Save our Ship! Co robić, kiedy łódka nam tonie
Jak to, NAM łódka tonie?? Niemożliwe. Takie rzeczy, jak powszechnie wiadomo, przytrafiają się wyłącznie innym. Jeśli jednak, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, to my, wspaniali żeglarze, będziemy „innymi”, powinniśmy być dobrze przygotowani. Co prawda, łajbie to nie pomoże, ale przynajmniej oszczędzimy sobie panicznego biegania w kółko i krzyczenia „Oretyoretyorety!”.
Bez paniki (łatwo powiedzieć, co?)Zacznijmy od tego, że nie zawsze łódź, która tonie – zatonie. Doświadczeni żeglarze twierdzą zgodnie, że w razie awarii, wywrotki czy innej katastrofy, najlepszym środkiem ratunkowym jest jacht - nawet taki, który wyraźnie nabiera już wody.
Znane są historie, kiedy to załoga, przekonana, że łódki nie da się uratować, ewakuuje się z niej, a opuszczona łajba płynie sobie dalej i jakoś uparcie nie pójść na dno. Z czego to wynika? (oprócz faktu, że łódka jest rodzaju żeńskiego, a z babą nigdy nic nie wiadomo?)
Większość jednostek potrafi zachować pływalność, mając w sobie naprawdę dużo wody – nawet 70 proc. wyporności. Czary? Raczej fizyka. Do nominalnej wyporności nie zaliczamy przecież wszystkich pustych przestrzeni, jakimi są szafki, toalety itp. Dopóki więc jacht całkiem nam nie zatonął, lepiej go nie opuszczać.
No dobra, póki jest się czego trzymać, to się trzymamy... licząc straty. To, ile nam się zniszczy w razie awarii, zależy nie tylko od jej rozmiarów, ale też od naszych zdolności przewidywania.
Chronimy elektrykę
Podstawową sprawą w przypadku katastrofy jest skuteczne wezwanie pomocy. Dzikie wrzaski i wygrażanie Neptunowi mogą być mało skuteczne, dlatego priorytetem powinno być dla nas zapewnienie UKF dodatkowego źródła zasilania. W tej roli dobrze sprawdza się akumulatorek żelowy, odizolowany od głównej instalacji za pomocą specjalnej diody.
Wszelkie gniazda i gniazdka powinny być uszczelnione od frontu taśmą dwustronną, w której wycinamy jedynie otworki na wtyczkę. Oczywiście, taśma ma swoją żywotność, więc warto co jakiś czas wymienić ją na nową. Może nie wygląda to wyjściowo, ale, jak mawiają starzy górale, jeśli coś wygląda głupio, ale działa, to wcale nie jest głupie.
Proste pomysły są dobre
Taśma nie jest jedyną genialną w swej prostocie rzeczą, jaka będzie nam przydatna; na drugim miejscu plasuje się... wiadro. Co prawda, pompy pracują ze zdecydowanie większą wydajnością niż spanikowana załoga, ale w odróżnieniu od niej, potrzebują zasilania. Znając prawo Murphy'ego możemy jednak śmiało założyć, że w razie awarii, z zasilaniem będą problemy, a wtedy przyda nam się stary, sprawdzony patent, czyli właśnie wiadro, a dokładnie - kilka wiader; zamiast biegać tam i z powrotem, będziemy je sobie podawać - przynajmniej dotąd, dopóki ktoś nadgorliwy nie wyrzuci ich niechcący za burtę.
Podobnie sprawa wygląda, jeżeli łódka tonie, bo jest w niej dziura. Internetowi fachowcy opisują precyzyjnie, czym to zakleić, jak zalutować, zaspawać, utrwalić... a czas płynie. I woda też. Dlatego dziurę należy zatkać nie tylko fachowo, ale przede wszystkim szybko. Czym?
To już zależy od naszej wyobraźni, kształtu i rozmiarów dziury oraz tego, co akurat mamy pod ręką. Oczywiście, dobrze jest być przygotowanym na łatanie i posiadać specjalny zestaw naprawczy, ale niestety, z zestawem często jest podobnie, jak z gaśnicą – ręka w górę, kto potrafi ją obsłużyć bez czytania instrukcji? A wody przybywa :)
Zawsze natomiast warto mieć (i to upchaną w kilku różnych miejscach), dobrze znaną z uszczelniania gniazdek taśmę dwustronną (swoją drogą, jej wynalazca powinien dostać Nobla), którą umocujemy to coś, co tymczasowo uszczelni nam łódkę. Awaria będzie tymczasowo zażegnana, a my... pójdziemy przeczytać instrukcję :)
Rzeczy nie lubią się moczyćŻelazna zasada: wszystko, czego nie chcemy zamoczyć, a więc dokumenty, mapy, ubrania, pieniądze, smartfony i inne bliskie naszemu sercu przedmioty (zdjęcie teściowej) – ZAWSZE mieszkają w wodoszczelnym worku. Nawet najbardziej sucha szafka, bakista, czy co tam jeszcze, nie musi taka pozostać, gdy nasz dzielny jacht zaliczy wywrotkę albo zacznie nabierać wody. OK, dokumenty – jasna sprawa, ale ubrania? Prawda jest taka, że ubrania zamoczone w słonej wodzie nie wyschną, dopóki nie wypłuczemy ich w słodkiej. A nie wypłuczemy, bo będziemy potrzebowali jej do picia. Przy okazji – ubrania najlepiej jest pakować do worków próżniowych, polecanych przez Perfekcyjną Panią Domu. Tak, straszna wiocha, tak, wymiętolą się niemiłosiernie... ale też zajmą mniej miejsca, a przede wszystkim - na sto procent nie zamokną.
I na koniec - czego NIE robić podczas katastrofyPrzede wszystkim, nie należy bardziej psuć tego, co już jest uszkodzone. Jeśli udało nam się złamać maszt, należy go zabezpieczyć, czyli w miarę możliwości unieruchomić, ale nie odcinać, chyba, że stwarza dla nas zagrożenie.
Mimo iż możemy być w morderczym nastroju, spróbujmy być twardzi i powstrzymać się od przecinania sztagów, want i każdej innej liny która NAPRAWDĘ nam nie przeszkadza.
I co, tak mamy siedzieć i czekać? Jeśli uważamy, że damy radę płynąć o własnych siłach, możemy spróbować, pamiętając jednak, żeby nie płynąć na silniku; liny, którym miłosiernie darowaliśmy życie, tylko czekają, żeby wplątać się w śrubę.
Skoro nie silnik, to zostają żagle... ale przecież mamy złamany maszt. A może by tak przyciąć nieco grota? Chociaż troszeczkę? Spróbujmy oprzeć się i tej pokusie – żagle mogły w ogóle się nie uszkodzić, a tanie nie są. Czekają nas inne wydatki, nie warto więc generować kolejnych. Jeśli więc uda nam się postawić grota na tym, co zostało z masztu (z reguły coś zostaje), to świetnie, a jeśli nie – poczekajmy spokojnie na pomoc, kontemplując piękne okoliczności przyrody.