Czy możliwe jest, by dwóch ludzi, niezależnie od siebie, wpadło w podobnym czasie na identyczny pomysł? Cóż, historia zna takie przypadki…Sprawa nabiera jednak jeszcze większych rumieńców, kiedy okaże się, że tak naprawdę to żaden z wynalazców nie powinien rościć sobie prawa do patentu, bo w gruncie rzeczy nie wymyślili nic nowego.
Węzeł Huntera; albo i nie
Zacznijmy od tego, że „węzeł Huntera” wcale nie jest wynalazkiem pana Huntera. To znaczy, do pewnego stopnia jest, ale to trochę tak, jakbyśmy dzisiaj samodzielnie, niezależnie od doświadczeń ludzkości, wymyślili coś dobrze znanego. Na przykład koło.
Historia tego węzła jest znacznie bardziej zakręcona, niż on sam, chociaż zaczęła się zupełnie banalnie - od przetartych sznurowadeł. Jak wiadomo, nic nie jest równie trwałe, jak prowizorki; nie inaczej było w przypadku sznurowadeł pewnego Brytyjczyka, pana Edwarda Huntera, które w najmniej odpowiednim momencie przetarły się. Cóż, życie.
Hunter miał zapewne zamiar nabyć nowy komplet, jednak tymczasowo postanowił zawiązać rozerwane końce, by jakoś móc używać obuwia. Prowizorka okazała się nadzwyczaj trwała, a nawet zachwyciła swoim pięknem i prostotą pewnego przyjaciela pana Huntera, który uznał, że tak wspaniałego węzła nigdy dotąd nie spotkał. Być może za jego namową, a może z własnej inicjatywy, autor postanowił podzielić się ze światem swoim pomysłem. Nie był w tym jednak odosobniony….
Pechowy Amerykanin
Po drugiej stronie oceanu ludzie również używają sznurowadeł, a poza tym stosują liny i linki do zupełnie innych celów; na przykład do wspinaczki, jak to czynił pewien obywatel USA, niejaki Phil D. Smith.
Pomysłowy Amerykanin również wpadł na pomysł sprytnego połączenia dwóch końców liny, co w efekcie dawało niezwykle prosty, ale bardzo wytrzymały węzeł. Co więcej, Smith wymyślił go odrobinę wcześniej, niż Hunter - a nawet go opisał. Dlatego zatem świat w ogóle o tym nie wiedział?
I tu dochodzimy do clue całej historii, które można by podsumować: nasi górą.
Otóż, pan Smith był fascynatem wspinaczki wysokogórskiej i dlatego swój wynalazek opisał w dziele pod tytułem „Knots for Mountaineering”, czyli „Węzły do wspinaczki”. Ponieważ jednak na świecie jest trochę więcej żeglarzy, niż wspinaczy, publikacja przeszła niemal bez echa.
Konkurencja
Natomiast pn Hunter, poza tym, iż był dumnym posiadaczem sznurówek, był również żeglarzem. Postanowił zatem zaprezentować światu swój węzeł na łamach znanego miesięcznika żeglarskiego. Należy dodać, że wykazał się tu dużą skromnością, ponieważ opublikował swój pomysł bez żadnej nazwy. Mimo to, świat żeglarski ochrzcił go mianem węzła Huntera, a koncept jednogłośnie uznano za doskonały.
Publikacje obu panów były „branżowe” i dzieliło je zaledwie kilka miesięcy - ale trzeba uczciwie przyznać, że to Amerykanin był pierwszy. Prawdziwa burza rozpętała się jednak, gdy nieco później węzeł pojawił się na tytułowej stronie The Times. Oczywiście pod mianem „węzła Huntera”, co wywołało szczere (i zrozumiałe) oburzenie fanów wspinaczki.
Spory na temat pierwszeństwa, nazewnictwa, autorstwa oraz wyższości wspinaczki nad żeglarstwem (lub odwrotnie) trwały długo i wydawały się niemożliwe do rozstrzygnięcia, jednak ostatecznie węzeł funkcjonuje pod nazwiskiem pana Huntera - i pod taką nazwa figuruje w sławnej „Księdze Węzłów” Ashleya. Aby zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości, postanowiono powołać do życia stosowną organizację, a mianowicie: International Guild of Knot Tyres, czyli Międzynarodowy Cech Wiązaczy Węzłów, co powinno pomóc usystematyzować wiedzę na temat supłów i supełków.
Siła prostoty
Żeby było jeszcze ciekawiej, w rzeczywistości żaden ze wspomnianych panów nie wynalazł niczego nowego; węzeł znano od dawien dawna jako „taklowniczy”. Dlaczego zatem nikt przez wieki nie opisał go, ani nie uznał za „swój”?
Być może powodem jest właśnie jego prostota. W gruncie rzeczy, węzeł ten składa się po prostu z dwóch półsztyków, czyli, jak mawiają laicy, supłów. Jest przy tym niezwykle wytrzymały - znacznie bardziej, niż jego konkurent, węzeł prosty, a w odróżnieniu od niego, nie zaciska się i jest dużo łatwiejszy do rozwiązania.
Jaki wniosek możemy wysnuć z tej historii?
Po pierwsze, zasada „kto pierwszy ten lepszy” nie zawsze obowiązuje. Może to i dobrze?
Po drugie, należy rozważnie wybierać hobby, i zamiast snuć się gdzieś po górach, zająć się czymś pożytecznym; na przykład żeglarstwem.
I po trzecie, nigdy nie jest za późno, żeby „odkryć” rzeczy pozornie dobrze znane… Tylko nie mówcie o tym firmie z nadgryzionym jabłkiem; jeszcze opatentują koło.
Tagi: węzeł, Hunter