Laura Dekker fot. Eastnews / Marco De Swart |
My oczywiście byliśmy inni i lepsi. Ale teraz to jednak oni pływają dookoła świata, a my się tylko przyglądamy. Pierwszym oficjalnym rekordzistą solowego rejsu non stop dookoła świata był Australijczyk Jesse Martin, ale on miał na mecie (w 1999 r.) lat 18. Oficjalna Rada Rekordów Żeglarskich, WSSRC (World Sailing Speed Record Council) wpisała go na swoją listę jako najmłodszą osobę, która opłynęła świat solo w rejsie non stop, ale jednocześnie zamknęła tę kategorię wyczynu raz na zawsze (żeby było sprawiedliwie, zamknięto też kategorię najstarszego żeglarza). Właśnie po to, jak sądzę, żeby zatrzymać wyścig tych, którzy chcieliby w przyszłości zostać jak najmłodszymi rekordzistami.
Podwójne zmaganiaJednak nieoficjalna klasyfikacja funkcjonuje, a ostatnio coraz częściej słyszymy o nastolatkach, którzy pływają na wokółziemskiej trasie. Trzeba przyznać, że opłynięcie świata w wieku lat na przykład 16 – jak udało się to ostatnio Jessice Watson z Australii (17. urodziny obchodziła kilka dni po wylądowaniu) – jest wyczynem niezwykłym. Sama Jessica na swoim blogu odnosi się również do dyskusji, jaka przetoczyła się niedawno przez media w prawie całym żeglarskim świecie. Pisze, że nie zamierza przejmować się tym, że jakieś organizacje nie chcą uznać jej rejsu, bo jest niepełnoletnia. „Czy to znaczy, że tego rejsu nie ma? To co ja tu w takim razie robię?” – pytała już na „ostatniej prostej”, zmierzając do domu. Cieszyła się również, słysząc, że inni mają podobne pomysły. Udało jej się nawet przed rozpoczęciem rejsu spotkać i chwilę porozmawiać z Mike’em Perhamem, co uznała za bardzo inspirujące doświadczenie. (Mike w trakcie swojej wokółziemskiej pętli miał przymusowy postój w Australii, rejs zakończył w wieku 17 lat, w sierpniu 2009 r. Zaplanowana jako rejs non stop podróż miała jednak przystanki z powodu licznych awarii, w tym autopilota i steru; trwała 9 miesięcy zamiast planowanych czterech. Nie obyło się również bez wywrotek.)
Przełamując stereotypyAustralijka cały czas podkreśla, że chodziło jej o realizację marzenia, a nie o bicie rekordu (choć stało się, jak się stało i nieoficjalnie jest ona teraz
Na ocean – razem czy solo?
fot. Rolex / C. Borlenghi
|
najmłodszą osobą, która opłynęła świat dookoła w samotnym rejsie non stop). Watson spędziła z rodzicami i rodzeństwem 6 lat na morzu, pływając jachtem motorowym z portu do portu wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii. Jej placem zabaw był pokład, wychowywała się w portach. Jak twierdzi, strasznie frustrowało ją to, że wszyscy brali ją za „małą dziewczynkę”, oceniając ją po wyglądzie. I nawet kiedy zgodnie z dobrym obyczajem chciała przyjąć czyjeś cumy, zawsze rzucano je dorosłym, uznając, że dziecko sobie nie poradzi. Postanowiła więc udowodnić, sobie i innym, że mała dziewczynka potrafi dużo więcej, niż mogłoby się wydawać. Nie było jej wcale łatwo, bo jednego dnia zaliczyła cztery wywrotki, w tym jedną 180 stopni i tylko starej, solidnej konstrukcji jachtu oraz bardzo dobremu takielunkowi zawdzięcza, że jej rejs się wtedy nie zakończył. Panna Watson przed rejsem odbyła szkolenie na stopień Ocean Yachtmaster oraz przeszła morskie kursy ratownicze. Na pewno można ją nazywać kapitanem, bo nikt za nią niczego nie zrobił i nawet jeżeli przed wypłynięciem pomagał jej sztab ludzi, a w trakcie rejsu mogła się w każdej chwili skonsultować z meteorologiem czy rodzicami, na pokładzie była przecież zupełnie sama.
