Na świecie istnieją dwa rodzaje wynalazków: pierwszy powstaje jako owoc gruntownych przemyśleń i długotrwałego ślęczenia w laboratorium, zaś drugi – jako połączenie palącej potrzeby oraz przebłysku geniuszu. Pierwszy rodzaj może sprawić, że dostaniemy Nobla. Drugi – że w ogóle przeżyjemy; szczególnie, gdy paląca potrzeba zaistnieje w jakichś niesprzyjających okolicznościach.
Poniżej prezentujemy dwa patenty, zaliczające się do tego drugiego rodzaju. Być może nigdy Wam się nie przydadzą – ale, jak mawiają starzy żeglarze: lepiej umieć coś zrobić, i tej wiedzy nie potrzebować, niż potrzebować, a nie umieć. Czy jakoś tak ;)
Żeglarz kontra liny
Faktem jest, że żeglarz pośród rozmaitych przymiotów, jakie niewątpliwie go cechują, musi również posiadać żyłkę wynalazcy. W przeciwnym razie nie będzie w stanie sprostać zadaniom, jakie postawi przed nim życie, woda oraz niedostatki w sprzęcie.
Prezentowane pomysły mają oczywiście swoje wady: jeden z nich polega na bezpowrotnym przecięciu liny (a przecież można ją skrócić specjalnym węzłem – o ile się go zna ;P), zaś drugi wymaga narażenia się kukowi - a wszyscy wiemy, że jest to skrajnie niebezpieczne i może pociągnąć za sobą daleko idące skutki. I to zgubne.
Oba patenty jednak działają, więc w sytuacji podbramkowej mogą uratować nam rufę.
Przecięcie liny bez noża
Czy da się przeciąć linę bez użycia noża? Oczywiście, że tak - wystarczy mieć nożyczki; albo... drugą linę. W ostateczności możemy nawet przeciąć linę nią samą, pod warunkiem, że będzie odpowiednio długa. Jak dokonać tej sztuki? Już spieszymy z wyjaśnieniami.
Otóż, wystarczy stanąć na rzeczonej linie w taki sposób, by miejsce, w którym zamierzamy dokonać „cięcia” znajdowało się pomiędzy naszymi stopami. Stoimy swobodnie, czyli w lekkim rozkroku, a nie na baczność. Pod fragmentem liny, jaki znajduje się pomiędzy naszymi stopami, przewlekamy drugą linę (albo kawałek tej samej), po czym energicznie „piłujemy”, przeciągając linę tam i z powrotem, aż dokonamy przecięcia.
Niestety, sposób ten ma swoje ograniczenia: po pierwsze, działa tylko na liny syntetyczne. Po drugie, jeśli mamy do czynienia z liną, która posiada duszę (czyli metalowy rdzeń), będzie dużo, dużo trudniej. Po trzecie, nawet w przypadku lin bezdusznych i syntetycznych, operacja wymaga pewnego wysiłku. Ale działa. I o to chodzi :)
Sposób na uparty węzeł
Każdy szanujący się (i swoją łódkę) żeglarz powinien znać kilka podstawowych węzłów. I zwykle zna. Z tym, że czym innym jest taki węzeł zawiązać, a czym innym rozplątać go, szczególnie, jeśli zaciśnięty był bardzo mocno i w dodatku przez długi czas.
Zwykle w takim przypadku stosujemy marszpikiel oraz mocną perswazję słowną, na którą jednak węzły są zaskakująco nieczułe. Niestety, zdarza się, że nawet taki patent nie daje rady.
Wówczas pozostają nam dwa rozwiązania:
a – udać się do kambuza po nóż (i narazić się kukowi, bo nóż to jego święta własność i byle kto nie może go dotykać niewykwalifikowaną łapą; i to brudną),
albo b – udać się do kambuza po trochę mąki kartoflanej (i znów narazić się kukowi, który nie lubi marnotrawstwa, a użyta mąka zostanie przecież bezpowrotnie stracona).
Oba rozwiązania są zatem ryzykowne, ale zdecydowanie polecamy to drugie. Zwykle pozwala ono uniknąć ofiar w ludziach oraz, co ważniejsze, w linach.
OK, i po co nam ta mąka? Prawda jest taka, że mąka kartoflana to praktycznie czysta skrobia, i to w bardzo drobnej frakcji. Jeśli wetrzemy ją w uparty węzeł, skrobia zapewni linom odpowiedni poślizg. W takiej sytuacji znacznie łatwiej będzie zarówno wbić marszpikiel odpowiednio głęboko, jak i rozplątać zapieczone liny.
W zastępstwie mąki ziemniaczanej może też wystąpić tapioka, czyli mąka z manioku, ale śmiemy powątpiewać, czy posiadacie ją wśród zapasów (chociaż, kto wie?). Znacznie częściej zdarza się natomiast, że macie w załodze jakiegoś bardzo małego człowieka, noszącego pampersy. W takim przypadku warto uniknąć konfrontacji z kukiem i zastąpić mąkę... zasypką dla niemowląt. Oczywiście, będzie to z kolei wymagało konfrontacji z matką Polką, co również może być lekkim hardcorem, ale przynajmniej nie będziemy musieli przez resztę rejsu zastanawiać się, co też pływa w naszej zupie.
Tagi: liny, węzeł, trick