Pasażersko-samochodowy prom MF Estonia zatonął na Bałtyku w nocy z 27 na 28 września 1994 roku, zabierając na dno ponad 500 osób. Była to jedna z największych współczesnych katastrof morskich. Jak do niej doszło?
W latach 90. panowało przekonanie, że przyczyną zatonięcia promu był błąd konstrukcyjny, który doprowadził do rozszczelnienia. Taka była oficjalna wersja, chociaż pojawiały się też głosy, że ma ona niewiele wspólnego z prawdą. Obecnie wyszły na jaw fakty sugerujące, że teorie uznane wcześniej za fantastyczne, wcale nie były tak zupełnie pozbawione sensu. Co naprawdę się stało – i dlaczego człowiek, który ujawnił prawdę, ma teraz poważne kłopoty?
Dla przypomnienia
Feralnej nocy MF Estonia płynęła z Tallina do Sztokholmu. Było ciemno i zimno. Esa Mäkelä, kapitan statku biorącego udział w akcji ratunkowej, opisał pogodę jako „złą lub typową dla sztormów na Bałtyku”.
Od chwili powstania rozszczelnienia jednostka właściwie nie miał szans. Przez otwór w ciągu pięciu minut wlało się około 1000 ton wody. Prom natychmiast nabrała silnego przechyłu na prawą burtę. W niedługim czasie przechył zwiększył się do 30-40 stopni, przez co kilkaset osób zostało uwięzionych pod pokładem. Załoga nadała sygnał „Mayday”, jednak pierwsze wezwanie pomocy nie spełniało norm międzynarodowych, przez co ratunek się opóźnił. Kolejny sygnał był już prawidłowy. Jednostka zniknęła z radarów 7 minut po nadaniu pierwszego sygnału. W tej strasznej katastrofie zginęły 582 osoby, w większości z powodu utonięcia lub hipotermii. Uratowano 138 ludzi.
Historia promu odbiła się szerokim echem na całym świecie. Powołano specjalną komisję, mającą ustalić przyczyny, dla których kadłub „Estonii” uległ aż tak poważnemu rozszczelnieniu. Stwierdziła ona, że powodem był błąd konstrukcyjny, który doprowadził do uszkodzenia furty dziobowej. Prosta i całkiem realna przyczyna – po co więc drążyć?
Tajne przez poufne
Ta, pozornie oczywista sprawa, miała, jak się okazuje drugie dno. Przede wszystkim pojawiły się głosy, że być może „Estonia” przewoziła nie tylko ludzi i samochody. Przeprowadzone w tej sprawie śledztwo wykazało, że prom od czasu do czasu służył też do... tajnego transportu broni. Co prawda akurat 27 września 1994 roku tak nie było, jednak ziarno wątpliwości zostało już zasiane.
Na dodatek szwedzki rząd niedługo po katastrofie wprowadził nowe prawo „O ochronie miejsca spoczynku ofiar”. Do porozumienia w tej sprawie przystąpiły prawie wszystkie państwa Bałtyckie (w tym Polska). Jedyny wyjątek stanowiły Niemcy.
Dzięki temu w 2020 roku Henrik Evertsson – szwedzki dziennikarz, badający tę sprawę, mógł wsiąść na niemiecki statek, zabrać ze sobą specjalistyczny sprzęt badawczy i stwierdzić, że w burcie „Estonii” widnieją dwie tajemnicze dziury (w tym jedna 4-metrowa). Z całą pewnością nie mają one nic wspólnego z „błędem konstrukcyjnym”.
Warto przypomnieć, że Evertsson nie był jedynym, który próbował rozwikłać tajemnicę zatonięcia promu. Równie uparty był pewien Polak – Piotr Barasiński, który po katastrofie przeznaczył cały swój majątek na wydobycie i pochowanie szczątków żony, przebywającej feralnego dnia na pokładzie Estonii. Jego działania były jednak regularnie sabotowane, a w końcu zostały całkiem udaremnione przez szwedzkich dyplomatów.
O co tu chodzi?
Na podstawie rewelacji Evertssona wyprodukowano film dokumentalny, dostępny na Discovery Channel. Jego publikacja miała dwojaki skutek: skłoniła Szwedzką Komisja Badania Wypadków do wznowienia dochodzenia, a jednocześnie sprawiła, że prokuratura postawiła Evertssonowi zarzuty naruszenia miejsca spoczynku ofiar. Dziennikarzowi grozi za to kara 2 lat więzienia. Wyrok ma zapaść już niedługo.
Czy było warto? Czas pokaże. Nie wiadomo też, do jakich wniosków dojdą Szwedzi – czy okaże się, że „Estonię” zatopił wybuch transportowanej broni? Czy w takim razie cywile przebywający na pokładzie nie powinni zostać poinformowani, że jednostka przewozi materiały niebezpieczne? A może przyczyną katastrofy była torpeda? Jeśli tak, to kto ją wystrzelił i czy miał świadomość, że na statku są cywile? Na razie więcej jest pytań, niż odpowiedzi. Pozostaje mieć nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona do końca – tym razem rzetelnie.
Tagi: Prom, Estonia, katastrofa, Szwecja