Żagle są trochę jak starzy przyjaciele - niby zawsze po naszej stronie, ale to, że mimo wszystko nie mają nas dość, nie oznacza, że nie należy im się nieco troski i uwagi.
Z serduchem do żagli
Oczywiście, z czasem stare żagle tracą nieco wigoru, co jest związane z nieuniknionym zmęczeniem materiału. Jeśli zdarzyło nam się przyoszczędzić i kupić je w przysłowiowej Biedronce, pewnie poddadzą się prędzej. A skoro już tak się stało, to tracąc kasę na nowe – przynajmniej nie straćmy tej lekcji i następnym razem postarajmy się zaoszczędzić... na czymś innym. Pomijając jednak kwestię ceny, najlepszych firm i polecanych patentów – przyjrzyjmy się, jak możemy przedłużyć życie naszych żagli.
Podejrzany element
To, jak szybko będzie nam potrzebny nowy komplet, zależy od ogólnego stanu naszej łódki i od tego, czy będzie nam się chciało zabezpieczyć na niej wszystkie newralgiczne punkty. Gdzie ich szukać? Jeśli jesteście zmuszeni kupić nowe żagle, to pewnie już wiecie ;)
Do takich miejsc należą wszystkie odstające elementy, zwłaszcza metalowe, które mają nawet sporadyczny (za to bolesny) kontakt z żaglami, a więc: przetyczki, gwinty, relingi, kosz dziobowy, itp.
Wszystkie te miejsca (naprawdę, wszystkie – jeśli któregoś zaniedbamy, możemy mieć pewność, że żagiel zaczepi się właśnie tam; tak działa prawo Murphy'ego) należy zabezpieczyć za pomocą taśmy ochronnej, albo zupełnie odseparować od świata, nasuwając na nie rurki z tworzywa sztucznego.
Klar, klar
Bardzo ważną kwestią dla zachowania zdrowia naszych żagli (i naszej załogi) jest stan lin sztormrelingów i kosza dziobowego oraz, powiedzmy to sobie szczerze, ich czystość. Jeśli zdarzyło nam się w tym względzie poważniejsze zaniedbanie, należy jak najszybciej przywrócić im dawny blask, najlepiej za pomocą acetonu.
Nie zapominajmy też o pokładzie. Sorry, Winnetou, ale żagle często brudzą się i nasiąkają różnymi substancjami (kawą, piwem, smarem, ketchupem, jeśli płyną z nami dzieci) właśnie od brudnego pokładu. Należałoby więc „codziennie pokład zmywać od soli i od kurzy" - ale o tym już chyba gdzieś słyszeliście, co?
Uwaga na listwy
Kolejna, z pozoru banalna prawda - listwy powinny idealnie pasować pod względem długości do kieszeni na żaglu. Nie muszą natomiast, a nawet nie powinny, pasować pod względem szerokości, dzięki czemu nie będą się nam klinować w kieszeni - szczególnie, jeśli uda nam się je złamać.
A jeżeli już do tego dojdzie, taką złamaną listwę natychmiast wymieniamy na nową. Sama raczej się nie zrośnie, a im dłużej tego zaniedbamy, tym gorzej dla żagla.
Ciężkie warunki pracy
Trudne warunki pogodowe to coś, na co niewiele możemy poradzić. Tym niemniej, również ze względów bezpieczeństwa, warto jednak próbować. Co prawda, fajnie jest w tawernie przy piwku pogadać, jaka to nas spotkała ekstrema i jak o mało co nie zginęliśmy, ale warto pamiętać, że, jak mawiał nasz KaWuŻet: są starzy żeglarze i są odważni żeglarze; ale nie ma starych, odważnych żeglarzy.
Od jakiegoś czasu trwa XXI wiek, mamy tablety, GPS-y i inne wynalazki, więc sprawdzenie prognozy pogody nie stanowi szczególnego wyzwania. Jeśli jednak koniecznie musimy płynąć w kiepskiej pogodzie, dbajmy o to, by nie forsować zbytnio żagli i w miarę możliwości, całej łódki; nie wspominając już o załodze. W takim przypadku najlepszym sposobem na przetrwanie jest zrefowanie żagli, oczywiście przy użyciu trymlinek, a nie przypadkowych elementów wyposażenia, jakie w panice wpadną nam w ręce (sznurówka, ramiączko od biustonosza, kabel od ładowarki itp.)
Zbyt lazy Jack
Czasy, kiedy trzeba było pracowicie klarować żagle na bomie, należą już do przeszłości - dziś tą żmudną procedurę można odbębnić w parę chwil. Osobiście uważam, że wynalazca Lazy Jacka powinien dostać żeglarskiego Nobla, co nie zmienia faktu, że i tak istnieją geniusze, którzy potrafią ten patent zmarnować i obrócić przeciwko sobie.
Najczęstszym błędem, poza przycięciem żagla zamkiem błyskawicznym, jest zbyt mocne naprężenie linek od Lazy Jacka (w końcu, komu by się chciało je luzować, nie?) podczas pracy grota. Linki blokują nadymający się brzuch i powodują nie tylko kiepskie przyspieszenie, ale też deformację żagla.
Nie można też liczyć na to, że żagiel, który przez dłuższy czas schowany jest w Lazy Jacku, nie brudzi się i nie namaka. Woda ZAWSZE wpłynie do środka przez likszparę, przy okazji zabierając ze sobą różne paprochy, owady, także tlenek glinu (tak, glin i aluminium to ten sam metal; wykonany z niego maszt reaguje z powietrzem, tworząc uroczą, czarną substancję). Skutkiem tego, po postawieniu żagla, możemy podziwiać na nim efektowne czarne wzorki, odpowiadające kolejnym fałdom i załamaniom materiału.
Niezmiernie ważną sprawą jest też suszenie zamoczonych żagli przed schowaniem ich do pokrowca. Wysuszenie żagla jest o niebo prostszym sposobem na zachowanie jego własności i estetyki, niż stosowanie później środków przeciwko pleśniom, a na już pewno jest to rozwiązanie bardziej przyjazne planecie i... tańsze.