Brudne gary w jachtingu
Za zgodą Jerzego Kulińskiego. Źródło:
www.kulinski.navsim.pl.
W żeglowaniu, zwłaszcza morskim, w cenie są nie tylko porady czysto nautyczne. Wacław Sałaban, który próbował już wszystkiego i to na jachtach o najróżniejszych długościach, w towarzystwie i bez towarzystwa - podzieli się dziś z Czytelnikami SSI swoimi doświadczeniami w dziedzinie, w której już tylko Zbigniew Klimczak może być koreferentem.
A kapitan-kuk Krzysztof Baranowski? Och, to było już tak dawno :-))) Kto by mu dziś pozwolił wejść do kambuza? Chyba, że do przecięcia wstęgi.
Za moich młodych lat, gdy kapitanowie mawiali - kuk nie człowiek, Wacław postanowił - co rok to stopień!
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
Wprowadzenie.
Dawno temu, gdy zostałem zaokrętowany do ośmioosobowej załogi na rejs pełnomorski (mój pierwszy), jako II of. „z urzędu”, w pierwszy dzień objąłem funkcję kuka. 24h później, po zdaniu kambuza, wytaczając się z jego czeluści na pokład, bezczelnie wykrzyknąłem: „co rok to stopień”. Była to deklaracja w owych czasach zatrważająca. Ta motywacja do wyzbycia się roli kuka na jachcie doprowadziła, że 3 sezony później „papier na pierwszego po Bogu” na jakiś czas usunął mnie trwale z kambuza. Do czasu :-) Do czasów pływania swobodnego tzn. „z kim chcę, dokąd chcę, kiedy chcę i na swoim chcę”. Wtedy kambuz ponownie się dla mnie „otworzył”.
Samo przygotowywanie posiłków (w moim przypadku nie mylić z przyrządzaniem), nie jest przykrym utrapieniem, gdyż jako z natury „drapieżnik” chcę: byle szybko, byle dużo i do wypęku. Świadomość głodu, buzujące soki trawienne, ślinotok, zapach żarcia oraz pożeranie oczyma, robią swoje skutecznie i samo przygotowanie strawy szybko ustępuje „delektowaniu się”, w błyskawicznym i łapczywym połykaniu z popijaniu, czyli żarciu.
Po…, jest już zdecydowanie gorzej. Pełen brzuch (bo było do wypęku!), wzrost poziomu cukru (+/- 200), ospałość (po walce z żarciem), znużenie zapachami kulinarnymi (przechodzącymi w zlewozmywakowe), kanapowy stan bezruchu (bo żołądek tyra), a przed oczyma (z opadającymi powiekami) STERTA BRUDNYCH GARÓW! I w podświadomości utrwalona NIEZŁOMNA zasada z morza – nie odkładaj na później!!!
Mycie garów należy do grupy tych najmniej mnie inspirujących czynności na jachcie. I nigdy w jego trakcie, nie potrafię doszukać się filozofii egzystencji. Na szczęście, zawsze ciągnęło mnie do prób pływania solo. Poznanie i doświadczenie tej formy uprawiania żeglarstwa, poza doznaniami górnolotnymi, przede wszystkim zainspirowało mnie do zoptymalizowania problemu brudnych garów na jachcie. Poniżej moje zebrane przemyślenia, zasady i metody.
- Po pierwsze: NIE brudzić naczyń.
- Po drugie: ustalić, co to jest „brudne naczynie”.
- Po trzecie: ustalić sensowną kolejność dań, których technologia zachowuje ich czystość przez kolejne przygotowywania posiłków.
[przykład z patelnią: nowo kupiona (z czystością fabryczną) lub umyta po poprzednim sezonie (lub rejsie), na początek cyklu powinna obsłużyć smażenie naleśników, następnie jajecznicę, dalej służy do odgrzania konserwy turystycznej (lub gulaszu angielskiego), kolejne danie to odsmażana kaszanka. Tu cykl „na zdrowy rozum” dla wielu się kończy. Ale wypraktykowałem, że odsmażanie ugotowanych kartofli - po kaszance, nie tylko „odświeża” ziemniaczki, ale przede wszystkim patelnię! I można rozpocząć cykl ponownie od… jajecznicy. Problemem może stać się smażona ryba. Ja unikam to danie, głównie z powodu brudzenia patelni. Dodatkowa uwaga: nie naprzemienne wydłużanie cyklu np. kaszanka > kaszanka > … > kaszanka, wydłuża czystość patelni w danym cyklu – czytaj pkt następny]
- Po czwarte: zjadać wszystko „do końca”. Odpadki brudzą gary. Wyjątkiem od tej zasady może być kocioł bigosu t.j. 3x dziennie przez tydzień = spora oszczędność na myciu gara!
- Po piąte: pływać solo. Tylko jeden użytkownik naczyń.
- Po szóste: jeść z gara. Całkowicie zastąpić talerz patelnią/garnkiem (talerze i chochla stają się bezużyteczne i stale czyste, czyli za burtę), salaterkę deską do krojenia, filiżankę kubkiem, itd.
- Po siódme (ważne): gary brudzi wszelkiego rodzaju przypalenie potrawy. Temu zapobiega duża ilość tłuszczu lub wody. Won z dietetyką w tracie rejsu.
- Po ósme: im mniej garów, tym mniej się brudzą!
- Po dziewiąte: używanie gara co posiłek, skutecznie ogranicza jego zarastanie i obrastanie (brudem).
- Po dziesiąte: z diety należy bezwzględnie usunąć kisiele, budynie i kakao!
- Po jedenaste: wszelkie kieliszki dezynfekuje alkohol. Dają się zastąpić szklanką w cyklu przed herbatą.
- Po dwunaste: opakowanie to też NACZYNIE!!!
- Po trzynaste: ?
Z kim chcę, kiedy chcę, dokąd chcę, na swoim chcę! |
Wszystko to co powyżej napisałem nie dotyczy tych, dla których dotknięty kubek od wewnątrz staje się …brudnym.
Z Francuzami nie pływałem. Pływałem z Mieszkańcami (od wielu lat) Francji. Wtedy sprytnie wykorzystałem glejt na bycie „pierwszym po Bogu” (mimo że 100% załogi – 4 osoby, też taki glejt miały) :-)
Metody mycia garów przez trałowanie nie stosuję. Buntuje się we mnie… rysa regatowca. Inną sprawą jest to, że często metoda przez trałowanie zamienia się w metodę: „mycie okien przez ich wybijanie”.
Tym, którzy podpowiedzą: „po n-te: jeść w knajpie! Stosować catering!”, przypomnę: jeszcze (i na szczęście) na morzu ich nie ma. Podobno w poprzednich wiekach zimą na Bałtyku stawiano karczmy na lodzie(?). Ale to dla bojerowców i jak Szorstkie Morze zamarznie :-)
Pobite Gary,
ws
[właśnie siorbię kawę ze szklanki po herbacie]
--------------------------------------
PS. Im dłużej i despotyczniej obstaję przy tych zasadach, tym częściej pływam solo… To jest też metoda!
Po piąte.
:-)
Tagi:
kambuz