Co właściwie jest potrzebne, by uczyć innych żeglarstwa? To zależy – naszych bliskich czy przyjaciół możemy oczywiście uczyć sami, niezależnie od tego, ile potrafimy (na szczęście, w przypadku nauki jazdy tak się nie da – wyobraźmy sobie typowego osiedlowego Sebę, uczonego przez ziomków). Jeżeli natomiast mamy zamiar uczyć „zawodowo”, czyli pobierać za to pieniądze lub inne profity, sprawa nie jest już taka oczywista - chociaż, dzięki pomysłom niejakiego Jarosława G., obecnie jest to znacznie prostsze, niż kiedyś.
Trener a instruktor
Zacznijmy od pewnego rozróżnienia: kim innym jest Instruktor Żeglarstwa, zwłaszcza Młodszy (ten tytuł można zdobyć w trybie weekendowym), a kim innym Trener Sportu (żeglarstwa lub innej dyscypliny). Ponadto, istnieją kategorie, wyróżniające, w zależności od wiedzy i doświadczenia: Trenerów II stopnia, I stopnia oraz klasy mistrzowskiej.
Uzyskanie każdego z powyższych stopni wiąże się ze spełnieniem szeregu wymogów: dla przykładu, aby zostać trenerem żeglarstwa II stopnia, należy posiadać:
• tytuł instruktora sportu w żeglarstwie, uzyskany min. 2 lata wcześniej;
• min. II klasę sportową w żeglarstwie;
• udokumentowane doświadczenie w pracy szkoleniowej z dziećmi i młodzieżą w żeglarstwie;
• uprawnienia sternika motorowodnego;
• zaświadczenie lekarskie oraz świadectwo dojrzałości;
• dokument potwierdzający czynne uprawianie żeglarstwa w klubie sportowym.
Jeśli spełnimy powyższe wymagania, wystarczy jedynie ukończyć odpowiedni kurs, organizowany przez niektóre szkoły żeglarskie w porozumieniu z PZŻ, odbyć związane z kursem obowiązkowe praktyki i oczywiście zdać egzamin. Trudne? Z pewnością czasochłonne. Od 2013 roku istnieje jednak zupełnie inna droga, a wszystko dzięki pomysłowi ministra Gowina i jego ustawie deregulacyjnej.
Na przełajUstawa z dnia 13.06.2013 r. O Zmianie Ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów, wprowadziła zmiany do podpisanej w 2010 roku Ustawy o Sporcie, a konkretnie - w jej art. 41, który reguluje kwalifikacje zawodowe w sporcie. Zgodnie z art. 41 nowej Ustawy, czytamy:
„1. Zorganizowane zajęcia w zakresie sportu w związku sportowym oraz w klubie sportowym uczestniczącym we współzawodnictwie organizowanym przez polski związek sportowy może prowadzić wyłącznie trener lub instruktor sportu w rozumieniu ustawy.
2. Do zadań trenera lub instruktora sportu należy poza prowadzeniem zajęć, o których mowa w ust.1 przekazywanie aktualnej wiedzy teoretycznej i praktycznej z zakresu treningu sportowego i współzawodnictwa sportowego w danym sporcie.
3. Trenerem lub instruktorem sportu w sportach, w których działają polskie związki sportowe, może być osoba, która:
1) ukończyła 18 lat;
2) posiada co najmniej wykształcenie średnie;
3) posiada wiedzę, doświadczenie i umiejętności niezbędne do wykonywania zadań trenera lub instruktora sportu;
4) nie była skazana prawomocnym wyrokiem za umyślne przestępstwo, o którym mowa w art. 46-50, lub określone w rozdziale XIX, XXIII, z wyjątkiem art. 192 i art.193, rozdziale XXV i XXVI ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz. U. Nr 88, poz. 553, z późn. zm. 40).”
Co z tego wynika? Przede wszystkim, ustawodawca zrównał tu wymogi dla trenerów i instruktorów, a w przypadku tych pierwszych – całkowicie zrezygnował ze stopniowania szczebli trenerskich. Ponadto, w Ustawie nie jest jasno określone, co konkretnie mają oznaczać „wiedza, doświadczenie i umiejętności” niezbędne do wykonywania funkcji trenera i instruktora, ani kto i w jaki sposób powinien to weryfikować.
Z nowej Ustawy wynika więc, że jeśli tylko czujemy się na siłach, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy zaczęli działać jako trenerzy żeglarstwa, nie mając w tym kierunku żadnego konkretnego wykształcenia. W praktyce trenerem żeglarstwa może więc zostać każdy, kto tylko zna się na żeglowaniu bardziej niż osoby, które będzie uczył... o ile oczywiście ktoś zdecyduje się na zatrudnienie takiego „trenera”.
