W sobotę, 9 stycznia, spotkaliśmy się w krakowskiej Rotundzie, aby wysłuchać zespołów startujących w Przeglądzie Konkursowym Shanties 2011. Tradycyjnie impreza ta odbywa się przed festiwalem, a biorą w niej udział grupy i soliści, którzy w przeciągu poprzedniego roku zdobyły laury i nominacje w czasie innych konkursów. W tym roku do przeglądu zakwalifikowało się 12 uczestników.
Niestety nie udało mi się wysłuchać pierwszego zespołu konkursowego, Poszedłem na Dziób z Lublińca. Dotarłam dopiero na częstochowski Nok Rei, który nominację otrzymał wygrywając festiwal Tratwa w Chorzowie. Jest to zespół a cappella wykonujący piosenki swojego autorstwa w aranżacji zaprzyjaźnionego z nimi Mariusza Skuzy. Ich występ podzielić można na dwie części tematyczne. Pierwsza – korsarsko-bitewna to piosenki Okręt w ogniu czy Wybrzeża High Barbares, natomiast Wypijmy za Jacka, z powtarzającym się tekstem: więc ze mną wszyscy wraz wypijmy wina dzban, to przykład utworu pochodzącego z części birbanckiej. Całość zdecydowanie spodobała się publiczności, która nagrodziła występ częstochowian gromkimi brawami.
Kamil Badzioch, pierwszy laureat telewizyjnej Szansy na Sukces, do Krakowa przyjechał z Łukaszem Ziębą, znakomitym skrzypkiem na co dzień związanym z zespołem Smugglers. Kamil, który nominację otrzymał w Radomiu podczas festiwalu Rafa, prezentuje nurt zwany przez niektórych żeglarską krainą łagodności. Piękne balladowe klimaty, tworzone gitarą i głębokim głosem Kamila a podbudowane skrzypcami Łukasza wyciszyły nieco publiczność, rozentuzjazmowaną po wcześniejszym występie. Nostalgiczny nastrój, przerywany jednak był czasem bardziej skocznymi piosenkami, takimi jak np. Tylko my. Ostatnia utwór, Modlitwa rybaka, znów uspokoiła nastroje.
Shantażyści to zespół młody zarówno stażem (istnieją od niespełna roku) jak i wiekiem. Nominację do przeglądu zdobyli wygrywając konkurs w Charzykowach. Pochodzą z Opolszczyzny i wykonują piosenki a cappella. Mimo, wspomnianego już, niezaawansowanego wieku zwraca uwagę ich swoboda na scenie, dowcipna konferansjerka i dobry kontakt z akustykiem. Utwory, które zaprezentowali w sobotę to autorskie Już czas i Flota królewska oraz O weź ją Janusza Sikorskiego. Ten ostatni zaprezentowali włączając elementy choreograficzne przygotowane specjalnie na przegląd.
Po młodzikach na estradę wyszedł zespół Aura Mesy. Tworzą go doświadczeni bywalcy scen szantowych. Przemek Burel i Przemek Maruchacz współtworzyli niegdyś białostocki zespół Prawy Ostry, a Tomasz Matłoch związany był wcześniej z Szybkim Montażem. Panowie połączyli swe siły i tak powstała Aura. Nominację do konkursu zdobyli prawie w domu, bo na Kopyści w Białymstoku. W czasie występu zaprezentowali piosenki ze swojej debiutanckiej płyty pt. Ucieczka. Oprócz utworu tytułowego pojawił się też, między innymi, Sen o Irlandii, w wszystkie zaaranżowane na 3 gitary, w tym jedną basową.
Happy Crew z Bytomia nominację otrzymał na Szantkach w Kędzierzynie Koźlu. Starzy wyjadacze konkursowo-festiwalowi swój występ rozpoczęli od Ciągnij bracie. Słychać, że śpiewają razem od lat, niesamowicie są zgrani (choć może lepiej powiedzieć zśpiewani – w końcu prezentują grupę zespołów śpiewających a capella). Kolejnym utworem zaprezentowanym przez nich była Australia Jerzego Rogackiego, po niej pieśń niewolników pracujących przy bawełnie, czyli Down In the River to Pray, Pociągnij ją i na zakończenie John Cherokee. Moją uwagę zwróciła dbałość o takie szczegóły jak oświetlenie sceny – w czasie występu konferansjerka prosiła o konkretne światła przy poszczególnych piosenkach. Zespół pamiętał również o dobrym zwyczaju podawania autorów śpiewanych przez siebie piosenek.
