Wyspy Liparyjskie i północna Sycylia cz.1. (żeglowanie na Sycylii)

piątek, 29 czerwca 2012
TJ

Na wstępie całej relacji należy przyswoić sobie dwie definicje. Dobrze przyswoić… jak magnez z reklamy telewizyjnej.

Maniana – ociąganie się, luźne podejście do życia.
Włoska maniana – j.w. z tą różnicą, że „odstawiana” przez Włochów. Dużo bardziej przyjazna forma od manian innych nacji.

1. Kraków – Ryanair – Trapani

Naszą podróż zaczynamy w Krakowie, mieście królów i prezydentów polskich. Wsiadamy to samolotu linii Ryanair, które to w 2012 roku zafundowały nam bardzo tanie połączenie do Trapani (Sycylia). Koszt rządu 500 PLN w dwie strony to niewątpliwie atrakcyjna oferta. Loty odbywają się w godzinach wieczornych, więc jeśli ktoś ma nadzieję, że odbierze jacht po południu, to powinien tą nadzieję natychmiast porzucić. Na włoskim lotnisku jesteśmy dwadzieścia minut po 22. Zgodnie z planem autokar przewoźnika Terravision ma być za około 90 minut. Niemniej, zgodnie z informacjami doczytanymi na forach, autokar często odjeżdża nie zgodnie z rozkładem, a w momencie kiedy większa część autokaru zostanie zapełniona. Tak było i w naszym przypadku. Po lądowaniu autokar jeszcze czekał z poprzedniego kursu. Kupiliśmy w kasie na lotnisku (prawa strona) bilety w cenie 10.5 EUR za osobę i obraliśmy kurs na Palermo… póki co autokarem. 

Z lotniska w Trapani do Palermo można dojechać na kilka sposobów - poznaliśmy dwa.
a) autokarem linii Terravision. Bilety w cenie 10.5 EUR w jedną stronę. Mobil zatrzymuje się na 3 przystankach w Palermo, skąd możemy wsiąść do taksówki i udać się do upragnionej mariny. Z jednego z przystanków w Palermo do mariny Club Nautico Vincenzo Florio, skąd braliśmy naszą Harmony 42, zapłaciliśmy za taksówkę 15 EUR.
b) taksówką - polecam Taxi Gallano (0039 349 461 9321). Właściciel Marco posiada 9-osobowego Citroena. Obiecał, że jeśli będziemy go polecać, to za kurs od naszych rodaków będzie brał 140 EUR w jedną stronę. Opcja taksówki jest dość dobrym rozwiązaniem. Za kurs z lotniska do mariny zapłaciliśmy 8 os. x 10,5 EUR za autokar plus 2 x 15 EUR za dwie taksówki. Daje nam to w sumie 114 EUR. Taksówka wychodzi wprawdzie 26 EUR drożej, ale zabiera nas z lotniska i zostawia pod mariną.

Do mariny dotarliśmy nieco po północy. Bramę otworzył stróż i zaprowadził do Harmony 42, które czekało na nas otwarte. Jeszcze tylko „drin” w ramach nagrody za, hmmm, za to że dojechaliśmy - i wszyscy wybraliśmy się do naszych koi.

2. Palermo – delfiny – Porticello

Jednostkę czarterowaliśmy od jednej z większych firm wynajmujących jachty na świecie, a mianowicie Dream Yacht Charter. Harmony 42 to 3-kabinowy jednokadłubowiec, ze składanym stołem, co daje nam dodatkowe 2 miejsca w mesie. Jednostka próbująca naśladować Sun Odyssey. Dwie toalety, dość sporo miejsca w mesie. Sam armator to znana i sprawdzona firma. Swoje jednostki posiada w wielu państwach od Chorwacji, Grecji po Karaiby czy takie perełki jak Nowa Kaledonia. Firma dość solidna, ale zdarzają się jej małe niedociągnięcia, tzn. wszystko fajnie i super, tylko ta włoska maniana :)

Harmony 42 firmy Dream Yacht Charter

„Club Nautico Vincenzo Florio” to klimatyczna marina. Nie ma przepychu, nie jest super odnowiona, ale ma swój klimat. Charakterystyczną budowlą jest stara latarnia morska, a za nią piętrowy budynek, gdzie ma siedzibę m.in. armator. Maria posiada toalety z prysznicami, do pomostów doprowadzony jest prąd. Obsługa bardzo sympatyczna. Do mini marketu należy udać się nieco w górę miasta, około 5-10 minut na piechotę (market obok stacji paliw). Niedaleko marketu sklep mięsny oraz warzywniak. Piekarnia około 2 min. od ww. miejsc. W marinie nie znajdziemy innych jachtów przeznaczonych do czarteru, oprócz tych należących do armatora. Dość sporo małych łodzi rybackich.