Wymogi pracodawców
To, czy znajdą się chętni do zatrudnienia tego rodzaju specjalistów, najlepiej można ocenić, przeglądając aktualne ogłoszenia o pracę. W niektórych przypadkach wymagania nie są ściśle sprecyzowane, ale można się spodziewać, że posiadanie oficjalnego dokumentu zrobi jakąś różnicę, bowiem po wejściu na stronę ogłoszeniodawcy napotykamy na formularz, w którym należy wpisać patenty, uprawnienia i licencje. Nie brakuje jednak ogłoszeń takich, jak na portalu praca.pl:
Oferta pracy: Trener żeglarstwa, miejsce pracy: Wrocław, wymagania:
• mile widziane doświadczenie na podobnym stanowisku
• umiejętności i wiedza z zakresu żeglarstwa (w szczególności w zakresie szkolenia dzieci na łódkach klasy Optimist)
• doświadczenie w pracy z dziećmi.
Z kolei na portalu www.zeglarstwo.pl, czytamy:
„Firma X poszukuje instruktorów żeglarstwa, trenerów, żeglarzy do prowadzenia zajęć w szkółce żeglarskiej. Zajęcia sobota-niedziela nad Zalewem Zegrzyńskim w godz. 10-16:30. Dzieci w wieku 7-12 lat. Zajęcia na jachtach klasy Omega, Orion oraz grupy Optimist. Wymagane doświadczenie w pracy z małymi dziećmi, atutem będzie doświadczenie regatowe.”
Jak widać, żadne z powyższych ogłoszeń nie wspomina nawet słowem o koniecznych uprawnieniach, a podstawowym kryterium wydaje się być doświadczenie. Czy więc można sobie darować żmudne wypracowywanie uprawnień, przystępowanie do egzaminów i całą tę biurokratyczną, uciążliwą ścieżkę? Można. Warto jednak pamiętać, że mimo Ustawy deregulacyjnej, posiadanie uprawnień oraz licencji PZŻ jest opłacalne z przynajmniej dwóch powodów.
Dwa powody, by mieć „papierek”
Jak wiadomo, papier przyjmie wszystko, ale jeśli przypadkiem są na nim zapisane nasze uprawnienia trenerskie czy instruktorskie, możemy wiele zyskać.
Przede wszystkim, zyskujemy wiarygodność. Oczywiście, gdy założymy własną szkółkę żeglarską, albo zatrudni nas przysłowiowy szwagier, być może nikt nigdy o nasze uprawnienia nie zapyta. Jeśli jednak chcemy uczyć prawdziwego żeglarstwa w renomowanej szkole, nikt nie zatrudni nas tylko dlatego, że mamy dobry kontakt z kursantami i umiemy żeglować. Co prawda, podejście do młodych (a nawet bardzo młodych, wszak żeglują już małe dzieci) adeptów żeglarstwa jest ogromnie ważne, a jego brak potrafi skutecznie zniechęcić początkujących. Nawet najbardziej urocza osobowość trenera nie zastąpi jednak jego rzetelnej wiedzy i przygotowania teoretycznego, a jeśli przypadkiem wydarzy się coś złego (a niezależnie od całej wiedzy i dobrych chęci, przydarzyć się może), poszkodowani i ich rodziny w pierwszej kolejności zapytają nas o posiadane patenty i uprawnienia.
Poza tym, skoro o wypadkach mowa – pamiętajmy, że człowiek, posiadający uprawnienia trenera czy instruktora oraz licencję PZŻ, może za symboliczną kwotę zapewnić sobie ubezpieczenie OC; na stronie
http://szkolenie.pya.org.pl/szkolenie_instruktorskie/ubezpieczenie_oc_instruktorow__pzzczytamy bowiem: „Polski Związek Żeglarski, w nawiązaniu do lat ubiegłych, podpisał umowę ubezpieczenia OC dla instruktorów żeglarstwa PZŻ. Ubezpieczenie OC obowiązuje od dnia dokonania opłaty do 15.03.2017r - na kwotę do 1 000 000 zł, na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i poza nią, kosztuje 120 zł.”
Czy powyższe bonusy zrekompensują trud i koszty, związane z uzyskaniem oficjalnych uprawnień i licencji? Musimy ocenić to sami.
Jeżeli jednak któregoś dnia to my lub nasi bliscy staniemy się kursantami, warto zapytać, jakie uprawnienia i doświadczenie posiada człowiek, który będzie nas szkolił. Jeśli okaże się, że jego kwalifikacje kończą się na kursie weekendowym albo korespondencyjnym, pozostaje nam skorzystać z rady klasyka: run Forrest, run! I to w podskokach.