Relacja satelitarna skippera s/y Katharsis II, kpt. Mariusza Kopera. 6 stycznia 2018, Wielki Ocean Południowy. Od startu w Kapsztadzie: 2300 Mil morskich
5 stycznia 2018 wieczorem, dwa tygodnie od wypłynięcia z Kapsztadu dotarliśmy do 60 stopnia szerokości geograficznej południowej i wpłynęliśmy na wody Antarktyki. To oznacza, że pierwszy etap wyprawy już za nami i teraz rozpoczyna się główne zadanie: pętla dookoła kontynentu Antarktydy wzdłuż i na południe od 60 stopnia szerokości południowej. Przez najbliższe miesiące będziemy się starać żeglować jak najbliżej Antarktydy.
Pierwsze dwa tygodnie naszego rejsu upłynęły bardzo szybko. Niektórym wydaje się, że życie na morzu jest monotonne i czas stoi w miejscu. Ale nic bardziej mylnego. Tutaj czas płynie inaczej niż na lądzie. Cokolwiek byśmy nie robili, trwa to dłużej. Jacht kołysząc się na falach wytwarza siły, którym trzeba się przeciwstawić, napinać mięśnie, łapać równowagę. W takich warunkach zwykłe przygotowanie obiadu (a jest nas tutaj 9 osób!) zajmuje około 3 godzin i to pomimo tego, że korzystamy z przygotowanych jeszcze w porcie składników. A kiedy wiatr się wzmaga i pojawiają się duże fale, nawet na odpoczynek potrzeba więcej czasu. W trakcie rejsu, nawet przy prostych naprawach musimy uwzględniać pogodę i to też potrafi spowolniać.
Od kilku dni wiatry sprzyjają naszej żegludze na południe, chociaż generalnie są słabsze niż się spodziewałem przed startem. Chwilowo mamy mniejsze przebiegi dobowe, ale dzięki temu oszczędzamy i jacht i załogę.. Na przebycie pierwszych 2000 mil morskich potrzebowaliśmy 12 dni. Trochę statystyki: dni w miarę szybkie, z przebiegiem powyżej 190 mil - 5. pięć. Dni z osiągami, jak na możliwości naszego jachtu - przeciętnymi, czyli po około 170 – 190 mil na dobę: 3. Dni wolniejsze, poniżej 170 mil morskich, w tym pamiętny pierwszy dzień rejsu, ze szczególnie słabym wiatrem, za to w pięknym słońcu: 4.
Pogoda dopisała załodze Katharsis II również podczas Sylwestra. Tuż przed zachodem - tuż nad horyzontem pojawiło się piękne słońce. Stary rok żegnaliśmy w pięknych kolorach nieba i oceanu. Łagodne falowanie i co za tym idzie - stosunkowa stateczność pokładu pozwoliły na bezpieczne przygotowanie specjalnej kolacji. Dodatkowo naszym naczyniom nie groziło zsunięcie się ze stołu. Prawdziwy luksus. Oczywiście nie zabrakło tańców, ale było też dużo rozmów o tym co nas jeszcze czeka. Wszyscy zdajemy sobie sprawę o wyjątkowości miejsca i sytuacji. Wiemy, że musimy być cały czas gotowi na wszystko. W dodatku prognozy meteorologiczne mówiły o nadchodzącym sztormie. Po złożeniu sobie nawzajem życzeń - przede wszystkim - powodzenia, rozeszliśmy się do kabin.
Pierwszy duży sztorm w tym rejsie uderzył dzień po Sylwestrze, w nocy z 1-go na 2-go stycznia. Rozległy układ niżowy rozciągał się od brzegów Antarktydy po Afrykę. Dodatkowo wciskał się w stacjonarny wyż usadowiony na południowy wschód od Afryki Południowej. To właśnie z tego kierunku przyszło pierwsze uderzenie północnego wiatru.
