TYP: a1

Drożyzna nad morzem wersja 2021

czwartek, 20 maja 2021
Hanka Ciężadło

Kwestia wysokich cen w nadmorskich kurortach stała się przedmiotem licznych anegdot, kabaretowych żartów i memów w Internecie. Nigdy jednak nie jest tak drogo, żeby nie mogło być drożej. Wygląda na to, że w tym roku będzie jeszcze weselej – pierwsi turyści, jacy odwiedzili nasze wybrzeże po poluzowaniu obostrzeń, mówią wprost o „paragonach grozy”. Czy rzeczywiście jest aż tak źle?

Wielkie luzowanie

Jednym z ulubionych sposobów walki naszych decydentów z wirusem było zamykanie wszystkiego, co się da. Nie tylko lasów. Na szczęście, ten ponury czas odchodzi już w niepamięć (pytanie, na jak długo) i powoli wraca coś, co przy odrobinie dobrej woli można nazwać normalnością.

Nic zatem dziwnego, że stęsknieni nadmorskich klimatów, kiepskiej pogody i zapachu smażalni rodacy tłumnie ruszyli nad Bałtyk. A kiedy już nałazili się po plaży, pozbierali muszelki i wysypali piasek z butów, postanowili coś zjeść. I wtedy się dopiero zaczęło.

Ile i dlaczego tak drogo?

W mediach społecznościowych zaroiło się od fotografii paragonów z restauracji i nadmorskich barów, opiewających na wcale niemałe sumy. Pytanie, czy osoby wrzucające te posty chwalą się, czy żalą? A tak na serio – rzeczywiście, nie jest tanio. I patrząc obiektywnie, nie należy się spodziewać, że tak będzie. Dlaczego? Z kilku powodów:

Po pierwsze, przypomnijmy sobie, jakie jest najczęściej zamawiane nad morzem danie? Rybka. A mięso ryb z definicji nie jest tanie (co oczywiście nie tłumaczy, dlaczego kebaby też słono kosztują, ale to już inna bajka).

Po drugie, ceny produktów spożywczych poszły w górę, a więc ceny przygotowanych z nich potraw – również (i może tu kryje się tajemnica drogocennego "kebsa").

I po trzecie, restauratorzy, po wielu miesiącach przymusowej pauzy, chcą wreszcie zacząć zarabiać. Tego, czy aby przypadkiem nie przeginają z nadrabianiem strat i czy dobrym pomysłem jest finansowe dojechane klienta tak, by już więcej nie przyszedł, nie nam oceniać.

Prawa rynku

Niezależnie od tego, jak bardzo nie podoba nam się drożyzna nad polskim morzem, faktem jest, że ludzie i tak będą je szturmować. Właściciele szeroko pojętej gastronomii mogą więc dyktować absurdalne ceny choćby dlatego, że nie zależy im na pozyskaniu stałych klientów – zdecydowana większość ich gości skorzysta z oferty raz, góra dwa razy, a potem wróci do domu. Stawanie „frontem do klienta” i dopieszczanie go atrakcyjnymi cenami po prostu im się nie opłaca. A fakt, że ostatnie miesiące były dla tej branży bardzo chude, nie poprawia sutyacji. 

Czy zatem drożyzna nigdy się nie skończy? Owszem, skończy się – w momencie, gdy zakończymy również zabawę w testowanie, zakazy, szczepienia i inne kwarantanny. Wówczas polskie morze nie będzie jedyną opcją, bo część ludzi wybierze inne wakacyjne kierunki. A mniejszy popyt na rybkę będzie oznaczał niższe ceny. To jednak na razie pieśń przyszłości. 

Tagi: Bałtyk, ceny, wakacje, ekonomia
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620