Prowadzący, Piotr Zadrożny, zapowiedział następnego wykonawcę: zespół w składzie gitara, harmonijka ustna i wokal i na scenę wyszła… jedna dziewczyna. Marta Śliwa do niedawna związana była z zespołem Nagielbank, od pewnego czasu znów występuje jako solistka. Nominację uzyskała wygrywając Szanta Claus w Poznaniu. Wszystkie piosenki, które zaprezentowała są utworami autorskimi, ukazującymi typowo kobiecy punkt widzenia na kwestie żeglowania i wyjazdów dalekomorskich. Długoletnie doświadczenie sceniczne zaowocowało dobrym kontaktem zarówno z publicznością jak i akustykiem („proszę pana, coś mi tu dyskretnie buczy”). Jak stwierdził Piotr Zadrożny „Marta swoją osobowością wypełniła i tę scenę i tę salę”.
Kolejnym zespołem, z najbogatszym bodaj instrumentarium, a na pewno jedynym grającym z perkusją był Fucus z Wejcherowa, który nominację wywalczył Charzykowach. Grupa kultywuje tradycje kaszubskie, co przejawia się między innymi tym, że śpiewają zarówno po polsku jak i kaszubsku. Ich występ można podsumować krótko: wykop, wypal i co tylko. Doceniła to niewątpliwie publiczność, bo „Na piłe” (tak to przynajmniej brzmiało, a znaczyło na piwo) śpiewała już cała sala. I klaskała.
Duet Tomasz GrOm Paciorek i Jasiek Drzewiecki z Warszawy był jednym z dwóch podmiotów wykonawczych, które nie zdobyły nominacji w żadnym z konkursów, a dostały się ze zgłoszenia. Widać, że scena nie jest chłopakom obca i w żaden sposób ich nie deprymuje. W trzech zaprezentowanych w czasie występu piosenkach postarali się zawrzeć wszystko co związane z żeglowaniem, czyli mazury, kobiety, trunki, kobiety, napoje wyskokowe i kobiety. Zaczęli od Harrego, dowcipnej piosenki o przygodach nowicjusza żeglarskiego. Druga to ballada o relacjach damsko-męskich, a trzecia – inspirowana irish folkiem typowa piosenka o dolach żeglarskiego życia. Jasiek Drzewieckiego wspierał Tomka wokalem oraz piękną grą na flecie poprzecznym, co mnie osobiście bardzo się podobało (a z różnych źródeł wiem, że nie tylko mnie).
oj taM to drugi tego wieczoru zespół z Częstochowy i zarazem drugi „ze zgłoszenia”. Dwie pary skrzypiec, trzy wokale, pianino elektryczne, dwie gitary i tylko czworo wykonawców – to robi wrażenie. Tak samo jak ogólny entourage (niewątpliwa uroda i umiejętności obu skrzypaczek). Udało im się dosłownie poderwać słuchaczy – przy Chcę do Ostii wciągnęli ich do wspólnej zabawy – nakłonili ludzi do wstania z krzesełek i wspólnego klaskania oraz śpiewu. Kolejna piosenka było to premierowe wykonanie numeru, który nawet nie ma jeszcze tytułu – zupełna świeżynka. Natomiast ostatni kawałek to popis wokalnych umiejętności Justyny, czyli Moje morze z repertuaru Ryczących Dwudziestek. Pierwszy raz miałam okazję usłyszę oj taM w nowej odsłonie i, jakkolwiek duet bardzo mi się podobał, stwierdzam, że kwartet zyskał zdecydowanie pełniejsze brzmienie i dużo bardziej mnie przekonuje.
Zespół Fregata z Giżycka nominację uzyskał na festiwalu Rafa w Radomiu. Grupa składa się z czterech instrumentalistów i dwóch dziewcząt na wokalach. W rytmach bossanowy opowiadali o urokach swoich rodzinnych Mazurów. Czarna Inez przeniosła nas z kolei do tawerny pirata, gdzieś na kraj świata, co słyszalne było również w muzyce. Ciekawa aranżacja tego utworu zakładała, że tekst śpiewany był a cappella, a jedynie przejścia między poszczególnymi strofami wypełniały instrumenty.
Ostatnim zespołem występującym na tegorocznym przeglądzie Shanties był bydgoski Może i My. Po króciutkich problemach technicznych, kiedy to nie można było znaleźć basu (mimo, że cały czas go widzieliśmy), zaczęli od wzbogaconego wokalizą utworu instrumentalnego. Wszystkie piosenki śpiewane w sobotę przez Może i My są utworami autorskimi. A były wśród nich i kawałki balladowo-wyciszające i skoczno-rozgrzewające, jak na przykład Jeszcze jeden dzień. Ostatnim numerem tego występu, a zarazem Przeglądu Shanties 2011, było do tańca podrywające Nie patrz za siebie.
I tak rozstaliśmy się z Rotundą, ale nie z imprezą, która przeniosła się do Tawerny festiwalowej Stary Port. Ale co tam się działo, nie opowiem, bo klawiatura może nie zdzierżyć.