Jak powszechnie wiadomo, nie ma lepszego sposobu na utrzymanie czegoś w tajemnicy, niż pochwalenie się tym przed światem, odwiecznym wrogiem, i na wszelki wypadek jeszcze przed dziennikarzami. Tak przynajmniej musi uważać dowództwo US Navy, które wpadło na błyskotliwy pomysł nadania „wyraźnej wiadomości” wiadomości do Rosjan.
Was the recent visit of America's USS Seawolf to Norway meant as a message from America to Russia? Caleb Larson has the details.https://t.co/1saovoU0QD pic.twitter.com/aigbXfZfxI
— CFTNI (@CFTNI) September 9, 2020
Jak to z tym okrętem było?
Zgodnie z informacjami zamieszczonymi w amerykańskim portalu The Drive, Stany Zjednoczone „dały sygnał Kremlowi” poprzez wysłanie swojego tajnego okrętu podwodnego USS Seawolf do norweskiego Tromsø.
Na wypadek, gdyby ta wizyta przeszła bez należytego odzewu, wcześniej USA oficjalnie poinformowały o przybyciu jednostki, a dla całkowitej pewności opublikowały jeszcze zdjęcie Seawolfa w tamtejszym porcie.
Można by zatem postawić pytanie, w jakim celu Amerykanie zadali sobie tyle trudu?Przecież nie ulega wątpliwości, że Rosja posiada jakiś tam skromny wywiad i z całą pewnością tak znaczące wydarzenie nie umknęłoby jej uwadze.
Szeryfowie świata
Sprawę wyjaśnił nie byle kto, bo sam kontradmirał Anthony Carullo, szef 8. Grupy Okrętów Podwodnych, a zarazem dowódca Task Force 69 - stałej podmorskiej jednostki operacyjnej 6. Floty Stanów Zjednoczonych, do której należy między innymi USS Seawolf.
Kontradmirał stwierdził, iż rozmieszczanie okrętów podwodnych w różnych lokalizacjach „zwiększa i tak już wielkie możliwości prowadzenia podwodnej wojny”, a przy okazji „demonstruje niezmienne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych” w kwestię światowego bezpieczeństwa morskiego.
Biorąc pod uwagę fakt, że Amerykanie to nasi sojusznicy, w zasadzie taka postawa jest całkiem pozytywnym zjawiskiem; oczywiście pod warunkiem, że marines okażą się nieco bardziej skuteczni, niż amerykańskie wojska lądowe, które stacjonując w Polsce, mają zwyczaj gubić się albo wpadać do rowu.
Wyraźny sygnał
Prawda jest taka, że zdjęcia tajemniczego USS Seawolf są pierwszymi, jakie opublikowano od pięciu lat. Co więcej, port w Tromsø, w którym sfotografowano jednostkę, nie jest wcale miejscem przypadkowym; jest on bowiem zlokalizowane w pobliżu jednej z ulubionych tras, jakimi poruszają się... rosyjskie okręty podwodne.
Można więc uznać, że tak ewidentna demonstracja jest rzeczywiście czytelnym sygnałem dla Rosjan. Do pewnego stopnia może ona też być odpowiedzią na deklaracje Władimira Władimirowicza, który pod koniec lipca bieżącego roku obiecał rosyjskiej Marynarce Wojennej skromne wsparcie w postaci 40 nowych okrętów, podwodnych dronów Posejdon, wyposażonych w napęd atomowy, a na dodatek — hipersonicznych pocisków nuklearnych Cyrkon. Ot, takie tam gadżeciki.
Biorąc to wszystko pod uwagę, można dojść do smutnego wniosku, że chyba mamy lekkie déjà vu. Zimna wojna przecież już kiedyś była. Pozostaje mieć nadzieję, że obie strony przyswoiły sobie prawdy zawarte w „Sztuce Wojny” Sun Tzu i to wzajemne machanie szabelkami jest niczym innym, jak wyrazem ich chęci do utrzymania pokoju.