Club Nautico Vincenzo Florio – miejsce odbioru jachtu w Palermo

Samo Palermo nie rzuca na kolana. Jest parę ciekawych zabytków w centrum miasta wartych zobaczenia. Wszystko jest jednak jakoś tak dziwnie ściśnięte. W przewodniku można przeczytać na przykład o bazarze – rzeczywistość ogranicza się do ulicy, gdzie po 10 metrach ma się wrażenie, że wszystko się powtarza. Na pewno warto odwiedzić klasztor kapucynów w Palermo – osobiście nie byliśmy, ale przyjaciele odwiedzili i polecają. Kilka fotografii


Wracając do rejsu. Po odbiorze jachtu, zrobieniu zakupów, poleniuchowaniu, powoli ruszyliśmy w stronę Porticello. Przepłynęliśmy odcinek tak krótki, że chyba krótszego się nie dało, ale jakoś tak wyszło. Kurs w tym samym dniu do kolejnej mariny w Cefalu nie miał sensu. Porticello (Marina Porticello) to port rybacki, bezpłatny. W Italian Water Pilot znaleźliśmy zapis, że port posiada „450 miejsc, ale dla zwiedzających jedynie 45”.

Miasteczko rybackie – Porticello

Jak na moje oko miejsc wolnych było może z 3-5 i to tylko we wschodniej część nadbrzeża. W marinie brak wody i prądu. Obszedłem cały port i nic działającego nie znalazłem. Miasteczko nadaje się jedynie na wieczorny postój, po to tylko, aby rano zakupić u lokalnych rybaków ryby i owoce morza i udać się dalej w trasę. Oczywiście jak prawdopodobnie każde sycylijskie miasto ma swój urok, ale …ale umówmy się, urok urokowi nierówny.

3. Porticello – delfiny – dużo delfinów – Cefalu

To co ujrzeliśmy po wypłynięciu z Porticello, było jednym z tych momentów, które zapierają dech w piersiach. Delfiny… dużo delfinów. Co chwila kilka pływało przed dziobem, wypływając to z lewej, to z prawej strony jachtu. To jakieś stadko popisywało się akrobacjami od strony burty. Towarzyszyły nam chyba z 30-40 minut. W pewnym momencie było chyba 12 delfinów przed naszym dziobem.


Delfiny niedaleko Porticello


Coś niesamowitego. Po 40 minutach nasz stan można było porównać do dziecka, któreuwielbia lody i mama pozwoliła mu zjeść ich tyle, ile tylko zmieści. Tak się właśnie czuliśmy ) Po 40 minutach nasyceni widokiem delfinów, nieco głuchawi po wrzaskach kobiet, reagowaliśmy na hasło „o, delfin” tak samo jak „o, słońce świeci” czyli obojętnie. Nasycenie osiągnęło zenitu. 


Do Cefalu dopłynęliśmy po południu. Na początku na chwilkę zawinęliśmy do portu miejskiego. Postój na kotwicy do pirsu. Miejsc może z 6. Port jest darmowy. Należy uważać na zalegający w wodzie dość spory kamień zaraz przy początku nadbrzeża (strona zachodnia). Można zawadzić kilem. 


Zaraz po drugiej stronie miasteczka, za wzgórzem, znajduje się już nowa marina. Wprawdzie położona około 10 minut na piechotę od miasteczka, ale warto zacumować.


Port miejski w Cefalu

Marina w Cefalu

Zaraz obok zobaczymy tawernę „La Tavernette”, a nieco na południu gorąco polecam przepiękną małą plażę. Dystans może 100-150 metrów pokonuje się na pontonie „raz dwa”, a kąpiel i wylegiwanie się w tym miejscu wprawią każdego w dobry nastój (lokalne piwo czy wino na pewno tego nastoju nie pogorszy). W marinie znajduje się sklep z asortymentem żeglarskim, stacja paliw (na nadbrzeżu, do którego dopłynięcie jachtem jest niemożliwe, ale podciągnięty jest wąż do głównego pirsu) oraz woda. Przy czym podczas naszego kwietniowego pobytu na początku oznajmili nam, że wody brak, ale później „znalazła się” w części, gdzie cumowały lokalne łodzie rybackie. Cały pobyt w marinie nic nas nie kosztował prawdopodobnie dlatego, że było przed sezonem lub marina była częściowo w remoncie – pęknięty pirs. Nie jestem w stanie określić cen w sezonie, ponieważ nie znaleźliśmy biura mariny, a obeszliśmy ją calusieńką. 

