Leciutka bryza znakomicie chłodziła, tak że mimo panującego upału spacer brzegiem morza był niezwykle przyjemny. W pewnej chwili Marcin dostrzegł unoszący się na falach połyskujący w słońcu przedmiot. Zawsze go intrygowały takie znaleziska, toteż podwinął nogawki spodni i wszedł do wody. Po kilku krokach zobaczył, że to co przykuło jego uwagę to butelka, szczelnie zalakowana. Wyłowił ją z wody. W środku znajdował się zwitek papieru. Z niezwykłą ostrożnością otworzył ją. Papier był pożółkły, ale pismo pozostawało czytelne.
„Do Opatrzności Bożej i do znalazcy tego listu się zwracam z resztkami nadziei. Tylko jeno Opatrzność może mą osobę na łono cywilizacyji przywrócić. Wysadzon z korabia, na którym pilniem służył, pozostawion zostałem na bezludnym ostrowiu, z maleńkim zapasem jadła skromnego, z flintom jedną i narzędzi nijakich, co na przetrwanie w tych opresyjach szansy nie daje. A stało się to nieszczęście za sprawą kucharza korabiowego, z Italii rodem, któren nas w trakcie ekskursji morzem, italskim jadłem karmił, a które to jadło mnie z trudem przez gardło przechodziło. Z Polski jam rodem i do mięs wszelakich, kapłonów, jajców, słoniny a boczków tłustych przywykły. Italianiec wraży jeno pastą, jak sam to zwał, stoły nasze w pomieszczeniu z obca messą zwanym, zastawiał. Tako, jak miesiąc się obrócił, protestacyję względem jadła tego do szypra jam wniósł pokornie. Acz ten, widocznie do spożywania owej pasty przywykły, za nic to miał. Dwóch rodaków moich wprzódy przy mnie stojąc, rakiem się z protestacyji wycofali. A jam na ostrów ów, za bunt jakoby wzniesiony, wysadzonym zostałem. Tako, opróżniwszy butelkę wina czerwonego, którą to mi jakoby na osłodę zostawiono pismo to w rozpaczy na skrawku papieru skreśliłem, na pomoc czekając, a lakiem, jaki szlachcicem będąc, zawszem przy sobie nosił, by móc herb swój w nim wyciskać, butlę zatkawszy, morzu ją powierzyłem. Zrozpaczon, Tomasz z Jabłonowa.”
Marcin zafrasował się losem rodaka, ale zrozumiał, że list pochodzi z tak odległej przeszłości, że o żadnej pomocy nie może być mowy. Tym bardziej, że autor nie przekazał w nim informacji o położeniu owej wyspy, na którą został zesłany. Nie mógł natomiast zrozumieć pretensji nieszczęśnika do wspomnianych potraw. Jako żeglarz wiedział, że podczas morskiego rejsu potrawy z makaronu, czy to spaghetti, czy innych rodzajów pasty, to rzecz normalna. Można je stosunkowo szybko przygotować, a rozmaitość sosów powoduje, że to jedzenie nie powinno się nudzić. Sam zresztą poczuł, że ma ochotę na spaghetti z pomidorkami koktajlowymi. Dawno tego nie jadł, a lubił ten subtelny smak.
Spaghetti z pomidorkami koktajlowymi Na patelni rozgrzać oliwę i poddusić na niej rozgniecione dwa ząbki czosnku, dodać garść posiekanej bazylii i pół filiżanki posiekanego oregano, do tego wsypać łyżeczkę suszonej czerwonej papryczki. Pomidorki koktajlowe – tak około pół kilograma – przekroić na połówki i wrzucić na patelnię, wszystko to na niewielkim ogniu dusić około 5 minut. Ważne aby pomidorki się nie rozpadły. Ugotować spaghetti al dente, odcedzić i zmieszać z sosem, podgrzewać to wszystko jeszcze przez jakieś 5 minut, delikatnie mieszając. Wyłożyć na talerze. |