Człowiek, jego ukochana jednostka i bezkresna przestrzeń przed dziobem - to marzenie wielu żeglarzy. Jeśli zaś dodamy do tego poczucie rywalizacji i pokonania własnych słabości, nie sposób się dziwić jak bardzo popularne są morskie regaty lub imprezy żeglarskie. Oczywiście, nie każdy może sobie pozwolić na start w tego typu zawodach. To rywalizacja najbardziej doświadczonych, profesjonalnych i rozsądnych żeglarzy. Te same cechy powinny również charakteryzować organizatorów regat. Mogłoby się wydawać, że w tak doborowym towarzystwie i przy takiej ilości przygotowań, nic nie może pójść źle. Niestety - jak pokazał przypadek z sierpnia, kiedy podczas regat morskich zginął jeden z uczestników - nie wszystko można przewidzieć.
Jak zatem zadbać o bezpieczeństwo uczestników regat? Co powinni zapewnić organizatorzy zawodów, a z czego muszą sobie zdawać sprawę sami zawodnicy? I czy da się wyeliminować, a przynajmniej ograniczyć niebezpieczeństwo wypadków w kolejnych latach? Zapytaliśmy o to ekspertów, którzy przy organizacji regat morskich pracują od lat.
Baltic Polonez Cup Race - fot. materiały prasowe organizatora |
Szesnasta edycja imprezy żeglarskiej Baltic Polonez Cup Race odbyła się w tym roku w dniach 08-15 sierpnia. Miało to być wielkie święto żeglarstwa. Niestety, plany organizatorów zostały pokrzyżowane przez niespodziewaną tragedię. “Skipper jachtu Quark, podczas powrotu do Świnoujścia z trasy imprezy, został znaleziony pływający twarzą w dół za burtą swojego jachtu” - mówi Krzysztof Krygier, organizator zawodów i zdobywca Pucharu Poloneza w tegorocznej edycji regat. Jak dodaje, “skipper został zabrany na ląd i był reanimowany przez SAR, jednak bez skutku”. Wiemy już, że Tomasz Turski, bo to on był ofiarą wypadku, był przypięty liną bezpieczeństwa, miał też na sobie sprawną kamizelkę ratunkową. Nie znamy dokładnie przyczyn tragedii. Można jednak przypuszczać, że przed wypadnięciem za burtę, uczestnik stracił przytomność. “Taką wersję może potwierdzać to, że skipper był wpięty do knagi dziobowej jachtu – w przypadku zachowania świadomości przez skippera, logika nakazywałaby konieczność wypięcia i przejście w rejon części rufowej kokpitu, która jest znacznie niższa od dziobu i w której były zlokalizowane handrelingi lub płetwy rufowe, mogące znacznie ułatwić powrót na pokład. Warto wspomnieć że warunki meteo w trakcie tegorocznej imprezy były wyjątkowo ulgowe” - mówi Krygier. I dodaje: “w przypadku wypadnięcia za burtę z utratą świadomości – żadne realnie możliwe do zastosowania środki bezpieczeństwa nie są w stanie zapobiec ewentualnej śmierci skippera, a czas dotarcia do jachtu w przypadku zagrożenia na trasie pełnomorskiej to minimum kilka lub kilkanaście godzin – do tego trzeba dodać czas reakcji i rozpoznania sytuacji w przypadku braku jasnego sygnału wezwania pomocy. Tego typu nieszczęśliwy splot okoliczności zdarza się wyjątkowo rzadko - warto tu wspomnieć o podobnej tragedii sprzed kilku lat i utonięciu w rejsie załogowym na Zatoce Gdańskiej, blisko linii brzegowej, bardzo doświadczonego żeglarza Edwarda Zająca”.
Podobnego zdania jest Piotr Stelmarczyk, pracujący od lat przy organizacji takich imprez sportowych jak Bakista Cup czy Regaty Unity Line. “W przypadku tragedii na Baltic Polonez Cup Race, udzielenie pomocy jest możliwe tylko w sytuacji, gdy płynący w pobliżu inny zawodnik zauważy zdarzenie. W tym przypadku niestety nikogo w pobliżu nie było, a pomoc, żeby była skuteczna, musi być natychmiastowa” - mówi.
