Ta sytuacja powtarzała się dwa razy do roku. Przychodziła wiosna, zaczynał się żeglarski sezon i trzeba było zwodować łódkę. Później gdy minęły letnie miesiące, nadchodziła zima, a mróz zaczynał ścinać wodę, tęże łódź należało wyciągnąć na ląd.
Za każdym razem Arek obiecywał najsolenniej, że zaoszczędzi trochę pieniędzy i nabędzie odpowiedni wózek, czy też raczej specjalną przyczepę, którą mógłby swój niewielki jachcik zarówno wodować, jak i transportować. No cóż, jak to zwykle bywa na obietnicach się kończyło. Trzeba było zwracać się z prośbą do przyjaciół.
Tak też było tej wiosny. Nastąpiła mobilizacja wśród znajomych. Jeden zaoferował przyczepę inny transport. Załadunek łódki przebiegł sprawnie. Podłożono specjalne poduszki gumowe, mające chronić kadłub podczas przewożenia na miejsce wodowania. Delikatnie opuszczono jachcik z rusztowania, na którym stał przez zimę i wyruszono w drogę. Po przybyciu na miejsce nastąpiła łatwiejsza część operacji „wodowanie”. Przyczepę wraz z zawartością ostrożnie sprowadzono po pochylni do wody. Nie minęło kilka minut, a chluba Arka zakołysała się na tafli jeziora. Dzięki współpracy i chęci niesienia pomocy była to, jak co roku, pierwsza żaglówka inaugurująca sezon. Współpraca i zaangażowanie przyjaciół nie wynikała jedynie z czystego altruizmu, kierowało nimi także łakomstwo. Arek w podzięce podejmował pomocników słynnymi glazurowanymi żeberkami z rusztu. Dzień lub dwa wcześniej zanurzał je w specjalnej marynacie, której recepturę strzegł jak „oka w głowie”. Teraz trzeba było rozniecić ogień pod rusztem i poczekać aż żar osiągnie odpowiednią temperaturę. Oczekiwanie na ucztę umilali sobie odpowiednimi trunkami. Wiosenne słońce miło grzało, a wokół roznosił się nieziemski aromat rumieniących się na grillu żeberek.
Glazurowane żeberka z rusztu Żeberka, tak zwane „paski”, przecinamy tak aby każdy kawałek był razem z kością. Marynatę przygotowujemy mieszając sporą łyżkę miodu, podobną ilość musztardy „dijon”, łyżeczkę ostrej papryki w proszku, trochę oliwy lub oleju oraz wódki – około 50 gram. Przyprawiamy solą i pieprzem. Można też dodać łyżeczkę przyprawy typu „curry” lub łyżeczkę kurkumy. Niektórzy dodają ketchup, ale Arek tego nie czynił. W marynacie umieszczamy żeberka, tak aby były nią całkowicie oblepione. Odstawiamy na dzień lub dwa w chłodne miejsce. Naczynie szczelnie przykrywamy. Dodatek wódki spowoduje, że żeberka będą miększe i bardziej kruche. Na rozgrzany ruszt układamy żeberka, w czasie gdy się pieką smarujemy je pozostałą marynatą. Obracamy by się równomiernie zrumieniły. Trzeba się uzbroić w cierpliwość, bowiem operacja pieczenia powinna trwać na tyle długo, by mięso łatwiej odchodziło od kości. Jednocześnie należy pilnować aby się nie przypaliło. |