Wiek bywa przeszkodąOprócz wspomnianego już wcześniej Brytyjczyka Mike’a Perhama (http://www.totallymoney.com/sailmike/) wokółziemski rejs ukończył niedawno również Amerykanin Zac Sunderland (lipiec 2009, 17 lat). Jego siostra Abby wyruszyła w styczniu 2010 r. z takim samym zamiarem, ale 10 czerwca straciła maszt w trakcie wywrotki i musiała się poddać. Aktywowała EPIRB, wezwała pomoc, zlokalizowano ją najpierw z samolotu, a później przypłynął kuter rybacki Ile de la Reunion i zabrał ją na pokład. Stamtąd Abby pisała, że wciąż wydzwaniają dziennikarze i próbują zwalać winę za niepowodzenie na jej młody wiek, sztorm, jacht, na tysiąc rzeczy. „Sztorm jest w pakiecie, kiedy decydujesz się na rejs wokół świata, a nie da się przepłynąć Oceanu Indyjskiego, nie napotykając chociaż jednego sztormu. I od kiedy to za sztorm odpowiedzialny jest wiek żeglarza?”. Kiedy Abby wróciła do domu, mogła przywitać się z najmłodszym bratem, urodzonym kilka dni wcześniej (państwo Sunderlandowie mają siedmioro dzieci). Najmłodszego nazwano imieniem kapitana francuskiego kutra, który uratował Abby – Paul Louis… A rodzice zamieszczali w Internecie tasiemcowe wyjaśnienia dotyczące kosztów akcji ratunkowej i innych medialnych faktów będących tworami wyobraźni szukających sensacji reporterów (http://soloround.blogspot.com; http://www.abbysunderland.com). Z kolei Holenderka Laura Dekker (rok urodzenia 1995) wyruszyła w sierpniu 2010 r. Początkowo płynęła razem z ojcem z Holandii do Gibraltaru, żeby definitywnie sprawdzić jacht. Od 21 sierpnia musi już radzić sobie sama. Wcześniej sąd zabronił jej samotnej eskapady z powodu młodego wieku – żeby rozpocząć rejs, musiała skończyć 15 lat – i ustanowił nadzór kuratora ds. nieletnich. Zgoda i wsparcie rodziców nie miały tu żadnego znaczenia. Zbuntowana nastolatka uciekła kuratorom i odszukano ją dopiero kilka dni później na Antylach Holenderskich, skąd w eskorcie policji została odstawiona do domu. Jej rejs planowany jest z przystankami, trasą przez Kanał Panamski, żeby ominąć Horn. Postępy Laury można śledzić na stronie http://www.lauradekker.nl. Jest tam napisane wprost, że chce ona zostać najmłodszą żeglarką, która opłynęła świat dookoła. Marzenia marzeniami, a rekord rekordem…
Marzenia własne czy cudze?Niektórzy odbywają rejsy non stop, inni z przystankami, jedni płyną sami, innym się to nie udaje i muszą przyjąć pomoc zewnętrzną. Niezależnie od wszystkiego, to ogromny wysiłek i bardzo trudny rejs. Co powoduje, że „dzieciaki” mające kilkanaście lat decydują się na tego rodzaju rozrywkę, podczas gdy rówieśnicy zajmują się dużo mniej wyszukanymi sprawami? Skąd pomysł, żeby zostać najmłodszym, który opłynie świat dookoła? Chcę wierzyć, że jest to naturalne marzenie tych młodych ludzi, wszystkich pochodzących z żeglarskich rodzin, niektórych urodzonych na jachcie, pływających od małego i zarażonych słonowodnym bakcylem. Mam nadzieję, że nie są to ambicje rodziców. W sporcie często tak bywa, że niezrealizowani rodzice przelewają swoje marzenia na dzieci, zostają ich trenerami, podporządkowują życie rodzinne sportowi i odnoszą sukces (jak np. w tenisie siostry Williams czy siostry Radwańskie) – lub wcale nie mają wybitnych osiągnięć, jak wielu, o których nic nie wiemy. Pozostaje wciąż pytanie – jak to się dzieje, że rodzice pozwalają dziecku na taką eskapadę? Że są w stanie przezwyciężyć własny strach? Może po prostu znają dobrze swoje dzieci, jak ojciec Laury Dekker, twierdzący, że tego rodzaju wyczyn leży w zasięgu możliwości jego córki. Kilka lat temu (2004 r.), gdy Janek Mela z Markiem Kamińskim szli na biegun, najpierw północny, a potem południowy, nikt nie uważał tego za nieodpowiedzialne szaleństwo, tylko za realizację marzeń Janka, który chciał pokonać własną niepełnosprawność i odzyskać po wypadku wiarę w swoje możliwości. Kamiński go na te bieguny nie zaniósł, obaj doszli i obaj szczęśliwie wrócili. Dojrzalsi i bogatsi o nowe doświadczenia.
