Im więcej czasu mija od momentu zatopienia „Moskwy”, tym śmielej odzywają się głosy donoszące o niedoróbkach, korupcji i ogólnej niemocy, jaka towarzyszyła modernizacji krążownika. Jak to wyglądało naprawdę?
Kolos na glinianych nogach
Ostatnimi czasy często spoglądamy w ten sposób na armię Putina. Czy słusznie? Tego nie ośmielimy się oceniać, zgodnie z powiedzeniem, że „Rosja nigdy nie jest ani tak silna, ani tak słaba jak się wydaje”.
Trudno jednak zaprzeczyć, że korupcja jest rakiem, który przeżera to państwo od dołu do samej góry. I być może właśnie ona – oprócz ukraińskich Neptunów i amerykańskich namiarów – przyczyniła się do tego, gdzie obecnie znajduje się „Moskwa”. A jak wiemy, znajduje się na dnie.
„Szereg nieprawidłowości”
Tak eufemistycznie podsumowali modernizację krążownika australijscy dziennikarze, którzy z bezpiecznej odległości analizowali temat. Do jakich wniosków doszli?
Zacznijmy od tego, że jednostka przechodziła gruntowny remont w latach 1990-1998. Jak zapewne pamiętamy, właśnie wtedy rozpadał się Związek Radziecki. Tego rodzaju przemiany nie mogły odbyć się bezboleśnie, a przy okazji stworzyły świetną okazję do różnego rodzaju nadużyć i malwersacji. Nie bez przyczyny do dziś w Rosji słowo „sprywatyzować” ma też alternatywne znaczenie: ukraść. Czy zatem modernizacja prowadzona w takich warunkach miała szansę przebiec rzetelnie? Pewnie miała. Ale nie przebiegła.
Co było dalej?
W roku 2000 Moskwa wróciła do służby i jako okręt flagowy pozostała w niej aż do 2016 r. Potem nastąpiła kolejna modernizacja, która również lekko się przeciągnęła. Ostatecznie w 2021 r. krążownik wrócił na morze, mimo wątpliwości dotyczących jego wyposażenia oraz wyszkolenia załogi.
Wątpliwości były na tyle poważne, że rosyjska gazeta "Kommiersant" nie bała się nazwać jednostki „tykającą bombą”. I chyba rzeczywiście coś było na rzeczy, bo w marcu tego roku (a więc niemal w przeddzień ataku na Ukrainę) kilku dyrektorom i oficerom biorącym udział w modernizacji jednostki postawiono zarzuty prokuratorskie.
„Szfagier Incorporation”
Rosyjskie dowództwo stworzyło listę wykonawców, którzy potencjalnie mogli zająć się modernizacją „Moskwy”: mieli doświadczenie, technologię, certyfikacje – wszystko, czego potrzeba, by skutecznie przeprowadzić renowację.
Lista została jednak niepostrzeżenie wydłużona o nie znaną wcześniej firmę Electropribor, która dziwnym trafem wygrała przetarg. Niepotwierdzone plotki głoszą, że miał w tym swój udział kapitan Igor Supranowicz, który za tę przysługę zainkasował kwotę 16 milionów rubli. Czy tak było rzeczywiście, nie wiadomo.
16 mln to jednak i tak drobnostka w porównaniu do sumy, jaka „zaginęła” w czasie modernizacji, a wynosiła 692 miliony. Nic zatem dziwnego, że duża część remontu została zwyczajnie pominięta, a Ukraińcy wysłali do ministra obrony Rosji list z podziękowaniem za „nieoceniony wkład” w obronę ich kraju.
Tagi: Rosja, Moskwa, korupcja, Ukraina, wojna, krążownik