Gdybyście mogli nadać nazwę naprawdę wielkiemu kawałowi lodu, co byście wybrali? Imię oziębłego eks? Teściowej? Ulubionego polityka? Opcji zapewne jest sporo. Uczeni postanowili jednak pójść nieco innym tropem i nazwać górę A68a. Przynajmniej nikt się nie obrazi. Teraz jednak wysyłają specjalną misję badawczą, która ma za zadanie przyjrzeć się bliżej tej górze lodowej, która mimo neutralnej nazwy, może się okazać naprawdę kłopotliwa.
Olbrzym
A68a „urodziła się” w 2017 roku na Antarktydzie, odrywając się od cielącego się lodowca i dryfując coraz dalej od domu. Przez długi czas była uznawana za największą górę lodową na świecie, jednak ostatnimi czasy stopniała do tego stopnia, że utraciła to zaszczytne miano.
Obecnie A68a znajduje się 90 km od wyspy Georgia Południowa położonej na południowym Atlantyku i stanowiącej Terytorium Zamorskie Wielkiej Brytanii. Mimo znacznej utraty masy nadal robi spore wrażenie. Kiedy ogląda się ją na zdjęciach satelitarnych, widać, że jest podobnych rozmiarów, co Georgia. A to może - chociaż nie musi - zwiastować kłopoty.
No i co z tego?
OK, ten wielki kawał lodu w końcu całkowicie się roztopi. Takie jest życie gór lodowych: odrywają się (wcale nie tylko przez globalne ocieplenie - po prostu taki funkcjonuje przyroda), dryfują z prądami oceanicznymi w cieplejsze rejony, topią się - i tyle je widzieli. Naukowcy obawiają się jednak, iż A68 a może osiąść na mieliźnie, stwarzając tym samym zagrożenie dla żyjących tam pingwinów i fok.
Sęk w tym, że tak ogromny obiekt skutecznie zablokuje im drogi do miejsc żerowania, dlatego mogą mieć poważne kłopoty z wykarmieniem młodych. Konieczność nadłożenia naprawdę dużego kawałka drogi spowoduje, że wiele piskląt i młodych foczek po prostu umrze z głodu, zanim rodzice zdążą dopłynąć na łowisko, zdobyć pożywienie i wrócić z łupem. Podobna sytuacja miała już miejsce w 2004 roku, kiedy w okolicach Georgii osiadł inny kolos o nazwie A38. Na wyspie znaleziono wówczas mnóstwo martwych szczeniąt fok oraz piskląt pingwinów.
Sprawa jest tym bardziej poważna, że naukowcy szacują, iż jeśli A68a rzeczywiście osiądzie na mieliźnie, może pozostać tam nawet przez 10 lat. Oczywiście, gigantyczny kawał lodu zmiażdży też wszystkie zwierzęta, jakie żyją na dnie.
James Cook w akcji
W obliczu tych wszystkich zagrożeń naukowcy postanowili zbadać rzecz na miejscu. W celu zbadania góry wysłano statek badawczy James Cook, który ma dopłynąć w okolice góry pod koniec stycznia. Badacze będą też mieli do dyspozycji dwa drony, które mają dokonywać pomiarów temperatury, zasolenia wody morskiej i stężenia chlorofilu w okolicach A68a. Pozwoli to monitorować stan lokalnego fitoplanktonu.
Warto pamiętać, że w tak zimnych wodach łańcuchy pokarmowe są stosunkowo krótkie: fitoplankton jest zjadany przez kryl, którym z kolei żywią się (z braku lepszych opcji) pingwiny, foki i wieloryby. Dzięki temu, znając stan fitoplanktonu, można ocenić kondycję całego ekosystemu.
Na pocieszenie warto dodać, że zdjęcia satelitarne pokazują, iż A68a jest popękany. Jeśli szczeliny te dojdą do całej głębokości, góra rozpadnie się na mniejsze kawałki, a wtedy problem sam się rozwiąże.