17.02.2015 r. Cape Royds. Wyspa Rossa. Antarktyda
Etap z Zatoki Wielorybów do Wyspy Rossa - ukończony. Łatwo nie było. W nagrodę, prawie na mecie napotkaliśmy w okolicach Back Door Bay - baraszkujące orki. Nad ranem 17 lutego czasu polskiego jacht rzucił kotwicę przed chatą sir Ernesta Shackletona przy Cape Royds (*) na Wyspie Rossa. Ale o tym w następnej korespondencji. Poniżej autorski opis - trwającej 3 doby żeglugi z Zatoki Wielorybów - wzdłuż wielkiej ściany bariery lodowca Rossa.
Lodowy sztorm, obmarzanie. Fot. K. Jasica, SelmaExpeditions.com |
Pozdrawiamy i dziękujemy za ciągle tutaj dochodzące życzliwe sms-y.
Szczególne podziękowanie dla Kapitana Wojciecha Jacobsona.
Orki, Backdoor Bay, Wyspa Rossa. Fot. M. Gawron, SelmaExpeditions.com |
Załoga Selmy: Piotr oraz Jacek, Artur, Wifi, Damian, Krzysiek, Duszan, Kris, Tomek, Luby, i Leon.
Tomasz Łopata:
13-17.02.2015
To była niezapomniana, niesamowita, odrealniona i nie do opisania, żegluga wzdłuż gigantycznej Lodowej Bariery Rossa. Ponad 400 mil (prawie 750 km.) jazdy - w odległości od paru metrów, do pół mili od ściany lodu. Cały czas na żaglach. Ani na chwilę nie robiło się ciemno. Mimo świecącego słońca i przy braku zachmurzenia - było coraz zimniej. Cały czas musieliśmy usuwać gromadzący się na pokładzie i olinowaniu lód. Wszystkie szyby Selmy, pokryte zostały od środka, pięknymi kwiatami wijącymi się na grubej warstwie szronu. Nasz pod-pokładowy piecyk z powodu zawiewającego do komina wiatru, na dwa dni odmówił posłuszeństwa i temperatura w całym jachcie zbliżyła się do 0.C.
Lodowy sztorm, Morze Rossa. Fot. K. Jasica, SelmaExpeditions.com |
Piękna, słoneczna pogoda oraz silny wiatr z głębi kontynentu przyniósł Mróz, zdecydowanie przez duże m. Zupełnie jak w Polsce, gdy przyjdzie arktyczny front i temperatura w ciągu jednej nocy spada czasem od 0 do -20. Brak chmur powoduje, że ciepłe powietrze, niestety „ucieka” do góry. Brwi sterników (tych bez gogli), już w pierwszej minucie stania za kółkiem, pokrywały się szronem, a sklejone wąsy nie pozwalały otworzyć ust. -20C (odczuwalna -40).
Trzeciego dnia powiało... Wiatr w prognozie 25-30kt. W rzeczywistości urósł do 40-60kt (ponad 110 km/h). Nad ranem, podmuchy niosące białe, rozpylone tumany wody, dochodziły do 70-75kt (ok. 140 km/h). Momentami stacja pogodowa pokazywała nawet 80kt wiatru pozornego. Trzeba było trzymać się koła sterowego żeby nie odfrunąć. Ale na szczęście nie było dużej fali, bo wciąż żeglowaliśmy blisko ściany lodowca.
Pogorszenie pogody i zachmurzenie poprawiło temperaturę. Niskie chmury zatrzymywały odpływ "ciepła" i temperatura na pokładzie znacznie wzrosła do tylko -3 C - co było dużą różnicą z mniej niż minus 20C.
Lodowy sztorm, Morze Rossa. Fot. K. Jasica, SelmaExpeditions.com |
Ostatniej doby żeglowaliśmy bajdewindem (na malutkim żaglu przednim i tylnym, kliwer mały i bezan). Stojący za sterem - sternik - uderzany był krótkimi falami i natychmiast pokrywał się breją na wpół zamarzającej, słonej wody. W takiej sytuacji - swoistą satysfakcją było to cudowne uczucie, że pomimo tego, że zimna fala zalewa cię całego - nic nie przedostaje się za kołnierz, kaptur i gogle! Mamy wtedy ochotę pokazać - „figę z makiem” oceanowi, tyle tylko, że ciężko to zrobić w grubych łapawicach. Ostatniej nocy dwa razy stawaliśmy w dryf i gumowymi pałami tłukliśmy zawzięcie grube zwały narosłego lodu. Ciężka fizyczna harówka.
Rano nagle wiatr ucichł. Koniec ściany lodowca, wpłynęliśmy za wyspę Rossa i wiatr „zjechał” do zera. Zaczęły wiać drobne podmuchy z różnych stron. Z niedowierzaniem patrzyliśmy za rufę – tam wciąż widać było wściekłą pianę i smagający wodę wiatr. A my w słońcu podziwiamy skrzącą się biel szczytu góry Terror. Swoją drogą, nazwa bardzo adekwatna do naszej właśnie zakończonej, „dzikiej jazdy bez trzymanki”.
Oddzielny komentarz dotyczy naszych żagli. Trzeba przyznać, że współczesne materiały, z których zrobione są żagle i liny, wciąż nas zadziwiają. Mały kliwer w tych szalonych podmuchach powinien się rozpaść w tysiąc kawałków, a tu - znowu wytrzymał. Podobnie jak cieniutkie liny z dynemy pracujące jako szoty. Mamy na prawdę dzielny jacht.
Przed wyprawą marzyłem, żeby choć z daleka zobaczyć ten największy na świecie lodowiec, a tu proszę - jaki prezent dostałem! Marzcie i nie przestawajcie marzyć, bo marzenia nie tylko się spełniają ale jeszcze dodają coś od siebie! Może w nagrodę za... wytrwałość?
Tomek Łopata
(*) Chata sir Ernesta Shackletona w Cape Royds na Wyspie Rossa została odrestaurowana w styczniu 1961 r. przez Nową Zelandię i obecnie wygląda jakby mieszkańcy wyszli tylko na chwilę. Ponieważ zaglądają tu bardzo rzadko ludzie - w ramach projektu google-street view - umożliwiono - aby to niezwykłe miejsce - dowód z okresu wielkich wypraw antarktycznych - każdy mógł odwiedzić wirtualnie na odległość - wystarczy klinąć:https://www.google.com/maps/views/view/streetview/antarctica/shackletons-hut-cape-royds-on-ross-island/IOpxazFg6mE9O-qaLRC_uQ?gl=us&hl=cs&heading=219&pitch=82&fovy=90 - opr. JJC
Źródło: Selma Expeditions.com