Na czym się pływa dookoła świata
Jessica Watson – Sparkman & Stephens 34 (Ella’s Pink Lady), klasyka z 25-letnim stażem. Maksymalnie godna zaufania, o dużej dzielności morskiej. Głęboki kil pod całym kadłubem, świetna praca na fali. Bardzo dobrze przygotowana, po krytycznej wywrotce wstała i „poszła” dalej. Wiele współczesnych konstrukcji by tego nie wytrzymało. Na takiej samej łódce płynął Jesse Martin. Mike Perham – Open 50 (Totallymoney.com). Całkowicie profesjonalny jacht, spokojnie mógłby startować w regatach. Jednak były problemy, zawodził osprzęt. Na szczęście dzięki postojom i pomocy Mike’owi udało się usuwać kolejne awarie i w końcu zamknąć pętlę. Zac Sunderland – Islander 36 (Intrepid). Stary projekt (rok budowy: 1972), klasyczna linia, dzielny jacht. Abby Sunderland – Open 40 (Wild Eyes), zbudowany w 2001 r. do samotnej żeglugi. Tym razem fala okazała się mocniejsza od masztu. Wild Eyes porzucony po wypadku dryfuje w stronę Australii, jeżeli w nią uderzy i nie roztrzaska się w drobny mak, zostanie podjęta próba jego odzyskania. |
Wyprawa po dorosłośćNa jachcie w samotnej żegludze nikt nie zrobi nic za ciebie. Naprawdę nie ma znaczenia, czy jest to podróż z przystankami czy bez, czy z asystą w postaci drugiego jachtu czy nie. Potrzeba równowagi psychicznej, dojrzałości większej niż przeciętnie w tym wieku można by zakładać oraz wielu innych cech, jakich wymaga morze i których braku nie wybacza. Nawet jeżeli w rejs wypływa nastolatek, wraca już ktoś inny. Są sytuacje, w których trzeba radzić sobie samemu, podejmować decyzje i znać ich konsekwencje. Do dyspozycji jest dziś o wiele więcej sprzętu niż kiedyś, przez co jest dużo łatwiej. I możliwe staje się coś, co wcześniej możliwe nie było, chociażby codzienne rozmowy nie tylko internetowe, ale również satelitarne. Stały kontakt z najbliższymi oraz meteorologami pozwala zachować dobrą kondycję psychiczną, co w skrajnych warunkach jest najważniejsze. Odpadła rzecz najtrudniejsza – nawigacja tradycyjnymi metodami. Znajomość superdokładnej prognozy pogody ułatwia przetrwanie najgorszego sztormu. Średnio połowa problemów, z jakimi borykali się Slocum (1895–1898, pierwszy samotny rejs dookoła świata), Vito Dumas czy Francis Chichester, zniknęła. Jeszcze 10 lat temu na wyposażenie, jakim dysponują współcześni nastoletni samotnicy, stać było jedynie topowych żeglarzy. (Sprzęt załóg na regaty RACE 2000 kosztował nieprawdopodobne krocie). Sprawnie działają również centra koordynacyjne służb ratowniczych, dając młodocianym samotnikom oraz ich rodzicom teoretyczną gwarancję, że w razie problemów pomoc dotrze na miejsce, nawet jeżeli trzeba będzie na nią poczekać. W tej chwili, jak widać, całość wokółziemskiej operacji może zmieścić się, teoretycznie, w budżecie rodzinnym (a nawet, jak u Sunderlandów, rodziny wielodzietnej), ewentualnie wspartym dodatkowymi pieniędzmi z zewnątrz.
