Zwykło się mawiać, że ryby i dzieci go nie posiadają. A chociaż w ludowych mądrościach tkwi niekiedy ziarnko prawdy, akurat to powiedzonko jest całkowitą bzdurą.
Okazuje się bowiem, że ryby nie tylko mają głos, ale są nawet całkiem gadatliwe. Tylko nam, ograniczonym człowiekom wydaje się, że mogą co najwyżej ziewać. Co w takim razie mają do powiedzenia i w jakich okolicznościach można to usłyszeć? Już wszystko wyjaśniamy.
Dlaczego ich nie słyszymy?
Ależ słyszymy. Tylko że, pomni wspomnianego na wstępie przysłowia, beztrosko ignorujemy rybie odgłosy. A kiedy już naprawdę nie sposób dłużej udawać głuchych, przypisujemy te dźwięki zupełnie innym źródłom.
Taka właśnie sytuacja miała miejsce na Florydzie, a konkretnie – w Cape Coral, którego mieszkańcy każdej zimy słyszeli dziwne odgłosy. Ponieważ nie wiedzieli, co jest ich źródłem (no bo przecież chyba nie ryby, prawda?), doszli do wniosku, że pochodzą one z miejskiej kanalizacji. Prawda okazała się jednak dużo bardziej zaskakująca.
Dźwięki, które dało się słyszeć, były dość irytujące, bowiem przypominały... rytmiczne bicie w bęben. Nic zatem dziwnego, że mieszkańcy domagali się od lokalnych władz rozwiązania problemu, i to w trybie pilnym. Władze rzecz zbadały i stwierdziły kategorycznie, iż odgłosy dochodzą spod wody, a kanalizacja nie ma z tym absolutnie nic wspólnego. O co zatem mogło chodzić?
O miłość, oczywiście. Jak się okazuje, malownicze wybrzeża Florydy upodobali sobie nie tylko ludzie, ale też ryby z gatunku Pogonias cromis, znane szerzej jako chromy. Doceniając urokliwe okoliczności przyrody, chromy odbywały w Cape Coral swoje gody - a miłość ma to do siebie, że bywa dosyć hałaśliwa. Odgłosy wydawane przez zakochane chromy miały 100-500 Hz (czyli były to raczej niskie częstotliwości), a rezonans i odbicie od nadmorskich wałów sprawiały, że dźwięki docierały aż do ludzkich domów.
Wszystko przez Francuza
Nieodżałowany Jacques-Yves Cousteau zrobił dla nauki bardzo wiele – ale co nieco również zepsuł (na przykład... wysadził kawał rafy w okolicach Great Blue Hole). Wmówił nam również, że „pod wodą panuje cisza”, co nijak się ma do rzeczywistości.
Współcześni naukowcy (oczywiście, że amerykańscy; ale wspierani przez kolegów z Nowej Zelandii) przyjrzeli się sprawie bliżej i zaczęli nagrywać podwodne dźwięki ryb za pomocą specjalnych urządzeń, zwanych hydrofonami. Wyniki ich badań były bardzo ciekawe – a zarazem raz na zawsze udowodniły, że pan Cousteau się pomylił.
Okazało się bowiem, że te pozornie pozbawione głosu zwierzęta intensywnie hałasują, mruczą i warczą. W jakim mianowicie celu? Zapewne takim samym, w jakim my komunikujemy się ze sobą; dźwięki służą im do wymiany informacji, nawigacji, a nawet do celów integracyjnych – na przykład polujące nocą opastuny wydają dźwięki po to, by się nie zgubić i trzymać się w ciemności w zwartej grupie.
Tak naprawdę badania na temat odgłosów wydawanych przez ryby prowadzone są od lat '60 ubiegłego stulecia. Ale pan Cousteau mógł o tym nie wiedzieć, bowiem początkowo zajmowała się tym US Navy, a czyniła to w najściślejszej tajemnicy, bo celem badań nie była zwykła naukowa ciekawość, lecz potencjalne możliwości wykorzystania tych dźwięków w celach militarnych. Niezależnie jednak od wojskowych, pewne obserwacje poczynili również cywile, o czym świadczyć mogą choćby zwyczajowe nazwy niektórych ryb. Na przykład wspomniana wyżej chroma bywa też nazywana... black drum, czyli czarny bęben. Ciekawe dlaczego?
Jak mówi ryba?
To zależy, co ma do powiedzenia. I komu. I co ciekawe, wcale nie musi używać do tego celu pyszczka; zresztą, gwoli wyjaśnienia, ryby nie posiadają strun głosowych. W jaki zatem sposób wydają dźwięki? Cóż, trzeba przyznać, że w bardzo pomysłowy.
Niektóre korzystają z płetw lub zębów, którymi pocierają o twarde powierzchnie. Są też gatunki, które używają dużo bardziej skomplikowanych systemów; mogą na przykład obkurczać mięśnie wokół pęcherza pławnego, co pozwala im na sprawne wydawanie całkiem głośnych dźwięków.
Bywają też ryby, które zmieniają odgłosy w zależności od tego, co i komu chcą przekazać. Przykładowo, samiec ryby tau, chcąc zwabić ukochaną, śpiewa jej piękne serenady (no, dobra, tak naprawdę to gwiżdże, ale chyba samiczkom wydaje się to niezwykle romantyczne). Kiedy natomiast w okolicy pokaże się inny tau płci męskiej, uroczy gwizd zamienia się w niezbyt przyjazne, głośne burczenie - czyli krótki, męski komunikat: spadaj stąd, obmierzły rywalu.
Każdemu może się zdarzyć...
Język ryb wydaje się być bardzo perspektywicznym obszarem badań; nie powinno nas zatem dziwić, że współcześni naukowcy postanowili pochylić się nad tym zagadnieniem. Z jakim skutkiem?
Zanim przejdziemy dalej, pamiętajmy, że naukowiec to też człowiek (chociaż czasami mówi niezrozumiałym językiem) – i jako istota ludzka ma prawo do popełniania głupich błędów. Dlatego może czasem pomylić język ryb z zupełnie innym odgłosem.
Uczeni z USA (a konkretnie - z University of South Florida) badali na przykład dziwne odgłosy wydawane przez dwa gatunki śledzi, zamieszkujących w Zatoce Meksykańskiej i w Zatoce Tampa. Chcąc zbadać rzecz - nomen omen - dogłębnie, spuścili pod wodę specjalnego drona, którego zadaniem było rejestrowanie rybich dźwięków.
Autonomiczny, supernowoczesny, torpedowaty robot mozolnie nagrywał rybie odgłosy przez okrągły tydzień, zaś wyniki badań miały zostać opublikowane na łamach czasopisma Science. Niestety, okazało się, że to, co początkowo uznano za język ryb, to w rzeczywistości były... no, dobrze, bądźmy kulturalni: „akustyczne ślady oddawania gazów”. Czyli bąki. Cóż, samo życie.
Tagi: ryby, nauka, głos