Każdy, kto kiedykolwiek postawił stopę na pokładzie, musiał zmierzyć się nie tylko z siłami natury, ale i ze znacznie gorszym zjawiskiem: z innymi żeglarzami. Rzecz jasna, po zakończeniu rejsu nawet największe żeglarskie zakały stają się jedynie powodem do snucia wesołych morskich opowieści, ale dopóki rejs jeszcze trwa, są prawdziwą próbą dla naszej wytrzymałości psychicznej i samoopanowania.
Wszyscy mamy oczywiście swoje przywary, jednak bywają typy żeglarzy, z jakimi szczególnie trudno się pływa. Poniżej ranking najbardziej toksycznych przypadków, opracowany na podstawie tego, co można wyczytać na forach. A wyczytać można sporo…
Typowy Janusz
Tu na wstępie przepraszamy szczerze wszystkich, którzy noszą to piękne imię. Januszem można jednak zostać nie tylko wskutek decyzji rodziców. Janusz to stan umysłu; tego typu człowiek jedzie na rejs w przekonaniu, że wszyscy chcą go oskubać albo wykorzystać - albo jedno i drugie. Dlatego musi się odpowiednio urządzić, być podejrzliwy, czujny i sprytny.
Będzie zatem zazdrośnie bronił swoich interesów, przy okazji wykazując się sporym cebulactwem; zapomnijcie, że da kelnerce napiwek. Zapomnijcie, że z własnej woli dołoży się do wspólnej kasy. Zwykle zresztą „przypadkiem” nie zabierze na ląd portfela, więc pożyczy jakieś drobne kwoty (znowu), a potem będzie oburzony, kiedy upomnimy się o ich zwrot.
Zapomnijcie wreszcie, że Janusz wykaże najmniejszy bodaj odruch bezinteresownej pomocy wobec kogokolwiek - a kiedy już zostanie zmuszony do jakiejś aktywności, wykona swoją część pracy w taki sposób, by mieć pewność, że nikt nigdy więcej go o to nie poprosi. Będzie się w nieskończoność obijał, sępiąc papierosy i przekąski, a w skrajnych przypadkach zajuma nam skarpety i założy je do sandałów.
Szpaner-celebryta
Wydawać by się mogło, że Janusz jest ciężki do zniesienia, ale szpaner-celebryta to jeszcze trudniejszy przypadek: prawdziwy narcyz, w dodatku wycięty wprost z żurnala. Ktoś taki nie może parać się byle jakim zajęciem na łodzi, bo przecież mógłby zbrukać swoją śnieżnobiałą koszulkę polo, albo co gorsza, zrujnować fryzurę. Za żadne skarby świata nie zdejmie też fikuśnych okularów, ani specjalnych, „nautycznych” rękawiczek.
Właściwie to żeglarstwo jest dla niego jedynie kostiumem, pretekstem, by pokazać, na co go stać. Jest prestiżowym sportem, o którym wspomina się od niechcenia „w towarzystwie”. Generalnie jego umiejętności w żaden sposób nie korespondują z wyposażeniem, jednak nie pominie żadnej okazji, by wykazać, że facet w powyciąganym podkoszulku i klapkach w ogóle nie powinien nazywać się żeglarzem - bo żeglarz to przede wszystkim odpowiedni styl, jakość i prezencja.
Celebryta nie chwyci mokrej cumy (fuj!), nie umyje naczyń, ani nie będzie w najmniejszym stopniu użyteczny. Może co najwyżej pełnić rolę galionu, stojąc na dziobie i dumnie wpływając do portu, który dostąpił zaszczytu ugoszczenia jego osoby.
Sierotka Marysia
Sierotka nie zawsze jest płci żeńskiej - chociaż w przeważającej części bywa. Na rejsie znalazła się trochę przez przypadek, nie podoba jej się, niczego nie umie i nauczyć się nie chce, a w ogóle to kiedy wreszcie dopłyniemy?
Sierotka zwykle spędza rejs we własnej kajucie, piłując paznokcie, czytając książkę, albo (o ile jest zasięg) surfując po necie. Nie jest członkiem załogi i nie ma zamiaru nim być. Zwykle zabiera ze sobą wielką, plastikową walizkę albo gigantyczny plecak ze stelażem. Wymaga całodobowej opieki, ma wyraźną tendencję do gubienia się w portach, topienia ważnych dokumentów oraz notorycznego zatykania kingstona, którego mimo wielokrotnego instruktażu, nie potrafi obsłużyć.
Jest bardziej pasażerem, niż żeglarzem. Może od biedy (i z łaski) co najwyżej umyć naczynia, byle nie za często. Co zatem robi na łódce? Cóż… zwykle ma powód; a ten powód posiada konkretne imię i nazwisko oraz dziwne hobby, jakim jest żeglarstwo.
Sierżant
Ze wszystkich typów toksycznych żeglarzy najbardziej upierdliwym jest sierżant: człowiek, który ma misję. Pardon, Misję. On nas wszystkich nauczy. Bo przecież co my tam wiemy - za jego czasów, to dopiero było żeglarstwo! Nocne wachty, sztormy, fale, krew, pot i łzy, a nie jakiś tam jachting dla byle mięczaków.
Sierżant ma, co prawda, pewną pozytywną cechę - może nas zmobilizować do działania, dzięki czemu rejs będzie trochę bardziej ambitny. Nie wie jednak, kiedy powiedzieć dość - i jeśli damy mu przysłowiowy palec, to szybko chwyci za całą rękę, a nawet za dwie. Będzie wszystkich szkolił, pouczał i nieustannie musztrował, zapominając, że jesteśmy na wakacjach i jeśli mamy ochotę na okazjonalny plażing, to świat chyba to jakoś przeboleje.
Sierżant zamieni rejs w koszary, a nawet gorzej: w obóz pracy. Będzie tropił błędy, wytykał potknięcia i głośno komentował naszą nieudolność. Sierotka Marysia oraz szpaner-celebryta prawdopodobnie tego nie wytrzymają. Jedyna szansa to Janusz, który szybko dojdzie do wniosku, że sierżant naraża nas wszystkich na przesadne (i zbędne) koszty, więc na pewno ma w tym jakiś interes - zatem należy dosypać mu czegoś do zupy i będzie spokój.
Tagi: żeglarz, jachting