Odejdźmy jednak na chwilę od tego skrajnego przypadku i skupmy się na samych kwestiach bezpieczeństwa. Czy istnieje jakiś określony prawem spis reguł, które muszą zapewnić organizatorzy? Jak mówi Stelmarczyk, “zgodnie z rozporządzeniem o bezpieczeństwie imprez sportowych, nie jest wymagane zabezpieczenie regat morskich. W praktyce każdy organizator robi to według swoich pomysłów i możliwości finansowych”. Mimo braku odgórnie ustalonych reguł, trzeba założyć, że będą one do siebie zbliżone w każdej tego typu imprezie. Ważne jest, żeby zasady były jasne i by uczestnicy znali je odpowiednio wcześnie. Jak mówi Jacek Zieliński, pracujący przy organizacji SailBook Cup i zakończonej niedawno Wielkiej Bitwy o Gotland, “organizator ogłosił listę wyposażenia rekomendowanego; wyposażenie to zostało sprawdzone dzień przed startem na każdym jachcie przez wyznaczoną do tego osobę i było to potwierdzone w formie pisemnej”. “Do obowiązków organizatora należy m.in. poinformowanie o poziomie trudności regat, przygotowanie listy wyposażenia bezpieczeństwa i poinformowanie uczestników o procedurach wzywania pomocy” - dodaje.
Bakista Cup - fot. Elżbieta Bielecka |
Krzysztof Krygier poinformował nas, że warunki bezpieczeństwa dotyczące przyszłorocznej edycji Baltic Polonez Cup Race są już dostępne na stronie internetowej - choć mogą ulec zmianie. Możemy tam przeczytać między innymi, że “przyjęcie na listę startową nastąpi po zapoznaniu się uczestników z regulaminem, warunkami udziału, oświadczeniem, instrukcją żeglugi i zaakceptowaniu i po potwierdzeniu spełnienia wszystkich wymagań dotyczących udziału. Potwierdzenie nieprawdy w oświadczeniu zostanie potraktowane jako świadome wprowadzenie w błąd organizatora – za skutki tego typu działań wyłączną odpowiedzialność ponosi uczestnik”. W oświadczeniu dla uczestnika zaznaczone jest zaś wyraźnie: “organizator i Komisja Sędziowska nie zapewniają asysty na wodzie, ani monitoringu pozycji poszczególnych jachtów na trasie imprezy - w przypadku zebrania odpowiednich środków finansowych organizator może zapewnić dodatkowe środki bezpieczeństwa”.
Jest więc jasne, że przynajmniej część odpowiedzialności za udane regaty spoczywa na jej uczestnikach. Jak zaznacza Jacek Zieliński, uczestnik tego typu imprezy “musi posiadać i znać tzw. dobrą praktykę żeglarską”. Piotr Stelmarczyk dodaje, że konieczna jest przede wszystkim “ogólna wiedza żeglarska, niestety w ostatnich latach coraz słabsza”. “Również rozsądek oraz umiejętności przewidywania sytuacji na wodzie. Bardzo często tego brakuje” - dodaje. Mimo wszelkich możliwych zabezpieczeń, do wypadków jednak dochodzi i trzeba sobie z nimi radzić. Jak mówi Piotr Stelmarczyk: “przez ostatnie 15 lat były 3 przypadki wypadnięcia za burtę oraz wiele awarii technicznych. Skutecznie pomagały załogi jachtu, z którego wypadł żeglarz, jachtów płynących w pobliżu oraz załoga jednostki Komisji Sędziowskiej”. I dodaje: “w trakcie moich regat nigdy nie było potrzeby wzywania SAR ani policji na pomoc. Zawsze są jednostki, które mogą takiej pomocy udzielić”. Możliwość skontaktowania się z odpowiednimi służbami musi jednak leżeć w zakresie odpowiedzialności organizatorów. Tyle tylko, że - jak przeczytać możemy w regulaminie regat Polonez Cup - “okres reakcji i dotarcie służb ratowniczych do każdego z jachtów uczestniczących w imprezie to z reguły minimum kilku godzin od sygnału wezwania pomocy”.
Jak jeszcze mogą zapewnić bezpieczeństwo organizatorzy? “W trakcie naszych regat, w rejonie przebywania jachtów uczestniczących w wyścigu, znajdowały się dwie jednostki wsparcia. Każda z jednostek regularnie nawiązywała łączność z uczestnikami, którzy byli w jej zasięgu. Z tymi zaś, z którymi nie udawało się nawiązać łączności radiowej, łączono się za pośrednictwem innych jachtów. Jeżeli to okazało się niemożliwe, jednostka osłonowa udawała się niezwłocznie w kierunku jachtu, z którym nie można było nawiązać kontaktu. Ponadto zespół brzegowy śledził na bieżąco ruch każdego uczestnika za pośrednictwem tak zwanego trackingu” - podaje przykład z Bitwy o Gotland Jacek Zieliński.
