Hongkong budzi w europejskich głowach rozmaite skojarzenia, ale ekologia raczej nie jest jednym z nich. Mimo to właśnie tam rozpoczęto nowy, ciekawy trend – recykling muszli po skonsumowanych ostrygach. Skąd taki pomysł? I czy naprawdę wrzucanie do morza ostrygowego złomu ma szansę pomóc naturze?
„Pachnący Port”
Powiedzmy sobie szczerze: porty zwykle nie pachną. Mimo to Hongkong w dosłownym tłumaczeniu oznacza właśnie „Pachnący Port”, co może wiązać się ze słabym węchem lokalsów, albo z historią regionu.
Dzisiejszy Hongkong to przede wszystkim jedno wielkie centrum finansowe, szczycące się rekordową liczbą drapaczy chmur i najwyższymi na świecie cenami wynajmu nieruchomości. Trzeba jednak pamiętać, że jego historia to nie tylko cyferki, banki oraz układy finansowe.
Jeszcze w XIX wieku Hongkong był zwyczajną wioską rybacką – no, może nie tak zupełnie zwyczajną, bowiem Brytyjczycy upodobali sobie to miejsce jako główny port do przemytu indyjskiego opium, co wywołało liczne problemy społeczne, międzynarodowe reperkusje, a nawet dwie wojny. Mimo to Hongkong trwał, a unosił się nad nim zapach opium, herbaty i... ostryg.
Hongkong ostrygami stoi
Populacja Hongkongu to prawie 7,5 miliona osób; plus goście z całego świata, licznie odwiedzający to niesamowite miejsce. Jeśli każdy zje codziennie jedną ostrygę (a zje chętnie, bo to podobno zdrowo, a w dodatku taki przysmak uchodzi za afrodyzjak), to... Tak, powstanie bardzo dużo ostrygowych odpadów – czyli pustych muszli. W dodatku populacja mięczaków w lokalnych wodach mocno się przerzedzi.
Ktoś wpadł więc na pomysł, by niepotrzebne już muszle po skonsumowanych ostrygach wrzucać z powrotem do morza. Dzięki temu będzie mniej śmieci – a zdegradowana dziesięcioleciami konsumpcji rafa ostrygowa szybciej się odrodzi. Plan jest bardzo zacny – i chociaż wymaga nieco wysiłku (na przykład dokładniejszego segregowania śmieci w restauracjach), wart jest nagłośnienia.
Pomysłowym „ktosiem” od ostryg jest jedna z największych amerykańskich organizacji zajmujących się ochroną przyrody - Nature Conservancy. Jej oddział w Hongkongu w każdy czwartek objeżdża tamtejsze restauracje i zabiera od nich worki z pustymi muszlami. Potem są one przewożone na specjalne miejsce na wysypisku, gdzie słońce i wysoka temperatura pozwalają pozbyć się resztek mięsa (tak, musi tam pięknie pachnieć...). Dopiero po całkowitym wysuszeniu muszle są zabierane i wrzucane do morza nad rafami.
Jestem Magallana. Magallana hongkongensis
Z ostrygowym recyklingiem jest więc nieco zachodu. Trzeba jednak pamiętać, że nagrodą za ten wysiłek będzie nie tylko więcej mięczaków do zjedzenia. Tak naprawdę ostryga hongkońska, czyli Magallana hongkongensis, to absolutny rekordzista – filtruje najwięcej zanieczyszczeń, niż jakikolwiek inny gatunek. A ponieważ duże aglomeracje (a Hongkong jest bardzo duży), zawsze oznaczają zanieczyszczenie środowiska, dbanie o ekologię jest tam szczególnie ważne.
Od 2020 roku, kiedy projekt ruszył, Nature Conservancy zwróciło już naturze 80 ton ostrygowych muszli. Są one potrzebne larwom ostryg, które mogą się na nich łatwo zakorzenić – mają więc łatwiejsze życie. Poza tym puste muszle to doskonałe schronienie dla wielu podwodnych żyjątek, które mając bezpieczny dom, lepiej sobie radzą w zdegradowanym środowisku. Krótko mówiąc - wszyscy wygrywają. No, może wszyscy poza ludźmi wrażliwymi na bodźce węchowe...
Tagi: ostrygi, Hongkong, ekologiaNow, after decades of degradation of the oyster reefs, restaurants and municipal waste services are ensuring that consumed oysters have their shells returned to the reefs, ensuring they rebuild and thrive in the deep Hong Kong water.https://t.co/R6LN3uLNjA
— Pam Bowling (@PamBowling7) December 30, 2023