Splendor to nie wszystkoŻeglarstwo to wolność. Jednak. Mimo wszystko. Bez oglądania się na organizacje, oficjeli, pozwolenia, związki i patenty. Bo rekord można pobić powyżej 18. roku życia, bo za oficjalny monitoring tych, którzy rekordy przyznają, trzeba słono zapłacić, bo podróż może wypaść inną trasą niż planowano, a oficjalna trasa musi biec w konkretny sposób. Wolność do tego, by móc wypłynąć na morze i zrealizować marzenia. Czy ja bym pozwoliła swojemu dziecku na taki rejs? Nie wiem. Na szczęście moja córka ma na razie 3 lata i póki co chce być weterynarzem. Ale gdyby urodziła się na jachcie, jak Laura Dekker, i gdyby jej pierwszym placem zabaw był pokład, a nie podwórko w środku lasu, może widziałabym to inaczej. Chcę wierzyć, że rodzice tych dzieci dla ich dobra pozwolili pójść im za marzeniami, a nie za własnym widzimisię.
Blog Jessiki Watson, 23 stycznia 2010 r. http://jessicawatson.com.au/index.htm. Materiał w tłum. M. Jung
Moje słoneczne warunki skończyły się z przytupem. Ja i Ella’s Pink Lady miałyśmy trochę ciekawych przeżyć. Siła wiatru miała wzrosnąć do bardzo silnego sztormu, ale żadna prognoza nie mówiła, że będzie to 65 węzłów, jakie zanotowały przyrządy, zanim straciłam je w trakcie wywrotki! (Wiatr powyżej 63 węzłów to w skali Beauforta huragan, 12. stopień, prędkość wiatru powyżej 117 km/h – przyp. red.) Taki wiatr oznaczał również duże i wredne fale. Żeby dać wam jakieś wyobrażenie o warunkach – były podobne do tych w roku 1998 w trakcie tragicznych regat Sydney – Hobart. W sumie zaliczyłam cztery wywrotki, z czego druga była najpoważniejsza, bo maszt został wepchnięty 180 stopni pod wodę. Może jednak „wepchnięty” to złe słowo – najdokładniej mówiąc, Ella’s Pink Lady została uniesiona w górę, rzucona w dół fali, a potem nakryta górą wody i gwałtownie wywrócona do góry dnem. W takich warunkach przebywanie na pokładzie było zbyt niebezpieczne, a ja nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko się przypiąć na dole i trzymać kciuki. Z pomocą maleńkiego foka sztormowego mocny elektryczny autopilot radził sobie fantastycznie, trzymając nas na kursie z wiatrem, a ja pomagałam mu (lub nie) okrzykami zachęty! Niebezpieczne były tylko wielkie, samotne dziady, które nadchodziły pod kątem (z boku), i to one spowodowały wywrotki. Solidna rama stanowiąca stelaż baterii słonecznych została wygięta, co daje dobry obraz siły fal. Mająca co najmniej średnicę cala rura ze stali nierdzewnej nie zgina się ot tak sobie, więc można powiedzieć, że Ella’s Pink Lady okazała się bardzo mocną małą łódeczką! Ponieważ byłam całym ciałem skoncentrowana na tym, żeby się trzymać, po kabinie fruwały różne przedmioty, a Ella’s Pink Lady głośno narzekała, niemożliwa była ocena zniszczeń na pokładzie. W tym czasie raczej trudno mi było utrzymać pozytywne i racjonalne myślenie, ale ogólnie mogę stwierdzić, że kapitan zniósł to równie dobrze jak łódka. Oczywiście był to jeden z tych momentów, kiedy zadajesz sobie pytanie, po co właściwie to wszystko robisz? Ale ja mam bardzo długą listę powodów i nie mogę powiedzieć, że nie było warto, również dla takich chwil! W samym środku tego dramatu mama odebrała najgorszy z możliwych telefonów od australijskiego centrum koordynacji ratowniczej (RCC) z informacją, że jedna z moich radioboi EPIRB (urządzeń powiadamiających o niebezpieczeństwie) została aktywowana. Jedna