Jacht Crystal pod komendą kpt. Michała Palczyńskiego zawrócił na Grenlandię po nieudanej próbie przepłynięcia Przejścia Północno-Zachodniego. Ośmioosobowa załoga z Polski jako jedna z nielicznych w tym roku dotarła aż pod Cieśninę Bellota. Niestety, po raz pierwszy od kilkunastu lat droga dalej na zachód była niemożliwa ze względu na zbyt dużą ilość lodu w kanadyjskiej Arktyce.
Kapitan Palczyński wraz siedmioosobową załogą na początku sierpnia wyruszyli z Grenlandii w kierunku kanadyjskiej Arktyki z zamiarem przepłynięcia Przejścia Północno-Zachodniego. Wyprawa, do której przygotowywali się ponad dwa lata, była częścią ich sześcioletniego rejsu dookoła świata.
Od początku arktycznej podróży wiadomo było, że lato w tym rejonie świata jest wyjątkowo zimne i pochmurne. Nic jednak nie zapowiadało aż takiej ilości lodu na trasie. Już na Morzu Baffina, załoga jachtu zmuszona była żeglować aż za 75 równoleżnik w celu opłynięcia gigantycznego paku lodowego. W Lancaster Sound, gdzie w zatokach jacht Crystal dwa tygodnie oczekiwał na poprawę warunków lodowych, lód o różnej koncentracji dryfował cały czas. To właśnie tutaj, w trakcie przeprawy do Port Leopold – wejścia do Prince Regent Inlet, załoga napotkała na swojej trasie po raz pierwszy lód o koncentracji 50%.
Wyzwanie, jakie rzuciła nam Arktyka w tym roku było naprawdę duże. Do Cieśniny Bellota dotarło tylko pięć z dziewiętnastu jachtów, o których wiemy, że próbowały przepłynąć Przejście od jego wschodniej strony. Reszta załóg, już w Lancaster Sound zrezygnowała z dalszej żeglugi na zachód ze względu na zbyt duże zalodzenie na trasie – opowiada Michał Palczyński, kapitan jachtu Crystal.
Polskiej załodze udało się dotrzeć do Cieśniny Bellota, czyli serca Przejścia Północno-Zachodniego. W dniu 25-go sierpnia br. zakotwiczyli w Fort Ross. Dokładnie trzydzieści lat wcześniej jachtem Vagabond byli tutaj Wojciech Jacobson i Ludomir Mączka. Po czterech sezonach nawigacyjnych spędzonych w Arktyce, przepłynęli oni Przejście jako pierwsi Polacy w historii.
Załoga Crystal w okolicach Cieśniny Bellota spędziła ponad tydzień ponownie oczekując na poprawę sytuacji lodowej, tj. zmniejszenie się ilości lodu w samej Cieśninie i po jej zachodniej stronie. Tylko w ten sposób możliwa byłoby dalsza żegluga na zachód ku Alasce. Niestety jednak lodu nie ubywało. Konieczne było stałe trzymanie wachty kotwicznej ze względu na wielkie kawałki kry, które regularnie atakowały jacht. To właśnie z ich powodu, jacht kilkukrotnie zmieniał miejsce zakotwiczenia. O tym jak dużo było lodu niech świadczy również fakt, że Kanadyjska Straż Przybrzeżna rozesłała oficjalny komunikat, w którym z tego właśnie względu odradzała żeglugę w Prince Regent Inlet, Peel Sound oraz Larsen Sound.
W Cieśninie Bellota staliśmy w towarzystwie trzech innych jachtów. Załogi każdego stale i bacznie śledziły mapki lodowe i obserwowały lód dookoła. Kawałki, czasem wielkości parkingów samochodowych, stale przesuwały się raz w jednym, raz w drugim kierunku. Ze względu na silny prąd Cieśniny Bellota, czasem pływały bardzo szybko. Reakcja – odepchnięcie kry tyczką lodową lub przestawienie jachtu – musiała być natychmiastowa – tłumaczy Ola Rapp, partnerka kapitana Palczyńskiego.
