TYP: a1

Ket, czyli kocia łódka

czwartek, 28 września 2017
Anna Ciężadło

Zasadniczo, koty jakoś nie przepadają za wodą – chyba, że chodzi o kotów w rozumieniu młodych adeptów żeglarstwa. Ci akurat pałają ku niej szczerym afektem; i bardzo dobrze, bowiem w początkowej fazie nauki jest wysoce prawdopodobne, że będą z nią mieli częsty i bliski kontakt.

Istnieje ponadto taki rodzaj kotka, który doskonale śmiga po wodzie, a co więcej - nie pozwala się wytrącić z równowagi, a chociaż nie spada na cztery łapy, niemal zawsze „daje radę”. Poznajmy zatem keta – kocią łódeczkę.

 

Definicja kiciusia

 

Ket jest absolutnie najprostszym modelem żaglówki: posiada jeden maszt (zwany szumnie grotmasztem), a na nim jeden, jedyny żagiel (oczywiście grot), reprezentujący dowolny typ ożaglowania skośnego.

Tak prosta konstrukcja wymusza jednak pewne dalsze modyfikacje. Sorry, nikt nie mówił, że będzie lekko. Przede wszystkim, ponieważ taka jednostka nie posiada foka, grot musi zaczynać się bliżej dziobu - w przeciwnym wypadku praktycznie niemożliwe byłoby uzyskanie tzw. zrównoważenia żaglowego. A poza tym stateczek wyglądałby głupio. Co prawda, w obecnej formie również nie wygląda poważnie, ale zawsze mogło być gorzej.

Większość ketów nie posiada kila, chociaż zdarzają się tu wyjątki. Znacznie częściej spotyka się jednak kety płaskodenne, posiadające jedynie miecz.

Osobnym zagadnieniem jest natomiast rodzaj żagla, jaki rozpinany jest na jedynym maszcie keta. Jak już wiemy, może to być dowolny typ żagla skośnego, jednak w praktyce najczęściej spotyka się kety bermudzkie (np. klasy Laser) lub rozprzowe (np. Optimist).

 

Cztery łapy

 

Jeśli czegoś wymaga się od łódki, to przede wszystkim stabilności; ok, inne cechy, jak choćby szybkość, też się przydają, jednak stabilność pełni taką rolę, jak hamulce w samochodzie; wszystko inne może zawieść (nawet silnik), ale one akurat nie powinny.

Jeżeli przyjrzymy się bliżej dowolnemu ketowi, prawdopodobnie rzuci nam się w oczy niezwykle długi w odniesieniu do wymiarów jednostki bom oraz duża szerokość łódeczki (w klasycznych ketach jest to nawet połowa długości jednostki). Jak się zastanowić, to bardzo podobnie prezentuje się katamaran. Zasadniczą różnicą jest oczywiście ilość kadłubów, ale główne założenia, a więc: jeden żagiel, przesunięty do przodu maszt oraz duża szerokość w stosunku do długości, pozostają te same.

Taka konstrukcja zapewnia doskonałą stabilizację jednostki (czyli powoduje, że ket, jak na kotka przystało, ląduje może nie na czterech łapach, ale też nie dnem do góry), a poza tym sprawia, że żegluga na takiej łódeczce jest możliwie prosta. W sam raz dla kotów.

 

Kto to wymyślił?

 

Tego pewnie już się nie dowiemy, ale faktem jest, że kety powstały niejako przypadkiem. Wyewoluowały bowiem z niewielkich łódeczek, przewożonych na pokładach statków handlowych (głównie brytyjskich), podróżujących do Nowego Świata.

Duży statek nie zawsze mógł dopłynąć odpowiednio blisko brzegu, więc towary przepakowywano na mniejsze łodzie. Taka łódeczka, jeśli została doposażona w żagiel, stawała się znacznie bardziej użyteczna od klasycznej łódki wiosłowej, a zajmowała niewiele więcej miejsca, więc pomysł się przyjął.

Kety to łódki lekkie, stabilne i bardzo proste w obsłudze, a żagiel - jak na swoje rozmiary - mają całkiem spory. Dlatego aż dziw bierze, że ludziom zajęło ponad sto lat, by wpaść na pomysł, iż na takich łódeczkach fajnie byłoby się pościgać. Pierwsze oficjalne regaty na ketach odbyły się bowiem dopiero w okolicach początku XX wieku.

 

Kto na tym pływa?

 

Jak już wiemy, głównie koty. Oraz paru zapaleńców, uparcie próbujących przełamać prawa fizyki, i śmigających w jednoosobowych regatach. Mistrzowski poziom opanowania kociej łódki reprezentuje choćby niejaki Mateusz K., będący jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich żeglarzy, a zarazem niekwestionowanym wymiataczem, jak chodzi o klasę Finn.

Ketem jest także niezapomniany Optimist, czyli mała wanienka z przymocowanym żagielkiem, służąca głównie do wyglądania śmiesznie i udowadniania dzieciarni, iż żeglarstwo to poważna sprawa.

 

Etymologia

 

Etymologia keta jest dokładnie tak skomplikowana, jak jego konstrukcja. Czyli niespecjalnie. Słówko ket jest bowiem prostym zapożyczeniem z języka angielskiego, gdzie kety nazywane są cat boat (albo catboat), czyli „kocia łódź”.

Na tym oczywiście nie koniec. Pozostaje bowiem pytanie, dlaczego akurat „kocia”? Fakt, że coś nazywamy „kocim” raczej nie świadczy o naszym głębokim uznaniu dla tej rzeczy: można słuchać kociej muzyki, wyznawać kocią wiarę, a nawet – dostać kociej mordy. Nie wspominając już o wspomnianej na wstępie, mało zaszczytnej funkcji kota w sensie nowicjusza, co w dowolnym środowisku oznacza zwyczajowo bycie obiektem „jakże zabawnych” drwin. Z drugiej strony, po takim kocie nie ma co spodziewać się wysokich umiejętności, więc należałoby nie stawiać przed nim zbyt ambitnych wyzwań.

Jak to wszystko ma się do kocich łódek? Ano, ma: po pierwsze, łódki takie wyglądają prosto i są proste w obsłudze - a więc nawet nowicjusza nie powinno przerosnąć ich użytkowanie. Są też, jak już wiemy, niezwykle stabilne, więc trzeba się naprawdę postarać, by postawić grzyba. Jednym słowem – kety są niewywrotne jak kot i przeznaczone dla kotów. No i trochę śmieszne. Jak to kiciusie.

 

 

 

 

 

 

Tagi: ket, łódź, słownik
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007