z wywrotek musiała spowodować automatyczne włączenie się jednej z nich bez mojej wiedzy. Na szczęście zadzwoniłam do domu kilka minut później, zanim ktokolwiek naprawdę zdążył spanikować. Byłam zła, że taka głupia rzecz napędziła wszystkim takiego stracha! Nie wyszłyśmy z tego zupełnie bez szwanku, bo jest sporo drobnych zniszczeń, ale na szczęście nic na tyle poważnego, żeby nas zatrzymać. Tak naprawdę uważam, że fakt, iż maszt jeszcze stoi i wygląda jakby był w naprawdę idealnym stanie, to zasługa wyłącznie naszego specjalisty od takielunku, Davida Lambourne’a. Oprócz wygiętej ramy od paneli, jedna z baterii słonecznych jest pogięta, a samoster wiatrowy teraz siedzi trochę pod kątem, ale na szczęście, i ku mojemu zaskoczeniu, wciąż działa (go Parker!). Jest też trochę rozdarć na grocie i jedna ze stójek relingu się wgięła. Kabina pod pokładem jest strefą absolutnej katastrofy, wszystko mokre albo wilgotne. Kibelek rozpadł się na kawałki, które latały z jednej strony na drugą, razem z masą innych rzeczy. Kuchenka się poluzowała, ale na szczęście odpali, kiedy trochę przeschnie. Po sprzątnięciu najgorszego oraz pomimo tego, że udało mi się trochę przespać, wciąż czuję się jak wielka pianka cukrowa. Fizycznie ręce i nogi mam ciężkie i obolałe, i oczywiście zgromadziłam piękną kolekcję siniaków! Psychicznie czuję, jakby przybyło mi dobre 10 lat, ale już wróciłam do siebie i jestem w dobrym nastroju, bo zbliżamy się do połowy trasy. Kiedy wiatr się w końcu uspokoił, dostałam w prezencie nieprawdopodobnie piękny zachód słońca, a kiedy sprzątałam na pokładzie, podpłynęło kilka delfinów, jakby sprawdzając, czy wszystko jest OK. Jestem winna wielkie dzięki Bruce’owi, który był absolutnie wspaniały, mówiąc przez telefon właściwe rzeczy we właściwym momencie za każdym razem, kiedy do niego dzwoniłam, oraz Bobowi (meteorologowi prowadzącemu – przyp.red.), który przez całą noc był na nogach i wciąż mnie informował, kiedy mogę się spodziewać, że wiatr zelżeje. Mogłabym tak pisać i pisać, ale lepiej skończyć, bo i tak wyszła mi już długa powieść, a wciąż mam jeszcze dużo do zrobienia!
Jesse
|
Źródło:
www.jachting.plW bieżącym numerze Jachtingu: MORZE 8. Correntin ,,Tara Tari" de Chatelperron - Z ostatniej chwili 12. Lód na kursie! - Akweny 20. Malo e lelei* z Królestwa Tonga! - Akweny 32. Geronimo eksploruje Baleary i Sardynię 38. Pelagic Expedition - wokół Hornu ze Skipem Novakiem 46. Zadanie nawigacyjne - Rusz głową! TECHNIKA 48. Jak przewozić łódź na przyczepie - Przyczepy 54. Dziwne żagle - Ożaglowanie 62. Wstawianie klepki poszycia - Drobne naprawy 66. To czego nie widać jest ważne - Płetwy z trimtabem DE LUXE 70. SunCamper 3 - na wielkie wyprawy - Test jachtu motorowego 76. Ciekawostki ze świata - Need to know 80. Przez Polskę Wisłą Cz. 3 - Warszawa - Toruń 90. Świeża bryza - Nowości rynkoweMESA OFICERSKA 92. Gwiazdkowe propozycje 95. Gdzie warto być, co warto zobaczyć - Kalendarium imprez 96. Kite? Najlepiej w Egipcie! 100. Kair tysiąca dźwięków - Egipt 102. Przejście Północno-Zachodnie - Stare Mapy 106. Polskie korzenie światowej marki - Szczypta historii 112. Regaty Classic Cup 2010 na Bałtyku wygrywa s/y Wars 116. Boatshow 2010 - Relacja z targów 118. Szpeje, dingsy i przydasie - Deko handlu 120. Recenzje - Ciekawostki na rynku wydawniczym; Materiały nadesłane przez ,,Segeln", s. 48, 62.
Powiązane: