Media obiegły ostatnio informacje o groźnych „mięsożernych bakteriach” z Bałtyku, które stały się przyczyną hospitalizacji pewnego mieszkańca Międzyzdrojów. Czy rzeczywiście w naszym morzu żyją takie stwory? I czy naprawdę są w stanie „zjeść” nogę mężczyzny? Zaraz wszystko wyjaśnimy.
O co tu chodzi?
Pewien 30-latek z Międzyzdrojów miał prawdziwego pecha. Został bowiem zainfekowany Vibrio vulnificus - bakterią zaliczaną „mięsożernych”. Mężczyzna odczuwał tak siny ból w nodze, że zdecydował się na wezwanie karetki. Niestety w Międzyzdrojach nie było żadnego wolnego ambulansu (niespodzianka, co?), więc wysłano po niego zespół ze Świnoujścia.
Ratownicy podjęli decyzję o przewiezieniu nieszczęśnika do szpitala, gdzie stwierdzono zakażenie Vibrio vulnificus. Jak podaje jeden ze świnoujskich serwisów informacyjnych, „mięsożerna bakteria dosłownie zjadała mięśnie nogi mężczyzny". Pacjent został przewieziony do specjalistycznego szpitala w Szcecinie, gdzie trafił na OIOM.
Bakteria z horroru? Niekoniecznie
Bakterie Vibrio vulnificus zaliczane są do tak zwanych przecinkowców (przyznajcie, że brzmi to całkiem niegroźnie i zupełnie nie kojarzy się ze „zjadaniem” cudzych mięśni). Przecinkowce wyglądają dokładnie tak, jak to sobie wyobrażamy – mają kształt przecinka, często ozdobionego na końcu pojedynczą rzęską, która służy im za napęd. Żyją w wodzie morskiej.
Dotychczas nauka rozpoznała około 80 gatunków przecinkowców, z czego kilkanaście może być potencjalnie niebezpiecznych dla człowieka. Do tych mniej sympatycznych należą na przykład Vibrio cholerae, powodująca cholerę oraz bohaterka naszej historii - Vibrio vulnificus, żywiąca się szeroko pojętymi tkankami miękkimi.
Jak uniknąć zakażenia?
Bakterie Vibrio vulnificus żyją sobie w wodach o zasoleniu od 5 do 20 promili. Bałtyk ma średnio 7‰, co oznacza, że jest dla nich wymarzonym środowiskiem. Dlaczego zatem „mięsożerna bakteria” nas wszystkich nie zjadła?
Ano dlatego, że wcale nie tak łatwo się nią zarazić (wcale nie trzeba zresztą wchodzić do wody - wystarczy zjeść niedogotowane owoce morza albo inne sushi). Zdrowy organizm z łatwością odeprze jej atak.
Żeby paść ofiarą Vibrio vulnificus, trzeba już wcześniej mieć jakiś problem zdrowotny: przewlekłą infekcję, chorobę nowotworową, cukrzycę, obniżoną odporność, otwartą ranę itp. Vibrio vulnificus preferuje również palaczy, narkomanów, alkoholików oraz... mężczyzn – stanowią oni aż 85 proc. wykrytych na świecie przypadków.
Na szczęście mamy XXI wiek, antybiotyki, a przy odrobinie szczęścia również karetki. Wszystko to sprawia, że zdecydowaną większość zakażeń „mięsożerną bakterią” da się całkowicie wyleczyć. Mamy nadzieję, że tak właśnie będzie w przypadku pana z Międzyzdrojów, któremu w imieniu całej redakcji życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
Tagi: Bałtyk, bakteria, zakażenie, zdrowie