Niestety, w trakcie oczekiwania na otwarcie się Cieśniny Bellota doszło do tragedii. Jeden z jachtów – Anahita, zatonął w wyniku zmiażdżenia przez kry lodowe. Jej załoga (dwie osoby) przez kilka godzin dryfowała na kawałku lodu, po czym została szczęśliwie uratowana przez helikopter lodołamacza Kanadyjskich Służb Przybrzeżnych. Był to pierwszy tego typu wypadek w nowożytnej historii Przejścia Północno-Zachodniego, czyli od 1978 r., kiedy to przepłynął je Willy de Roos.
Z początkiem września, sytuacja lodowa w Cieśninie Bellota, Peel Sound oraz Larsen Sound wciąż nie dawała nadziei na bezpieczną nawigację dalej na zachód. Wtedy to kpt. Palczyński podjął decyzję o odwrocie. Warto zaznaczyć, że przez cały czas wyprawy kapitan był w kontakcie z Victorem Wejerem, uznanym autorytetem w nawigacji przez Przejście.
To był ostatni moment na powrót na cieplejsze wody. Dalsze czekanie powodowało, że ryzyko utraty jachtu, a może i nie tylko, było już zbyt duże. Pogoda w tym roku zbyt wysoko postawiła nam poprzeczkę. Według kanadyjskich meteorologów topnienie lodu na naszej trasie jest opóźnione o nawet sześć tygodni. Cieśnina Bellota i części Peel Sound nawet dzisiaj są wciąż zapchane lodem o koncentracji 90%. Na Alasce zaś zaczynają się już sztormy, co w połączeniu z krótkimi dniami uniemożliwiałoby nam szybką i bezpieczną żeglugę – wyjaśnia kapitan Palczyński.
Powrót na wschód okazał się jednak wyzwaniem samym w sobie. Wody Prince Regent Sound oraz Lancaster Sound były w dużej mierze zablokowane przez lód o dużej koncentracji. Załoga jachtu Crystal na własnej skórze odczuła, jak dynamicznie zmienia się sytuacja, kiedy to niedaleko wyjścia z Prince Regent Sound lód odciął im drogę powrotną. Zmuszeni byli cofnąć się o kilkanaście mil w celu przeczekania sytuacji. Po kolejnych, prawie dwóch dobach przedzierania się przez lód, jacht w końcu wypłynął na bezpieczniejsze wody.
W tym czasie, na jacht dotarła informacja, że również wszystkie statki pasażerskie zostały w tym roku zawrócone z trasy Przejścia Północno-Zachodniego. Nawet lodołamacze nie były w stanie zapewnić im bezpiecznej żeglugi. Wszystko wskazuje na to, że trasę tę w tym roku pokonał jedynie jeden jacht – niemiecki Thor. Szczegóły, jak tego dokonali, nie są jednak jeszcze znane.
Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby przepłynąć „żeglarskie K2”. Dotarliśmy najdalej na zachód, jak tylko się dało. Zawróciliśmy, ale to czego doświadczyliśmy, co zobaczyliśmy, przeżyliśmy i nauczyliśmy się o Arktyce, jak i o sobie samych, jest bezcenne – dodaje Ola Rapp.Polska załoga w połowie września bezpiecznie dopłynęła na Grenlandię, skąd wraca do Polski. Michał z Olą płyną dalej do Kanału Panamskiego. Dla nich jacht Crystal jest domem. Będą więc kontynuować swój rejs dookoła świata.
Przypomnijmy, że próba przepłynięcia Przejścia Północno-Zachodniego była najtrudniejszym etapem 6-letniego Rejsu Dookoła Świata kpt. Michała Palczyńskiego i Oli Rapp. Para opuściła ciepłą Portugalię na początku kwietnia tego roku. Planuje płynąć przez świat do końca 2024 r., delektując się nim w rzadko odwiedzanych zakątkach globu. Podczas rejsu Michał i Ola wraz z wymiennymi załogami odwiedzą 57 państw i przepłyną 65 tys. mil morskich. To tak jakby trzykrotnie okrążali Ziemię po równiku! Szczegółowy opis trasy jest dostępny na stronie wyprawy: www.skiff.pl.
Bieżącą pozycję jachtu można śledzić na stronie wyprawy – www.skiff.pl/pozycja. Na stronie oraz na Fanpage Rejs Dookoła Świata na Facebook na bieżąco pojawiają się relacje z wyprawy.
Tagi: wyprawa, Skiff, Michał Palczyński