Kpt. Jarosław Kaczorowski: Największą dawkę adrenaliny mój organizm wstrzyknął mi do krwi kiedy płynąłem w pierwszym etapie regat z Francji na Azory i z powrotem (AZAB - Azores and Back). Fale były bardzo wysokie, miały 12-15 metrów, ale były bardzo łagodne - takie wielkie garby na morzu. Miałem postawiony największy zestaw żagli - całego grota i największego 85 metrowego spinakera, którego nazywaliśmy "bestia". Surfując po zboczach tych fal osiągałem w ślizgu 14-16 węzłów. Tak było od rana do późnego popołudnia. Każda fala była przeżyciem - przez pierwszą godzinę strasznym, a przez kilka następnych pięknym i strasznym. Bałem się na początku każdego zjazdu z fali, że łódka zamiast wystartować do ślizgu wbije się dziobem w wodę i wywróci na zawietrzną burtę lub, co gorsza, zrobi niekontrolowany zwrot przez rufę i wtedy się wywróci. Bardzo możliwe, że w tym drugim przypadku straciłbym maszt. Ale kiedy już udało się zabrać z falą i śmigałem z dużą prędkością po jej zboczu, odczuwałem dziką radość, gęba mi się śmiała i pokrzykiwałem sobie radośnie. To wszystko było trochę irracjonalne, bo mała łódka - na środku Wielkiej Wody, do tego te olbrzymie fale...
B jak Brawura - czy odwaga i pewność siebie zawsze popłacają na morzu?
- Odwaga i pewność siebie to cechy niezbędne żeby żeglować, żeby po prostu przetrwać na morzu. A brawura potrzebna jest żeby się ścigać. Bez tego nie ma sensu startować w regatach. Ale popłaca tylko tym, którzy są dobrze przygotowani, znają swoją łódkę, potrafią ocenić własne zmęczenie i wiedzą na ile mogą przekroczyć tę granicę, której rozsądek nie pozwala przekraczać.
C jak Cel, czyli jakie są Pana najbliższe plany na przyszłość?
- Chciałbym pobić rekord żeglugi przez Atlantyk na jachcie dwuosobowym oraz wygrać regaty Artemis Transat. Ale to raczej marzenia niż plany. Na razie nie udało mi się zdobyć ani złotówki na żadne z tych zamierzeń.
D jak Dlaczego? No właśnie - dlaczego żeglarstwo?
- Żeglarstwo dlatego, bo po niemal 40 latach ścigania się wciąż się uczę. Każda nowa łódka, każdy trening, każdy wyścig to przygoda i lekcja.
E jak Energia - skąd po zdobyciu kilkunastu medali mistrzostw Polski i Europy czerpie Pan energię do dalszego działania?
- No właśnie z tej chęci uczenia się, doskonalenia, chęci wygrywania. Z ciągoty do przygody.
F jak Fart - czy jest Pan szczęściarzem?
- Jestem szczęściarzem i to dużym szczęściarzem. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć sytuacje, kiedy przegrałem wyścig z powodu pecha. Za to przykłady kiedy miałem prawdziwego farta to opowieść na długie zimowe wieczory.
G jak Geneza - Proszę opowiedzieć kiedy zaczęła się Pana przygoda z żeglarstwem.
- Przed pierwszymi wakacjami szkolnymi w życiu rodzice zapytali czy chcę jechać na kolonie, czy na obóz żeglarski. Wybrałem obóz, a na nim okazało się, że mam talent i zaproponowano mi przejście do klubu żeglarskiego. Ot, takie to proste.
H jak Hobby. Czy poza żeglarstwem ma Pan inne zainteresowania?
- Bardzo lubię góry, jeżdżenie na nartach zwłaszcza, ale też chodzenie po górach latem i zimą. Gram w brydża. Lubię książki historyczne, zwłaszcza te tyczące starożytności.
I jak Idol. Czy jest ktoś, kto Panu imponuje i z kogo bierze Pan przykład?
- Mam dwóch idoli: Zygfryda Perlickiego, z którym dużo rozmawiam i radzę się w wielu sprawach żeglarskich i Kubę Jaworskiego, z którym rozmawiałem tylko raz, ale jego podejście do żeglarstwa jest mi bardzo bliskie.
J jak Jacht. Słów kilka o Pana ukochanym jachcie.
- Lubie każdą łódkę na której pływam. Najmilej wspominam Allianz.pl moją Mini, bo przewiozła mnie parę razy przez grube sztormy, Micro "Kumpelkę", bo wygraliśmy na niej z Jackiem i Łukaszem kilka naprawdę trudnych regat, Bolsa, bo była piękna i załogę miałem naprawdę fantastyczną, Assa Abloy, bo była szybka, lekka i pancerna. Można nią było płynąć w największy sztorm bez obawy, że coś się urwie.
K jak Kryzys. Czy miał Pan kiedyś chwilę zwątpienia? Okres, w którym powiedział Pan sobie - rezygnuję z jachtingu?