Bitwa o Gotland - fot. Cezary Spigarski |
Krzysztof Krygier zapewnia jednak: “z uwagi na rzetelność w stosunku do uczestników nie planuję wdrażać żadnych połowicznych lub amatorskich rozwiązań, które mogą błędnie sugerować uczestnikom pozorne większe bezpieczeństwo. Uczestnik musi być świadomy że jego bezpieczeństwo tkwi wyłącznie w jego rękach i dlatego apelujemy o rozważną i zgodną z zasadami dobrej praktyki morskiej bezpieczną żeglugę i zachęcamy do przerwania udziału w naszej imprezie gdy warunki, doświadczenie i umiejętności załogi lub stan techniczny jachtu nie pozwalają na bezpieczne kontynuowanie żeglugi. I dodaje, że “aby zapewnić profesjonalną asystę uczestnikom potrzebujemy przynajmniej jednego szybkiego pełnomorskiego jachtu motorowego wraz z odpowiednią obsadą, złożoną przynajmniej z jednego ratownika medycznego, doświadczonego kapitana, kilku osób załogi, a także łączności satelitarnej i dostępu do internetu na morzu”. I dodaje: „warto pamiętać o tym, że aby tego typu działania były sensowne, niezbędne byłoby zapewnienie trzech takich jednostek. Przy dwóch równoczesnych wypadkach i jednym statku zabezpieczenia, trzeba byłoby wybierać, komu ma zostać najpierw udzielona pomoc. Przy ewentualnej utracie łączności lub braku sygnałów wezwania pomocy, byłoby to całkowitą ruletką, a przy ewentualnej tragedii obciążałoby załogi jednostek asysty i koordynatora takich działań. Dlatego uważamy, że pozorna asysta zapewniana przez zwykły jacht żaglowy na tak długiej trasie jest bezsensowna - czas dotarcia takiej jednostki do jachtu, który ma problemy, zazwyczaj może być dłuższy niż czas dotarcia SAR, a w trudniejszych warunkach taka jednostka asysty może sama mieć problemy w żegludze, nie mówiąc o jakiejkolwiek możliwości ratowania życia na morzu. Koszty profesjonalnej asysty szacuję na minimum 40 do 150 tysięcy złotych. To koszty wielokrotnie przekraczające nasze aktualne budżety, dzięki którym realizujemy całość imprezy”.
Możliwości zapewnienia bezpieczeństwa podczas regat morskich są zatem ograniczone, nie tylko przez barierę finansową, ale też same warunki podczas tego typu imprezy. Jak podaje Piotr Stelmarczyk, “praktycznie jest to bardzo trudne do wykonania ze względu na wielkość akwenu, na którym żeglują zawodnicy i koszty zabezpieczenia”. Czy kiedyś będzie można wyeliminować każdą możliwość nieszczęśliwego wypadku? Raczej nie, bo jak trafnie zauważa Stelmarczyk, “zawsze istnieje margines zdarzeń, których nie zauważymy natychmiast, a w których pomoc musi być bardzo szybka. Takich przypadków w życiu nie unikniemy, to może być moment nieuwagi, odrobina nieostrożności, zasłabnięcie, choroba”. Należy jednak robić wszystko, aby środki bezpieczeństwa na zawodach żeglarskich były coraz bardziej zbliżone do optymalnych. W regulaminie Baltic Polonez Cup Race na przyszły rok przeczytać możemy: “dla zapewnienia maksymalnego bezpieczeństwa, organizator postawił uczestnikom dodatkowe wymagania przekraczające standardowe wymagania i zapisy w przepisach obowiązujących w kraju. W przypadku zebrania budżetu imprezy w odpowiedniej wysokości - organizator zapewni dodatkowe środki bezpieczeństwa”. Pozostaje mieć nadzieję, że każda kolejna edycja tej i innych imprez przyniesie dodatkowe środki i doświadczenie dla organizatorów. Bo jedno jest pewne - dopóki nie będzie brakować śmiałków, którzy chcą się zmierzyć zarówno z innymi, jak i z samymi sobą, dopóty regaty morskie będą trwać.