TYP: a1

Keftédes - greckie klopsiki z rusztu

sobota, 22 września 2012
MZ

Mocne stukanie w drzwi, coraz głośniejsze i bardziej natarczywe, wyrwało Nikosa Kazantzakisa z popołudniowej drzemki. Nie spodziewał się o tej porze nikogo. Rozbudzony i nieco rozzłoszczony podreptał, aby otworzyć drzwi natrętowi. W drzwiach stał Zorba.

- Co ty tu robisz? – zapytał zaskoczony Nikos - Przecież powinieneś być w tej chwili na Cykladach, żeglując z klientami.

- No tak, ale co tu dużo gadać, będę musiał u ciebie na jakiś czas zamieszkać, bo mówiąc wprost straciłem dach nad głową. Zaraz ci wszystko opowiem, chodźmy jednak teraz do kuchni. Po drodze do ciebie wpadłem na chwilę do Jorgosa, tego rzeźnika, i kupiłem trochę świeżej, mielonej jagnięciny. Mam też ze sobą butelkę zacnej retsiny – tu Zorba sięgnął do przepastnej torby – i trochę uzo. Zrobię coś do jedzenia i wszystko ci opowiem. W gruncie rzeczy to wszystko twoja wina, a było to tak. Woziłem po Cykladach kilka dziewcząt. Gdy stanęliśmy na jednej z wysp, w niewielkim porcie, większość chciała odwiedzić to miejsce, ale ta najatrakcyjniejsza stwierdziła, że chce zostać na jachcie. Rozumiesz, zabrzmiało to jak zaproszenie. Dziewczyna została, ja postanowiłem z nią na chwilę wypłynąć w morze. Przyznasz, że nie można było nic innego zrobić. Zostając z nią w porcie i udając, że nic nie zrozumiałem, wyszedł bym na idiotę, a poza tym, taka okazja – gdybyś mógł ją zobaczyć!

Zorba coraz bardziej się rozpalał, zamaszyście gestykulując opisywał gestami kształty owego dziewczęcia.

- Wypłynęliśmy, pogoda była świetna, słaby wiatr, w polu widzenia nic, żadnych niebezpieczeństw, zeszliśmy pod pokład i rozumiesz... Nagle poczułem, że jacht w coś uderza, gwałtowne hamowanie wyrzuciło nas z koi. Okazało się, że wpadliśmy na niewielką skałę, która ledwo sterczała spod wody. Na śmierć o niej zapomniałem. I teraz tak, dziewczyna obrażona zeszła z jachtu, reszta moich pasażerów także. Łódka, która jest jednocześnie moim domem nadaje się do remontu, a ja, jak ci mówiłem, straciłem ten dach nad głową.

Nikos przyglądał się jak Zorba z dużą wprawą mieszał mięso mielone z przyprawami, po czym formował z niego niewielkie kulki, mniej więcej wielkości piłki golfowej.

- No to kolejna katastrofa w twoim życiu. Pewnie powiesz, że piękna!

- A jakże! Piękna to dziewczyna była. - Zorba rozpoczął nadziewanie uformowanych kulek na szpadki do szaszłyków. - Jeśli nie będę mógł u ciebie mieszkać, to pójdę do Anthony`ego Quinna, on zawsze mnie pod swój dach przyjmie.

Nikos rozpalał ogień pod rusztem, do żarzącego się węgla dorzucał obcięte gałęzie winorośli, sprawiały, że zapach unoszącego się dymu był niezwykły.

- Możesz u mnie zamieszkać, nie w tym problem, powiedz dlaczego uważasz, że ta kolejna twoja katastrofa to moja wina?

- Co! nie pamiętasz, sam przecież ukułeś, a nawet gdzieś opublikowałeś aforyzm: „biada mężczyźnie, który mógł spać z kobietą, a nie uczynił tego”. Ja się tylko do tego stosowałem i stąd moje nieszczęście!

Siedzieli przed domem Kazantzakisa, na ruszcie rumieniły się nabite na szpadki klopsiki, na stole stały talerze i miska z tzatziki. Kolejne kieliszki retsiny znakomicie koiły nerwy. Wieczór zapowiadał się znakomicie. Słońce powoli zanurzało się w morzu, a jego ostatnie promienie kładły się na drobnych falach jak pomarańczowa droga. Było pięknie.

Keftédes

Mieloną jagnięcinę włożyć do miski (jeśli nie mamy jagnięciny może to być mięso mielone wołowo-wieprzowe). Zetrzeć do tego mięsa jedną sporą cebulę, dodać dwa drobno posiekane ząbki czosnku, sporą garść posiekanej mięty i natki pietruszki, do tego łyżka posiekanego cząbru i zmielonego pieprzu. Wszystko to wymieszać. Można – opcjonalnie – dodać trochę tartej bułki i jedno jajko, ale tylko wtedy, jeżeli podejrzewamy, że masa może się podczas smażenia rozpaść. Z tej masy należy uformować kulki wielkości piłki golfowej. Nadziewamy je na szpadki do szaszłyków. Pieczemy na grillu do momentu aż będą bardzo rumiane. Podajemy z tzatziki, mogą też być podane z ryżem lub stanowić nadzienie „pitty”.

TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 3 grudnia

W Berdyczowie urodził się Józef Korzeniowski, pisarz marynista, znany później jako Joseph Conrad; jako młody człowiek wyemigrował do Anglii, gdzie zaciągnął się na statek. Po latach służby na morzu osiadł w południowej Anglii, gdzie zmarł w 1925 r.
czwartek, 3 grudnia 1857