Jak wiadomo, dzik jest dziki. I w dodatku bywa zły. Tak przynajmniej twierdził pan Brzechwa, a nie będziemy się przecież z wieszczem spierać. Zwykle jednak dzik nie kojarzy nam się z morzem… a powinien.
Na przykład Krynica Morska ma od jakiegoś czasu spory problem z tymi zwierzakami, które - przy całym swoim uroku - potrafią jednak być niebezpieczne. Jak to możliwe i kto właściwie jest winien zaistniałej sytuacji?
Skąd się biorą dziki?
To akurat wiadomo - wychodzą z lochy. Sęk w tym, że o ile malutkie dziczki są słodkie, o tyle takie trochę większe już nie. Szczególnie, jeśli jest ich dużo i w dodatku zupełnie nie wydają się być speszone faktem, że znalazły się w biały dzień w środku miasta.
Niestety, dzik dowolnych rozmiarów ma to do siebie, że (podobnie, jak człowiek) idzie na łatwiznę. I jeśli nauczy się, że w okolicy ludzkich siedzib można za darmochę dostać obiad, to zamiast mozolnie szukać po lesie korzonków, będzie skwapliwie korzystał z tej opcji. Trudno się dzikowi dziwić. A zgadnijcie, kto nauczył dziki, że cywilizacja równa się jedzenie? Otóż to. Ludzie.
Biedny, głodny świniaczek…
Podstawową przyczyną, dla której dziki stały się problemem, jest człowiek i jego upór do organizowania świata po swojemu. Na przykład chęć niesienia pomocy tam, gdzie jest ona całkowicie zbędna.
Przy maksimum dobrej woli, polegającej na dokarmianiu dzików zimą (no bo jak sobie poradzą, biedne stworzenia?), stworzyliśmy więc problem. I nie wystarczy teraz przestać je dokarmiać - dziki, które zadomowiły się już w mieście, będą nada traktować je, jak otwarty bufet, zaglądając ochoczo do śmietników czy ogrodów.
Nie jest to zresztą pierwszy raz, kiedy wspaniałe pomysły naszego gatunku obracają się w efekcie przeciwko nam. Taka widać tradycja. Pozostaje jednak pytanie, co teraz zrobić z tym fantem?
Co na to urzędnicy?
Urząd Miasta Krynica Morska postanowił stworzyć specjalną ulotkę, której zadaniem było… no, może nie rozwiązanie, ale w każdym razie oswojenie problemu. Dobre i to. W ulotce możemy przeczytać, że nie należy zbliżać się do dzików (nawet zupełnie malutkich), głaskać ich, albo karmić z ręki. Nie zaleca się również krzyczeć, natomiast można przemawiać do dzika donośnym głosem. Na jaki temat? To chyba wszystko jedno, bowiem zgodnie z ulotką, tak potraktowane dziki mają nas totalnie olać i pójść sobie w swoją stronę.
Czy tak właśnie zrobią, trudno przewidzieć. Teoretycznie dziki powinny przecież unikać miasta i ludzi, a skoro zmieniły zwyczaje, to nie wiadomo, jak daleko ta zmiana pójdzie. Leśne zwierzę, na którym nie robią wrażenia samochody, światła i ruch uliczny, może zachowywać się nieco mniej przewidywalnie, niż nam się wydaje - i być może zechce podejść bliżej do człowieka, żeby sprawdzić, czy aby przypadkiem w kieszeni nie zawieruszył mu się jakiś batonik. Wcale nie musi mieć przy tym wrogich zamiarów - ale czy starczy nam odwagi, żeby spokojnie poczekać, aż zwierzak sobie pójdzie?
Prawdziwe zagrożenie
Dziki zasadniczo nie jedzą ludzi. Istnieją jednak sytuacje, w których zwyczajnie mogą puścić im nerwy i wtedy z całą pewnością zostaniemy zaatakowani. Może to nastąpić na przykład wtedy, gdy towarzyszy nam pies, który - podążając za instynktem przodków - spróbuje dzika zaatakować. Dzik raczej nie ucieknie, albo ucieknie niedaleko… a następnie wykona zwrot o 180 stopni i zaszarżuje - albo na nas, albo na naszego psa.
Równie niebezpieczna jest sytuacja, w której zbliżymy się zanadto do małych dziczków - a przecież są śliczne i urocze, no i te merdające ogonki... Z tym, że mama - dzik, nie mając pewności co do naszych zamiarów, może w dosadny sposób poinformować nas, iż nie życzy sobie, by jej dzieci zadawały się z byle kim. A matka broniąca swoich młodych to siła, przed którą nawet pan dzik czuje należny respekt.
Dziki problem? E tam…
Mimo wszystko, odwiedzający Krynicę Morską turyści zachwycają się dzikami i dziczkami. Co więcej, na portalach społecznościowych możemy nawet przeczytać, jak to fajnie jest poczęstować dzika kebabem, a następnie zrobić sobie z nim fotkę na plaży.
W tym świetle lekko niepokojący jest fakt, iż we wrześniu Krynica Morska organizuje… Święto Pieczonego Dzika. Czy zatem lokalna atrakcja trafi na ruszt? Czy kiedy przyjedziemy do Krynicy w wakacje, będziemy mieć jakieś szanse na selfika z dzikiem?
Też nas to nurtowało, dlatego postanowiliśmy zapytać o aktualną sytuację u samego źródła: w Urzędzie Miasta. Dowiedzieliśmy się, że po pierwsze, szansa na spotkanie z dzikiem jest jak najbardziej realna - zwierzaków jest nieco mniej, niż w latach ubiegłych, ale zdecydowanie są one obecne. I nadal lubią coś przekąsić. A co z pieczenią? I tu ciekawostka - otóż, dziczyznę na Święto Pieczonego Dzika dostarczają Lasy Państwowe. Czyli jednak nie zjadamy lokalnych celebrytów. Uf.
Tagi: dzik, Krynica