Szczegółowy opis miejsca wraz ze zdjęciami


I teraz tak... Jeśli planujemy przybyć do Cefalu jedynie na kilka godzin, to polecam pierwszy port, ten położony w zachodniej części. Po pierwsze jest za darmo, a po drugie jest w mieście. 


Samo Cefalu jest prześlicznym miejscem, położonym u podnóża góry, na której znajdują się ruiny twierdzy, a obok charakterystyczna latarnia morska. Warto wybrać się na spacer, usiąść w zacisznej kawiarence na kawie czy lodach. Polecam szczególnie tą przy kościele w centrum miasta – Cafe di Ruggero. Serwują tam bardzo dobre lody. Pobyt nieco nam się przedłużył z powodu problemów z silnikiem, niemniej w nocy udało nam się opuścić Cefalu. Przed nami nocne przejście na Wyspy Liparyjskie – cel Salina.

4. Cefalu i ponownie Cefalu

Prawie udało nam się zrobić nocne przejście, jednak silnik zaraz po uruchomieniu odmówił posłuszeństwa. Bo zdiagnozowaniu awarii i próbie naprawy zatrzymaliśmy się w punkcie, gdzie okazało się, że bez odpowiedniego klucza nie jesteśmy w stanie nic więcej zrobić. Zadzwoniliśmy do menadżera bazy, który wysłał „ekipę ratunkową”. Wysłannicy pojawili się po 2 godzinach, aby zdiagnozować tą samą usterkę, o której dokładnie opowiedzieliśmy wcześniej przez telefon. Pokręcili się z 20 minut i postanowili, że wrócą teraz do bazy po nowy klucz. Tutaj nawiążę do słówka maniana, o którym pisałem na początku :) Dlaczego nie można było wcześniej pomyśleć i zabrać odpowiedniego klucza z mariny aaaaa!!! Około 13 pojechali z powrotem. I ponownie nawiąże do słówka maniana… sklep żeglarski w marinie otwierali o 16:00… po co więc jechać do bazy, tracić 4 godziny oraz paliwo, jak można było poczekać 3 h i nie tracąc paliwa, które przecież także kosztuje, kupić klucz w sklepie… ale nie… trzeba go przywieźć z Palermo :) Aby nie przedłużać tematu – panowie wrócili, naprawili i wieczorem płynęliśmy już na Salinę

5. Cefalu – nocne wybuchy Stromboli – Salina

Jako że praktycznie nic nie wiało, prawie całą drogę przepłynęliśmy na silniku. Niesamowite wrażenie robią nieliczne wybuchy Stromboli. Na horyzoncie widać niewielką łunę światła, pojawiającą się średnio do dwóch razy na godzinę. O nocnym przelocie nie ma co pisać, oficjalnych informacji nie byłoby za wiele ;) 


Na wyspę Salina dopłynęliśmy około 1 w nocy. Stanęliśmy w porcie miejskim (port miejski - Salina). Zalecane cumowanie przy nadbrzeżu (sprawdzona NW część), gdyż przy pirsach stają promy, główne od strony NE. Podejście do portu dość proste. 


Zaraz obok portu położona jest marina Porto Delle Eolie. Jest prąd i woda oraz dość sporo miejsc do zacumowania. Gdzieś wyczytałem, że w sezonie jachty kierowane są z portu miejskiego do owej mariny. Jest to wielce prawdopodobne. Więcej informacji o marinie: Porto Delle Eolie.

Sugerowane miejsce do cumowania w porcie w miejscowości Salina


Wracając do samego pobytu. Na zwiedzenie miasteczka wystarczą 1-2 godziny. Ładna, klimatyczna miejscowość, bez większych atrakcji. Warte odwiedzenia dwa kościoły. Jeden z nich, położony obok przystani promowej, ma dość ciekawą podłogę. Jednym zdaniem posiedzieć, wypić piwko, coś przekąsić, popłynąć dalej. Wyspę opuściliśmy wieczorem – kierunek Stromboli.

TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620