- W 2006 roku, kiedy mozolnie robiłem eliminacje do Mini Transatu, miałem kilka razy prawdziwie dość pływania samemu i żeglarstwa w ogóle. Ale jak wracałem na ląd był tam zawsze mój załogant i szef techniczny naszego przedsięwzięcia w jednej osobie, Marek Gałkiewicz. On sprowadzał wszystkie problemy do poziomu - co trzeba zrobić, żeby jacht był gotowy do następnej eliminacji
L jak Ląd. Jakie to uczucie, gdy po tylu dobach spędzonych na morzu nagle w oddali widzi Pan stały ląd?
- Zobaczyć ląd to zawsze duża radość. Tym większa, im dłużej się jest na morzu. To obietnica ciepłego prysznica i normalnego jedzenia.
Ł jak Łasuch. Czy lubi Pan łakocie? Proszę zdradzić swą ulubioną potrawę i deser.
- Łakocie w sensie słodycze? Mogę się obejść. Wafle w czekoladzie na przykład "Teatralne", te lubię. I jeszcze galaretki w czekoladzie. Ale bez kabanosów i kiełbasy myśliwskiej nie lubię żeglować. Ulubiona potrawa? Gulasz z kaszą gryczaną. Deser: jagody ze śmietaną i cukrem.
M jak Marzenie. To największe już spełnione? A może wciąż jeszcze przed Panem?
- Chciałbym wygrać regaty Barcelona World Race.
N jak Natura. Pływając po morzu pozostaje Pan w bliskim kontakcie z naturą. Czy miał Pan jakąś przygodę z morskimi zwierzętami?
- Podczas wyścigu dookoła świata The Race 2000 o mało nie wjechałem w wieloryba. Wynurzył się o jakieś 100-150 metrów przed dziobami naszego katamarana. Odpadłem od wiatru o 100 stopni, niemal zrobiłem zwrot przez rufę. A w 2007 roku u wybrzeży Portugalii uderzenie w "coś" wygięło mi okucia sterowe. Prawdopodobnie był to wieloryb, ale tego nie wiem na pewno, bo była noc.
O jak Obieżyświat. Czyli najpiękniejsze miejsce na ziemi do którego Pan dopłynął.
- Na pierwszym miejscu postawiłbym chyba Wielką Rafę Koralową. Ale już na drugim równorzędnym Nową Zelandię, szwedzko-fińskie Alandy i Brytyjską Kolumbię koło Vancouver.
P jak Polska Fundacja Morska. Jest Pan członkiem Rady Programowej tejże fundacji. Proszę nam zdradzić jakie wartości i cele popularyzuje owa fundacja.
- Chodzi o ocalenie od zapomnienia dokonań polskich żeglarzy, o skatalogowanie życiorysów i wypraw, często bardzo odważnych, wręcz brawurowych, jeśli weźmiemy pod uwagę okoliczności polityczne i sprzęt którym dysponowali.
R jak Regaty Przez Atlantyk. Jakie uczucia przywołuje ich wspomnienie?
- Uczycie spełnienia, że udało się to trzyletnie niemal przedsięwzięcie doprowadzić aż do mety w Brazylii, duma z dobrego miejsca w regatach, spełnione marzenie i radość, że dałem radę.
S jak Samotność, czyli jak przetrwał Pan te samotne tygodnie na pełnym morzu?
- Myślałem wyłącznie o tym, że się ścigam, skupiałem się na rzeczach, które mogły zwiększyć prędkość mojej łódki i skrócić czas spędzony w morzu. Nie myślałem o niewygodach i niebezpieczeństwach, tylko o przeciwnikach.
T jak Tęsknota. Niełatwo jest pogodzić żeglarstwo z życiem rodzinnym. Jak Pan i Pańscy bliscy radzą sobie z częstą rozłąką?
- To nie są długie rozłąki. Najdłuższa miała cztery i pół miesiąca. Zwykle to jest miesiąc, dwa. To da się wytrzymać.
U jak Ucieczka. Czy zdarzyło się Panu uciekać przed kimś, a może przed czymś?
- Podczas wyścigu dookoła świata uciekaliśmy przed zimnym frontem atmosferycznym i związanym z nim sztormem. Udawało się przez ponad dobę, a potem nas dopadł.
W jak Wakacje. Czy Kapitan w ogóle może sobie na nie pozwolić? Jeśli tak, proszę nam zdradzić, gdzie Pan lubi wypoczywać.
- Bardzo lubię wypoczywać na Kaszubach nad jeziorem. Właściwie to najbardziej lubię. Ale zimą uwielbiam jeździć na nartach i chodzić po górach.
Z jak Załoga. Dobrani towarzysze to skarb. Czy ma Pan zaufaną, odpowiedzialną załogę?
- Zgadzam się, ze dobra załoga to skarb. Mam czterech ulubionych załogantów. Jak się ścigam przynajmniej jeden z nich musi być w załodze. Resztę da się poukładać.