Generalnie, boja to „urządzenie pływające”. Fakt ten pociąga za sobą pewne konsekwencje: po pierwsze, skoro coś pływa, można to coś wykorzystać; po drugie, można to wykorzystać na szereg różnych sposobów - nie zawsze mądrych i nie zawsze pokojowych. Cóż, ogromowi oceanu może dorównać jedynie ludzka wyobraźnia…
Po co nam boje?
Myśląc „boja”, z reguły wyobrażamy sobie mało gustowny, upstrzony przez mewy element, smętnie unoszący się na wodzie. Boje stawia się jednak w ściśle określonych celach - i nie jest to bynajmniej zapewnianie morskim ptaszyskom stacjonarnej toalety. Opcji wykorzystania boi jest bardzo wiele - a wspólnym mianownikiem większości z nich jest chęć ustawienia swoistego „drogowskazu”, albo oznaczenie konkretnego punktu na morzu. Boje mogą zatem pełnić na wodzie następujące misje:
- oznakowanie toru żeglugowego, granicy akwenu, albo miejsca niebezpiecznego - czemu służą boje nawigacyjne. Rzecz jasna, każdy z tych obiektów musi być oznakowany w inny sposób - i byłoby doprawdy wspaniale, gdybyśmy patrząc na boję, wiedzieli dokładnie „co poeta miał na myśli”. Dlatego właśnie wymyślono system IALA, regulujący precyzyjnie powyższe kwestie;
- oznakowanie sieci rybackich (przynajmniej w teorii; w praktyce różnie z tym bywa, jak zresztą przyzna każdy, kto zbłądził na południowe wody Europy);
- oznakowanie innych przeszkód podwodnych, takich, jak sprzęt hydrograficzny, leżące na dnie kotwice, albo plątający się pod powierzchnią wody nurek;
- parkowanie, czemu służą boje cumownicze;
- oznakowanie jednostek, mających kłopoty;
- znajdowanie jednostek, które dopiero będą mieć kłopoty; takim celom służą np. boje sonarowe, stawiane ze statków lub helikopterów, a służące do określania pozycji okrętów podwodnych.
Boje do zadań specjalnych
Rzecz jasna, powyższa lista nie wyczerpuje tematu - a możliwości wykorzystania boi są właściwie nieskończone (na przykład, w tym roku na Mazurach, pewien przedsiębiorczy człowiek potraktował boję, jako… miejsce składowania śmieci. Żeby nie było, zawiązał je elegancko w worku - w końcu trzeba umieć się jakoś zachować).
Boje mogą też generować energię. OK., może „generować” to za dużo powiedziane - raczej wykorzystują energię falowania morza i zamieniają ją na energię elektryczną. Coś takiego nazywa się konwersją i jest dokładnie tak opłacalne, jak większość odnawialnych źródeł energii - czyli bez dofinansowania ze strony władz, raczej nie bardzo. Na razie - bowiem sam pomysł naprawdę nie jest głupi, a prace nad jego upgradowaniem wciąż trwają.
Z pewnością ciekawym zjawiskiem są tak zwane boje pogodowe. Wbrew temu, co sugeruje nazwa, wcale nie służą one do stawiania prognoz, ale gromadzą informacje, dotyczące stanu morza i pogody. Na ich podstawie nasi wspaniali specjaliści usiłują odgadnąć (z różnym skutkiem), czy i jak bardzo pogoda da nam w kość.
Osobną kastą boi pogodowych są te należące do systemu DART, mającego z definicji ostrzegać przed tsunami. Niestety, nie do końca zdają one egzamin - ale, jak wyjaśnili naukowcy z amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk (NAS), wszystkiemu winna jest duża wilgotność, zasolenie i wiatr. No, kto by się spodziewał takich warunków na środku oceanu?
Bojowe gadżety
O ile boje pogodowe nie muszą rzucać się w oczy, o tyle te nawigacyjne zdecydowanie powinny - sęk w tym, że nie zawsze jest to możliwe. Dlatego też boje, umieszczone w szczególnie strategicznych miejscach, muszą zostać doposażone w gadżety sprawiające, że nie sposób minąć je obojętnie - chyba, że bardzo się uprzemy. Na takiej boi może więc znaleźć się jeden lub więcej z poniższych elementów:
- światło o określonej charakterystyce. Zwykle takie światełko mruga w sprecyzowany sposób, dając po oczach, dzięki czemu jest szansa wypatrzeć je nawet pomimo niesprzyjających okoliczności przyrody;
- reflektor, zwany szumnie „odbłyśnikiem radarowym”. Wbrew nazwie, taki reflektorek ani nie świeci, ani nawet nie błyska - przynajmniej nie w sposób widzialny. Jego zasadniczą rolą jest odbijać fale radiolokacyjne, dzięki czemu boja będzie doskonale „widoczna” dla radaru - chociaż niekoniecznie dla bystrych oczu załogi;
- dzwoneczek, a niekiedy nawet duży dzwon;
- buczek, zasilany energią fal;
- nadajnik radarowy lub radiowy (tzw. racon).
Etymologia
Zanim przejdziemy do etymologii, krótka lekcja historii. Boję niewątpliwie wynaleźli Niemcy; co więcej, wynaleźli ją już chwilę temu, bo - jeśli wierzyć źródłom - miało to miejsce gdzieś tak w XI wieku, na rzece Wezera, którą zresztą Niemcy sami sobie… zrobili, łącząc dwa inne cieki wodne. Cóż, kto bogatemu zabroni?
Polska boja pochodzi więc w prostej linii od niemieckiej Boje. Na tym jednak nie koniec. Wygląda na to, że Niemcy zużyli całą swą inwencję w dziedzinie hydrologii oraz inżynierii - i na słowotwórstwo już zabrakło im fantazji. To by tłumaczyło, dlaczego nazwa niemieckiego wynalazku pochodzi wprost od starofrancuskiego słówka boye, czyli pływak, albo coś unoszącego się na powierzchni.
Tagi: boja, słownik