, że w rubryce która nosi nazwę „recenzje książek” przedstawiamy tę pozycję. Taki malkontent powie, że jest to broszurka, której kartki spina plastikowa spirala, do tego tekstu w niej mało, bowiem przeważają rysunki.
Otóż nie miałby on racji. To jest książka i to nie tylko z powodu, że jest oznaczona ISBN, ale dzięki ważkiej zawartości, czyli treści, bo to właśnie winno stanowić wyznacznik czy coś jest, czy też nie jest książką.
Konia z rzędem temu z żeglarzy (w tym wypadku raczej jachtu z osprzętem), który znienacka przepytany ze sposobów sygnalizacji na morzu w sytuacjach awaryjnych, udzieli natychmiast odpowiedzi. Oczywiście na wszelkiego rodzaju kursach wiedza o takich działaniach jest przekazywana. Trzeba tę wiedzę posiąść by zdać egzaminy, ale potem… Potem dzielimy się na dwa rodzaje osób. Pierwsi z nich to optymiści – oni nie przewidują, aby spotkało ich jakieś nieszczęście, czy też wypadek i wiedza o sposobach sygnalizacji na morzu do niczego im się nie przyda, a poza tym przecież tego się kiedyś uczyli i jakby jednak coś, to dadzą sobie radę. Pesymiści uważają wręcz przeciwnie, wypadek oczywiście może się zdarzyć, ale i tak cała ta wiedza do niczego się nie przyda, bowiem wszystko będzie zmierzać do katastrofy.
Jednym i drugim polecam omawianą książkę - na niewielu stronach, w sposób przystępny, za pomocą ilustracji omawia zasady sygnalizacji na morzu. Taka forma ułatwia błyskawiczne dotarcie do potrzebnych informacji. Przedstawione w niej są sposoby porozumiewania się z lądowymi stacjami ratownictwa i morskimi jednostkami ratowniczymi (SAR), znajdziemy w niej tablice flag i sygnałów Międzynarodowego Kodu Sygnałowego, sygnałów dźwiękowych oraz sygnałów wzywania pomocy. To rzeczywiście niezbędnik żeglarza.
Andrzej Pochodaj „Sygnalizacja na morzu”
Oficyna Wydawnicza Alma-Press 2014
Stron: 24
Cena: 20 zł