TYP: a1

Zapomniane smaki PRL-u - Makaron z konserwą turystyczną

środa, 25 września 2013
MZ

Gdy po raz kolejny do jego gabinetu wkroczyła żona i z ponurym wyrazem twarzy potoczyła wzrokiem po, nie da się ukryć, potwornym bałaganie, Piotrek zrozumiał, że nie ma wyjścia. Albo rozpocznie się w domu, bezkrwawa wprawdzie, ale jednak wojna, albo trzeba będzie zakasać rękawy i wziąć się do porządków.


Wahanie trwało przez chwilę, rozejrzał się wokół siebie i z przykrością stwierdził, że czeka go sporo roboty. Wszędzie bowiem piętrzyły się sterty przeczytanych gazet, rozłożonych książek, ryzy zapisanego papieru, karteczek z notatkami, dziwnych mechanizmów, a wszystko to przetykane koszulami, bielizną, skarpetkami. Naprzód gdzieś upchniemy ubrania – pomyślał. Kilkoma sprawnymi ruchami rąk zebrał porozrzucaną odzież, uformował z niej zgrabny pakunek i podszedł do szafy. Otworzył drzwi i wtedy wydarzyła się katastrofa. Z przepastnego wnętrza wysypała się kaskada przeróżnych rzeczy, przez lata tam upychana. Uwagę Piotrka przyciągnął pożółkły zeszyt, który wylądował na wierzchu. Był to przez niego dokonany zapis jednej z pierwszych żeglarskich wypraw na Mazury, przedsięwziętej przed wielu laty. Przypomniał sobie, że było to w roku 1978. Zaczął czytać swoje notatki.


Dzień pierwszy – Po 18 godzinach spędzonych na korytarzu pociągu dojechaliśmy do Giżycka. Oglądamy jacht – to Orion, wreszcie łódka z kabiną. Wyjmujemy zapasy żywności, każde z nas coś przywiozło, jest makaron, ryż, mąka. Krzysztof tryumfalnie demonstruje cudem zdobyte cztery Konserwy Turystyczne.


Dzień drugi – Tragedia, chcemy rozpalić kocher, by zrobić sobie herbatę, ale okazało się, że zapomnieliśmy denaturatu. Nici z gotowania. Jemy chleb posmarowany margaryną, do tego dżem truskawkowy.


Dzień trzeci – Jest nadzieja, dobiliśmy do brzegu, podobno w pobliżu jest sklep GS. Krzysztof z Marysią poszli kupić denaturat. Wrócili bez niego, ale za to nakopali trochę ziemniaków. Rozpaliliśmy ognisko by je upiec. Marysi udało się zgotować na ognisku wodę w menażce od kochera. By zdobyć wodę wypłynąłem Orionem na środek jeziora, tam woda była bardziej przejrzysta i bez rzęsy. Jemy upieczone ziemniaki i popijamy herbatą, ma nieco mulisty smak.


Dzień czwarty – Nadal nie udało nam się zdobyć denaturatu. Otwieramy pierwszą puszkę turystycznej, każdy na kromkę chleba dostaje plasterek.


Dzień piąty – Denaturatu dalej nigdzie nie ma, ale była w sklepiku wiejskim cebula. Otwieramy kolejną konserwę. Robimy kanapki, do tego pokrojona cebula. Na sąsiednim jachcie mają butlę gazową, uprosiliśmy ich by zagotowali nam wodę, niechętnie się zgodzili. Ponoć na całych Mazurach butli nie można napełnić, więc gazu oszczędzają. Józek miał w bagażu kawę Inkę. Z cukrem wprawdzie kłopot, bo na kartki, ale było go na tyle by kawę posłodzić. Pycha!


Dzień szósty – Sukces! Jest denaturat. Marcin wypatrzył ostatnią butelkę w niewielkim sklepie typu „szwarc, mydło, powidło”. Był tam także chleb. Na szczęście, bo bochenki, jakie wzięliśmy na rejs już się skończyły. Z jednego została piętka, ale niejadalna – nie tylko czerstwa, ale i twarda jak kamień. Karmimy nią łabędzie. Marysia napełnia palnik denaturatem, rozpala kocher. Dziś na obiad będzie makaron z Konserwą Turystyczną. Zapowiada się prawdziwa uczta.


Dzień siódmy – Wróciliśmy do Giżycka. Pakujemy rzeczy i oddajemy łódkę. Marysia robi kanapki na drogę. Kroi chleb i na każdą kromkę kładzie plasterek turystycznej z ostatniej puszki. Na kocherze odgrzewamy resztę makaronu jaki został z poprzedniego dnia. Mięsa wprawdzie w nim już mało, ale smak pozostał.


Słowniczek


Denaturat – spirytus zabarwiony na fioletowo, zwany także „Jagodzianką na kościach” ze względu na kolor i widniejącą na etykiecie trupią czaszkę z piszczelami. Teoretycznie służył jako paliwo maszynek spirytusowych (kocher), jednak stał się ulubionym trunkiem ówczesnych meneli.


Kocher – urządzenia składające się z palnika spirytusowego, aluminiowej obręczy, na której ustawiało się również aluminiowe menażki. Do utrzymywania tychże służył specjalny uchwyt działający na zasadzie szczypiec. Za patelnię służyła przykrywka. Całość można było zgrabnie złożyć w niewielki pakunek zawinięty w drelichową torbę ściąganą sznurkiem.


Na cukier kartki – wprowadzono je w 1976 roku. Bez nich nie można było kupić cukru.


Sklep GS - wiejskie sklepiki tak zwanej Gminnej Spółdzielni. Czasem można było w nich coś kupić.


Zbożowa kawa Inka – peerelowska Nesca, rozpuszczalna kawa zbożowa. Zastępowała niedostępną kawę PRAWDZIWĄ.


Makaron z konserwą turystyczną – sztandarowy przepis ówczesnej kuchni polskiej. Przepis brzmi tak:

 

Makaron z konserwą turystyczną

Makaron czterojajeczny (w powszechnej opinii makaron czterojajeczny powstawał z tony mąki i czterech jaj) ugotować w osolonej wodzie. Na zakrzepłym tłuszczu zebranym z konserwy podsmażyć cebulę pokrojoną w kostkę. Mięso z konserwy pokroić dość grubo i zmieszać z cebulą, chwilę podgrzewać. Dodać do tego sosu makaron. Przed podaniem posypać siekaną zieleniną.

TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620