Żeglarze wydają się nieśmiertelni – być może dlatego, że obcują z potęgą natury, a nawet umieją ją ujarzmić. Albo tak im się tylko wydaje. Czasem jednak los pisze zupełnie nieprzewidziane scenariusze i może się zdarzyć, że załoga nie wróci z rejsu w pełnym składzie. Co wtedy? Jakie koszty generuje tak przykre wydarzenie? Z kim należy się skontaktować? Postaramy się wyjaśnić wszystkie te kwestie.
Skala problemu
Nikt nie prowadzi oficjalnych statystyk dotyczących śmierci załogantów na jachtach. Możemy jednak sprawdzić, tak to wygląda w przypadku wycieczkowców, promów itp. Jeśli wierzyć Internetom (co bywa dość ryzykowne), każdego roku na statkach pasażerskich dochodzi do około 200 zgonów. Ta liczba obejmuje śmierć z przyczyn naturalnych (choroba, zawał itp.) lub wskutek wypadku na pokładzie (ale bez wypadnięć za burtę).
Biorąc pod uwagę fakt, że rocznie w różnego rodzaju rejsach bierze udział niemal 22 miliony osób, można uznać, że zgon na morzu jest zjawiskiem naprawdę rzadkim – ale nie niemożliwym.
Jeśli taka sytuacja wydarzy się na wycieczkowcu, rodzina zmarłego może liczyć na pomoc załogi. Jak mówi Jennifer de la Cruz, rzeczniczka Carnival Cruise Lines: „Członkowie Zespołu Opieki są przeszkoleni w radzeniu sobie z osobami w żałobie […]. Są, przeszkoleni, aby pomagać w radzeniu sobie ze szczegółami repatriacji zwłok i skontaktowania się z domem pogrzebowym.”
Co z żeglarzami?
O ile na statku pasażerskim znajdą się ludzie służący pomocą (ale niekoniecznie pieniędzmi – o kosztach napiszemy w dalszej części), o tyle sytuacja jest znacznie trudniejsza, gdy zgon nastąpił wśród załogi jachtu odbywającego rejs gdzieś na końcu świata.
Jak wtedy powinna wyglądać procedura? Przede wszystkim należy skontaktować się z:
Ile to kosztuje?
Mówiąc wprost: dużo. Proces tak zwanej repatriacji zwłok (czyli przewiezienia ich przez kolejne granice) wymaga wypełnienia mnóstwa dokumentów, dopełnienia szeregu procedur celnych oraz sanitarnych i zaangażowania wielu urzędników. To po prostu musi trwać – i kosztować. Za wszystko płaci rodzina zmarłego. Ostateczna cena zależy oczywiście od lokalizacji, w jakiej nastąpił zgon – jeśli była to Europa, opłaty i procedury są mniej uciążliwe, niż w przypadku bardziej egzotycznych zakątków świata. Zwykle jednak trzeba się liczyć z kwotami od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Najlepszym sposobem, aby uniknąć tego rodzaju kosztów, jest ubezpieczenie podróżne obejmujące repatriację zwłok (dobrze jest jednak przed wykupieniem polisy w danej firmie poczytać opinie na jej temat). Warto też mieć na uwadze fakt, że ubezpieczyciel nie wypłaci ani grosza, jeśli zgon nastąpił wskutek długotrwałego schorzenia, które nie było zadeklarowane w umowie ubezpieczenia.
Tagi: śmierć, rejs, żeglarz, morze, statek, procedury, zwłoki, repatriacja