Stefan Batory: jeden z naszych najlepszych władców, chociaż pośród kilku języków, jakimi władał, nie było polskiego. Facet, którego imię sławią podręczniki historii, szable husarskie, statki oraz... całkiem fajny szlak wodny.
OK. Szlak nie sławi – obecnie raczej lekko odstrasza. Ale wszystko wskazuje na to, że ten ponury stan już niedługo ulegnie zmianie. Szlak Batorego zostanie bowiem gruntownie odnowiony. A chociaż, wbrew intencjom króla, będzie pełnił funkcje typowo turystyczne a nie transportowe, trudno zaprzeczyć, że jego rewitalizacja będzie mieć kluczowe znaczenie dla rozwoju obszarów, przez które przebiega.
Niech to szlak
Batory miał sporo fajnych pomysłów, głównie dotyczących polityki i wojskowości. Na szczęście, zajmował się też poważniejszymi rzeczami, na przykład takimi, jak tworzenie nowych dróg. Również wodnych. Dlatego szlak, nazywany dzisiaj jego imieniem, powstał na polecenie samego Batorego, pod koniec XVI wieku.
Nie jest to byle jaki szlak, liczy bowiem aż tysiąc kilometrów, co czyni go najdłuższym i chyba najciekawszym w Polsce. Na jego trasie znajdziemy zabytki sięgające czasów piastowskich, parki narodowe (Biebrzański i Kampinoski), Bory Tucholskie... jednym słowem, dzieje się i po drodze nie sposób się nudzić.
Jak widać, Batory wybrał całkiem ładne okolice. Rzecz jasna, jego motywacją nie było zapewnienie rozrywki żeglarzom, ale wytyczenie szlaku handlowego. I trzeba przyznać, że pomysł był doskonały, bowiem aż do czasu upowszechnienia się kolei, szlak spełniał swoją rolę i stanowił główną drogę handlową prowadzącą do Bałtyku.
Od początku pod górkę
W czasach Batorego Gdańsk był już ważnym portem i ośrodkiem handlowym; dlaczego zatem szlak nie kończy się w Gdańsku, co byłoby bardziej logicznym rozwiązaniem, ale w Elblągu? Nie jest to ani niedopatrzenie, ani przypadek; jest to natomiast dowód, że nawet król miewał czasem lekko pod górkę.
Batory od początku nie mógł się porozumieć z niektórymi magnatami i możnymi mieszczanami, a szczególne wstręty czynili mu ci z Gdańska; jakoś nie pałali ku niemu sympatią, a w 1576 roku zupełnie wymówili mu posłuszeństwo. Dlatego, kiedy tylko mogli się na coś nie zgodzić, albo przynajmniej utrudnić sprawę, skwapliwie skorzystali z tej okazji. Takie tam lokalne piekiełko. Król zapewne się zirytował, ale nie w końcu nie dlatego został jednym z naszych najsprawniejszych władców, że dawał się ponosić emocjom.
Postanowił, że skoro jest nam potrzebny szlak handlowy do Bałtyku, to będziemy go mieli. I niekoniecznie musi przebiegać przez Gdańsk. Dlatego wyznaczony na polecenie króla szlak omija to miasto, na czym zbuntowani możni zapewne stracili trochę kasy – w końcu port oznacza handel, a handel oznacza przychody. Skorzystał za to Elbląg, co jest żywym dowodem na to, że czasem jednak warto by odpuścić. Ale zbuntowani gdańszczanie chyba o tym zapomnieli.
Szlak Batorego w XXI wieku
Dzisiaj szlakiem zarządzają dwa podmioty: Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego oraz Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego. Ale żaden z nich nie będzie prowadził renowacji. Zajmie się tym zupełnie inny twór, a mianowicie – spółka Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie.
Prezes spółki, Przemysław Daca, zapowiedział ostatnio, że szlak Batorego będzie reaktywowany. Ba, nawet więcej – stwierdził, że przywrócenie żeglowności tej drogi wodnej będzie dla jego spółki zadaniem absolutnie priorytetowym oraz że było to jedno z pierwszych zadań, jakie powierzył Wodom Polskim minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, Marek Gróbarczyk.
Co zatem zostało już zrobione? Biorąc pod uwagę rozmiary szlaku, niezbyt wiele, ale od czegoś przecież trzeba zacząć. Jak na razie, dokonano rewitalizacji Kanału Żerańskiego w Warszawie, dzięki czemu początkowy odcinek szlaku został udrożniony. Można więc powiedzieć, pierwsze koty za płoty. W ramach rewitalizacji odnowiono też port rzeczny w Ostrołęce, a w przyszłym roku planowane jest rozpoczęcie prac zmierzających do jego rozbudowy.
W dalszej kolejności Wody Polskie planują skupić się na rzekach wchodzących w skład szlaku, głównie na Narwi. Planowane jest ich pogłębienie, odmulenie, umocnienie brzegów i przywrócenie żeglowności.
Ile to potrwa?
Cóż, tego nie wie chyba nikt. Nie należy jednak spodziewać się błyskawicznej poprawy, choćby z tego powodu, że zaniedbania, jakie należy dzisiaj ogarnąć, też nie powstały w rok. Poza tym, prezes Wód Polskich zaznaczył, iż rzetelna rewitalizacja szlaku nie może odbywać się w oderwaniu od realiów okolic, przez które on przebiega. Warunkiem koniecznym dla powodzenia całej misji jest bowiem współpraca z lokalnymi samorządami, a tych po drodze jest całkiem sporo.
Nie ułatwia sprawy również fakt, iż samorządy te znajdują się w różnej kondycji i nie każdy z nich ma identyczną strukturę, charakter, cele - oraz, co chyba najważniejsze - przychody. Mimo to, trudno zaprzeczyć, iż rozwój szlaku nie miałby większego sensu bez stworzenia na jego trasie odpowiedniej infrastruktury turystycznej, a ten aspekt leży już w gestii samorządowców.
Jak przyznaje prezes Daca, rewitalizacja Szlaku Batorego to inwestycja wybitnie długoterminowa, bowiem pracy jest sporo. Ważne, że coś już się dzieje – a jak i kiedy to się skończy, czas pokaże. Kto wie, może gdy się już rozkręcimy, spełnimy też dalsze plany Batorego? Nie zamierzał on bowiem poprzestać na Bałtyku, ale miał zamiar rozwijać drogi wodne w kierunku Morza Czarnego, wykorzystując m. in. Bug i Dniepr. Czyż nie byłoby fajnie móc zwiedzać w ten sposób Europę?