Zanim ocean się wybudował, udało się nam jeszcze przygotować i przetestować pierwszą z boi badawczych, które mają badać skład i temperaturę wody w rejonach w pobliżu kontynentu Antarktydy. W trakcie obecnej wyprawy prowadzimy projekt "Antarktyczne Laboratorium" i we współpracy z Instytutem Oceanologii PAN w Sopocie uczestniczymy w międzynarodowym programie naukowym ARGO. Na pokładzie badania koordynuje jeden z naszych załogantów, "w cywilu" profesor PAN - Piotr Kukliński. Jeszcze przed rejsem wytypowaliśmy kilka sektorów, każdy o powierzchni zbliżonej do Polski, gdzie takich urządzeń jeszcze praktycznie nie ma. Boje zostały dostarczone do Kapsztadu i tuż przed startem trafiły do ładowni jachtu. Warunki do planowanego uruchomienia i bezpiecznego umieszczenia boi badawczej w wodzie nie były łatwe, ze względu na silny wiatr i dużą falę. Zgodnie z instrukcją wodowanie może nastąpić tylko wtedy, gdy jacht nie płynie szybciej niż dwa węzły. Ustawiliśmy jacht do linii wiatru. Kiedy szybkość jachtu spadła do 2 węzłów - zwodowaliśmy boję. Ta najpierw zanurzyła się głęboko znikając, ale po chwili pojawiła się na powierzchni i kiwając się, żegnała oddalający jacht. Jeśli wszystko pójdzie dobrze informacje generowane przez to urządzenie będą dostarczane drogą satelitarną do centrów naukowych przez kolejne dwa lata.
Uderzenie sztormu dała się nam trochę we znaki. Podczas refowania grota straciliśmy jeden z wózków mocujących żagiel do masztu. Aby uniknąć rozdarcia żagla (wiatr 10 w skali Beauforta) na wysokości drugiej listwy - musieliśmy całkowicie zrzucić grot. To oznaczało sztormowanie tylko na żaglach przednich. Siła wiatru dochodziła w porywach do 55 węzłów. Szybko wybudowane fale zdawały się rzucać jachtem, ale nie powodowały już żadnych dalszych uszkodzeń. Natychmiast kiedy ocean nieco ustąpił udało się nam wymienić wózek grota i nasz główny żagiel powrócił do pracy.
3 stycznia 2018, na horyzoncie pojawiła się pierwsza góra lodowa. Co prawda kilka dni wcześniej widzieliśmy na radarze olbrzymie echo informujące o "czymś wielkim" w odległości kilkunastu mil. Domyślaliśmy się, że to może być wielka góra lodowa, ale nie byliśmy w stanie tego potwierdzić, z uwagi na otaczającą jacht gęstą mgłę. Jednak wiemy, że góry lodowe potrafią wędrować daleko poza wody Antarktyki. Teraz nie mieliśmy wątpliwości – na własne oczy widzieliśmy unoszący się na falach wielki blok lodu. Wiemy, że teraz góry lodowe będą nam towarzyszyły przez kolejne tygodnie żeglugi. Musimy być wyczuleni na każdy cień na radarze. Najlepiej byłoby aby Neptun dał nam jak najmniej mgły i ciemnych nocy, bo one nie pomagają w wypatrywaniu przeszkód. Ale mam świadomość, że mgły w tych szerokościach będą niestety występować nawet co drugi, lub trzeci dzień. Natomiast ciemne noce już za kilka dni powinny ustąpić nawet w późnych godzinach - letniemu światłu. Oczywiście wiemy, że ciemne godziny w nocy powrócą już w lutym.
Ocean Południowy potrafi wytwarzać bardzo niebezpieczne fale. Czując respekt przed ich mocą zdecydowałem się na konserwatywną taktykę żeglugi. Ale stale testujemy różne ustawienia żagli. Ostatnio zaczęliśmy używać ciężkiego spinakera, zamówionego specjalnie na tą wyprawę, czy kombinacji wszystkich posiadanych żagli w ustawieniu na motyla. Chcemy być gotowi na zmienne warunki na głębokim południu, na południe od 60 S. Wiatry bywają tam wyjątkowo zmienne. Im jesteśmy bliżej kontynentu Antarktydy, tym otaczająca nas woda jest coraz zimniejsza i gęstsza. Wydaje się także, że szybciej uspokaja się po sztormie. Przed nami niedługo kolejny sztorm. Ale jesteśmy gotowi...
Dziękuję za wszystkie życzenia docierające na pokład Katharsis II.
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie, trzymajcie za nas kciuki,
- Mariusz Koper i załoga Katharsis II.