Pisaliśmy niedawno o prawdziwych piratach z Karaibów. Mało kto wie jednak, że wśród tej barwnej braci – i to bynajmniej nie tych zwykłych piratów pokładowych, ale dowódców – znajdowali się także Polacy.
Cóż sprawiało, że nasi rodacy odnajdywali się w tym, hm, nieco szczególnym zawodzie? A przede wszystkim, skąd ich obecność na tym odległym przecież od Polski kawałku ziemi?
Ano, pamiętać należy, że był to czas, kiedy państwa polskiego nie było. W rozmaitych zrywach próbowano o nie walczyć, niestety z tragicznymi skutkami. A ci, którzy ocaleli, zazwyczaj musieli, i to szybko, znaleźć się bardzo daleko. A że ludzie to bywali odważni, to i nie potrafili usiąść na stołku i zająć się robieniem na drutach wełnianych skarpet.
Jednym z najsłynniejszych piratów Polaków był niejaki Kazimierz Lux, dowódca okrętu „Mosquito”. Człowiek, który od najmłodszych lat nie umiał się powstrzymać przed działaniem – urodzony w 1780 roku już jako 15-latek nasz Kazik bowiem wstąpił do Legionów Dąbrowskiego. Kiedy w 1803 roku Napoleon wysłał z misją na Santo Domingo generała Charlesa Leclerca, znalazła się tam i brygada Kazimierza. Misja nie była zbyt chlubna, bowiem miała na celu przywrócenie francuskiego zwierzchnictwa nad wyspą, przejętą przez zbuntowanych niewolników. Bunt udało się stłumić, a Kazimierz Lux…zasmakował w piractwie. W 1805 powierzono mu dowództwo nad korsarskim statkiem „Mosquito” i jego 60-osobowa załogą. I umówmy się, Lux miał do tego dryg. Zasłynął licznymi walkami z Brytyjczykami i brawurową ucieczka przed korwetą blokującą jego statek w porcie Vera Cruz. Należy jednak pożegnać się z legendą szlachetnego powstańca, walczącego o wolność i równość. Może i tak, ale nie dla wszystkich… bowiem o ile Kazimierz Lux walczył o przywrócenie na mapach świata własnego kraju, podobne dążenia innych zwalczał z bronią w ręku. Chodzi tutaj o wspomniany już wyżej bunt niewolników na Santo Domingo i inny, także niewolników, na Haiti. Nasz rodak zasłynął bowiem z ostrzelania i abordażu amerykańskiego brygu, wiozącego broń dla haitańskich czarnoskórych powstańców, którzy zdesperowani ciężkim losem niewolników, chcieli pozbyć się francuskich panów. No cóż – m. in. przy pomocy naszego rodaka im się nie udało. Broń do nich nie dotarła - kapitan i załoga zdobytego okrętu zostali spuszczeni w szalupach na morze, zaś statek odprowadzono do Hawany gdzie został sprzedany za 20 000 franków.
Zgodnie z prawem korsarskim, Lux odprowadzał 10 procent swoich dochodów na rzecz przebywających w niewoli żołnierzy francuskich oraz pewne sumy na rzecz inwalidów wojennych i znajdujących się w potrzebie polskich legionistów.
Po wkroczeniu wojsk napoleońskich do Polski, Lux rzucił korsarstwo i wrócił do Europy, gdzie służył w armii Księstwa Warszawskiego. W 1812 roku wziął udział w wyprawie na Rosję i służył w Wojsku Polskim Królestwa Kongresowego. w 3. Pułku Strzelców Pieszych. Walczył ofiarnie – dosłużył się Krzyża Wojskowego Polski, Legii honorowej i orderu Virtuti Militari Po opuszczeniu wojska był komisarzem obwodu płockiego i przasnyskiego.
Kazimierz Lux jest autorem kilku tekstów wspomnieniowych, które zaginęły oraz jednego dotyczącego pobytu na San Domingo, którego współautorstwo dzieli prawdopodobnie z Piotrem Bazylim Wierzbickim.
Tagi: pirat, Karaiby, Kazimierz Lux