Początek roku to najlepszy czas, by zastanowić się, jak będzie wyglądał zawód marynarza… no, może jeszcze nie w 2020 roku, ale powiedzmy, że w ciągu najbliższych kilku czy kilkunastu lat.
Eksperci przewidują bowiem, że już w niedalekiej przyszłości dzisiejsze umiejętności ludzi morza staną się zupełnie nieprzydatne, bo wszystko zostanie raz na zawsze zautomatyzowane i przerobione na kod binarny. Serio?
Żegnaj, legendo
Jak będzie wyglądał marynarz przyszłości? Cóż… z pewnością nie będzie to przypakowany Popeye z tatuażami. Chociaż jeśli chodzi o szpinak, to kto wie? Faktem jest, że cyfryzacja dotarła już na oceany, a globalni przewoźnicy robią wiele, by nadążyć w tym względzie za światowymi trendami.
Jeśli uda im się osiągnąć sukces, może się okazać, że nowoczesny marynarz będzie wyglądał jak przeciętny nerd: ani tężyzna fizyczna, ani kondycja, ani nawet odporność na katar nie będą mu już niezbędne, bowiem przez cały rejs nie wyjdzie ze swojej kajuty.
O ile w ogóle opuści port – w końcu są pomysły, by statki były całkowicie autonomiczne. Co więcej, bezzałogowe promy już pływają. Na razie na krótkich trasach, ale pływają. A ich kapitan siedzi sobie w porcie i dopiero w razie jakiejś awarii wysyła na miejsce żywych ludzi.
Może jednak nie będzie aż tak źle? Zresztą, czy wyobrażamy sobie, żeby elektronika zastąpiła żywego człowieka? Albo inaczej – czy fakt, że nie potrafimy sobie tego wyobrazić, coś zmienia?
Powtórka z rozrywki
Prawda jest taka, że to, co obecnie dzieje się na świecie można porównać do rewolucji przemysłowej, jaka nastąpiła w XIX wieku. Mimo iż dzisiaj uważamy ją za postęp, nie zapominajmy, że dla wielu ludzi była ona prawdziwa tragedią.
Ich stanowiska pracy zostały przejęte przez maszyny, co wiązało się z masowymi zwolnieniami i zmianą stylu życia całych społeczeństw. I niekoniecznie była to zmiana na lepsze. Nic zatem dziwnego, że w wielu fabrykach robotnicy celowo siali dywersję, niszcząc piekielne maszyny, które zabierały im chleb.
Dzisiaj możemy zauważyć analogiczne zjawisko; samoobsługowe kasy w sklepach, e-urzędy czy zastępowanie analityków z różnych dziedzin programami. Ile razy musieliście udowadniać w sieci, że nie jesteście robotem? Otóż właśnie.
Cyfryzacja ułatwia nam życie, skraca uciążliwe procedury i pozwala obcinać koszty związane z zatrudnianiem pracowników. I wygląda na to, że raczej jej nie zatrzymamy, bo dopóki będziemy po stronie konsumentów i właścicieli biznesów, będzie nam ona na rękę.
Oczywiście, istnieje też druga strona medalu - zagrożenie, że sami możemy zostać „zautomatyzowani” i zastąpieni przez program komputerowy, który się nie myli, nie miewa gorszych dni, nie potrzebuje przerwy na obiad, i tak dalej…
DCSA i spółka
Rozwój technologii informacyjnej i komunikacyjnej sprawił, że oficjalnie mówi się już o rewolucji informatycznej. Akademie i instytuty morskie planują w związku z tym wprowadzenie stosownych profili kształcenia, mających być odpowiedzią na coraz bardziej zaawansowane technologicznie statki.
Na tym jednak nie koniec. W kwietniu 2019 roku w Amsterdamie powstało Stowarzyszenie Digital Container Shipping Association, czyli DCSA. Zrzesza ono największych światowych armatorów, zaś jego celem jest „wprowadzenie nowych standardów technologii cyfrowej w żegludze”. Czyli automatyzacja.
Na razie w działalność DCSA włączyli się MSC (Federalna Komisja Morska Stanów Zjednoczonych), A.P. Moller - Maersk, Hapag-Lloyd i Ocean Network Express. W przyszłości mają dołączyć inni przewoźnicy.
Fakt, że środowisko po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat utworzyło wspólny front wydaje się napawać optymizmem. Z drugiej jednak strony jest ono sygnałem, iż przewoźnicy kontenerowi widzą skalę zagrożenia i jednoczą siły w obliczu przemian, których chyba… ciut się obawiają.
Tagi: marynarz, statek, automat