Podobno dawno temu Argonauci wyruszyli przez morze po złote runo... ale to byli zupełni amatorzy, pozbawieni GPS-ów i ogólnie słabo przygotowani. My nie musimy zawracać sobie głowy powtarzaną przez jakiegoś staruszka legendą, bowiem mamy w ręku konkret: namiary na złoto, umieszczone w ładowni zatopionego carskiego okrętu. I wcale nie musimy go szukać – wiadomo bowiem dokładnie, gdzie znajduje się wrak.
Super krążownik
O jaki okręt chodzi? No to teraz się skupcie: wyobraźcie sobie dumny krążownik Floty Bałtyckiej, pływający sobie po... Pacyfiku. Mieli rozmach, co? Tym bardziej, że rzecz działa się 113 lat temu, kiedy akurat trwała wojna rosyjsko-japońska.
Krążownik nazywał się „Dimitrij Donskoj” i jak na owe czasy, był bardzo wypasioną jednostką. Przede wszystkim, był niezwykle szybki, bowiem śmigał z prędkością 16 węzłów (OK, dzisiaj to śmieszne, pamiętajmy, że od zwodowania minęło ponad 100 lat). Poza tym, był nieźle uzbrojony - posiadał dwa działa 203 mm, czternaście dział 152 mm i jeszcze kilkanaście mniejszych pukawek. Rosjanie zresztą jeszcze dwukrotnie go przezbrajali i upgradowali, więc jednostka była naprawdę groźna i mogła sporo zadziałać w tym konflikcie – co zatem poszło nie tak?
Słaba celność i miękkie serce
W maju 1905 roku pod Cuszimą doszło do starcia sił japońskich oraz rosyjskiej eskadry, w skład której wchodził także „Donskoj”. Było to dosyć niefortunne zdarzenie, ponieważ akurat wtedy okręt przewoził kasę Floty Pacyfiku – czyli drobne 200 ton złota.
Japończycy ewidentnie wygrali to starcie, rozpraszając carskie siły i doprowadzając do zatopienia większości jednostek. „Donskojowi” udało się jednak zwiać... prawie.
Krążownik raźno zmierzał do Władywostoku i być może nawet zdołałby tam dotrzeć, ale po drodze natknął się na inną, mocno uszkodzoną rosyjską jednostkę – niszczyciel „Bujnyj”. Postanowiono zatem zabrać jego załogę na pokład „Donskoja”, a uszkodzoną jednostkę zatopić.
Niestety, Rosjanie nie popisali się tu celnością i zupełnie nie poszło im zatapianie własnego okrętu - nawet unieruchomionego i stojącego na wyciągnięcie ręki. Stracili za to sporo cennego czasu, skutkiem czego dogoniła ich japońska eskadra, złożona z 10 jednostek. Japończycy sprawnie otoczyli „Donskoja” i wezwali załogę do poddania się.
Niet!
Rosjanie zdecydowanie odmówili. Wreszcie też opanowali obsługę własnych dział, bo udało im się trafić i uszkodzić dwie japońskie jednostki. Mimo to, „Donskoj” był właściwie skazany na klęskę.
Bitwa miała dość dramatyczny przebieg, tym bardziej, że żadna ze stron nie zamierzała odpuścić. Rosjanie upatrywali swojej szansy w zapadającym zmroku, pod osłoną którego zamierzali się wymknąć. Japończycy zaś wciąż nacierali, z determinacją i zaciętością godną potomków samurajów.
Kiedy w pewnym momencie trafili w tylny komin krążownika, jego los był już przypieczętowany. Mimo to, załoga do końca nie poddała się i nie opuściła bandery. Na polecenie pierwszego oficera (kapitan został ciężko ranny) otworzyła za to zawory denne, zatapiając jednostkę.
Gdzie jej szukać?
Niedawno południowokoreańska firma Shinil Group ogłosiła, że znalazła wrak „Donskoja”. Podała nawet dokładne położenie jednostki: znajduje się ona nieco ponad kilometr od wyspy Ulleungdo.
Ponadto, opublikowano zdjęcia i filmik, które nie pozostawiają wątpliwości co do nazwy oraz położenia okrętu. Powszechnie wiadomo też, co mają mieścić jego ładownie: całkowita wartość znajdującego się we wraku skarbu to 133 miliardy dolarów. Czy zatem Koreańczycy nie postąpili lekkomyślnie, podając dokładne koordynaty wraku?
Cóż, mogli sobie pozwolić na taką nonszalancję: okręt leży bowiem na głębokości 434 m i nawet sami znalazcy mogą mieć pewne trudności z podniesieniem go. Na szczęście, z pomocą ruszyli partnerzy z Chin, Wielkiej Brytanii oraz Kanady. Wrak ma zostać wydobyty w październiku, zaś na grudzień planuje się oficjalną prezentację wyłowionych skarbów.
Gdzie kolejne „niet”?
Ciekawe, co o tych rewelacjach myślą Rosjanie? Tego dokładnie nie wiadomo, bo jak na razie, wykazują tu niezwykłą powściągliwość. Jest to raczej nietypowe zachowanie, bo z reguły takie znaleziska wywołują spore (i zrozumiałe) emocje.
Dla przykładu, Hiszpanie robią wielki raban o każdy zatopiony galeon, jaki wiózł „hiszpańskie” złoto. A fakt, że pochodziło ono z konkwisty (czyli takiej ładnie nazwanej kradzieży) to przecież zupełnie nieistotny szczegół.
Dlaczego zatem Rosjanie milczą? Odkrywcy zaproponowali im 10 proc. wartości skarbu, a ci uprzejmie podziękowali za hojność i zapowiedzieli, że zmodernizują za to linię kolejową, łączącą Rosję z Koreą Południową. Szlachetna inicjatywa, ale pytanie, czy 10 procent kogoś usatysfakcjonuje? Może po prostu Rosjanie wiedzą, że na krążowniku... nie ma złota? Czas pokaże, jak to się skończy, a na razie wrak leży głęboko. I czeka :)
Tagi: skarb, Dimitrij Donskoj, wrak