Żeglarze vs. wędkarze; ostateczne starcie
środa, 25 października 2017
Jak wszyscy wiemy, wędkarze oraz żeglarze mają wiele wspólnego z wodą. Na tym jednak podobieństwa pomiędzy nimi się kończą - za to różnic jest co niemiara. I być może to właśnie one powodują, że obie grupy niekoniecznie pałają ku sobie szczerym afektem.
Postanowiliśmy zatem dotrzeć do samego jądra wszelkich żeglarsko-wędkarskich sporów, co - być może kiedyś, w odległej galaktyce - doprowadzi do sytuacji, w której obie strony popatrzą na siebie nieco bardziej przychylnie.
Co zatem generuje różnice nie do pogodzenia?
Ulubiony kolor
Jakoś tak się utarło, że żeglarze wolą biel i granat, a wędkarze - gustowną, zgniłą zieleń, opcjonalnie upstrzoną elementami moro.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest zapewne wielowiekowa tradycja, zgodnie z którą żeglarz chciał rzucać się w oczy (choćby damom w porcie), a wędkarz wręcz przeciwnie - bo wówczas ryby mogły go łatwo wypatrzyć i pozostawał głodnym wędkarzem. Chyba, że zabrał z domu kanapki.
Obie frakcje preferują też odmienne nakrycia głowy, chociaż dla obydwu priorytetem pozostaje uchronienie czachy przed przegrzaniem oraz ochrona oczu przed nadmiarem słoneczka. Czyli, jakby się uprzeć, pewne punkty wspólne jednak istnieją.
Ulubiony sposób spędzania czasu
Żeglarze, jako ludzie z natury towarzyscy, lubią spędzać czas w otoczeniu innych żeglarzy. Albo żeglarek;) Generuje to oczywiście rozmaite reperkusje, jak choćby fakt, że raczej nie spędzają tego czasu w cichości ducha. Tymczasem wędkarze to :
a) Głównie faceci - a więc istoty nie widzące istotnego powodu, by ze sobą gadać: przecież już się raz przywitali, w zeszły poniedziałek - to chyba wystarczy, prawda?
b) W dodatku faceci liczący, że na przeciwnym końcu wędki pojawi się w końcu jakaś ofiara - a nadmiar dźwięków może ją spłoszyć.
Powoduje to, że kiedy łódka, pełna wesołych żeglarzy znajdzie się w okolicy równie wesołych (ale jakoś mniej rozbawionych) wędkarzy, ci ostatni nie pałają entuzjazmem na widok gwarnej gawiedzi. A wręcz uważają ją za obiekt szkodliwy i wart co najwyżej naburmuszonego spojrzenia.
Ogólny brak zrozumienia
Obie grupy muszą jednak jakoś podzielić pomiędzy siebie akwen - i tu pojawiają się kolejne zgrzyty. Wędkarze mają miejsca, w których wolno im łowić oraz takie, w których łowić nie powinni. Co nie znaczy, że nie próbują.
Podobnie żeglarze - niby wiadomo, gdzie powinni pływać (i cumować!), ale sami wiecie, jak jest. Prowadzi to nieuchronnie to licznych nieporozumień, a nawet bardzo przykrych sytuacji, w których rzuca się mięchem, a w skrajnym przypadku nawet… kamieniami.
Bywa i tak, że żeglarz, na widok wymachującego rekami wędkarza, jest święcie przekonany, iż tamten chce się po prostu przywitać - więc oczywiste jest, że należy podpłynąć bliżej. I nie zawsze jest świadom, że wędkarz po prostu usiłuje dawać rozpaczliwe znaki, by uprzejmie nie jeździć mu po spławikach…
Czy jest nadzieja na kompromis?
Oczywiście, że jest; obie grupy powinny znaleźć sobie wspólnego wroga, który będzie ich równo wkurzać. Jakieś propozycje? Ktoś? Coś?
A tak na poważnie: aby cokolwiek się w tej materii zmieniło, musimy przede wszystkim zmienić nasze podejście i popatrzeć na „tych drugich”, jak na ludzi - trochę dziwnych, to fakt, trochę zakręconych i posiadających jakieś zupełnie niezrozumiałe hobby - ale jednak ludzi. Chyba. ;)
Tagi:
wędkarze,