Czyżby to była tajemnica tak upartego trzymania się naszego rządu pomysłu przekopu przez Mierzeję Wiślaną? Okazuje się, że akurat w tym miejscu mają się znajdować złoża bursztynu.
Informacje o bursztynie znajdującym się w tym miejscu pojawiały się już w 2016 roku – mówił o tym np. w roku Radiu Gdańsk Jarosław Sellin, wiceminister kultury. Pogłoski te jednak pozostały bez echa. Dopiero kilka dni temu informację o dwóch złożach bursztynu w miejscu przekopu potwierdził Marek Gróbarczyk, minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. - W ramach przygotowania projektu przekopu Mierzei Wiślanej i uzyskiwania wszelkich pozwoleń, przeprowadzone zostały badania na obecność bursztynu. Potwierdziły one, że w pewnych miejscach bursztyn tam jest - powiedział w „Rządowej ławie” Gróbarczyk.
Na pytanie jak wielkie są złoża mają odpowiedzieć specjaliści z Urzędu Morskiego w Gdyni, którzy na zlecenie Ministerstwa przygotowują ekspertyzę. Ekspertyzę oceni Ministerstwo Środowiska, które ma także odpowiedzieć na pytanie, czy opłacalne będzie wydobycie bursztynu. Nieoficjalnie mówi się, że złoża mają być warte ok. 900 mln zł a ich wydobycie ma pozwolić sfinansować przekop, który, jak pamiętamy, ma kosztować 880 mln zł – a rząd w grudniu ub. Roku podjął decyzję, że sfinansuje inwestycję. Być może jednak są to pogłoski, które mają przykryć informacje o tym, że z ekonomicznego punktu widzenia inwestycja, jaką jest kanał przez mierzeję, jest nieopłacalna. Bo jak w 2016 roku mówił Michał Kosior, dyrektor biura Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników, nikt nie jest w stanie oszacować wartości złóż.
A oczywiście na koniec warto jeszcze zadać pytanie – komu przypadłaby koncesja na wydobycie bursztynu?
Tagi: Mierzeja Wiślana, przekop, inwestycja, bursztyn