Tak się pechowo składa, że Morze Bałtyckie jest jednym z najgęściej zaminowanych akwenów na tej planecie. Sorry, taką mamy historię. Operacja Open Spirit ma za zadanie zmienić ten ponury stan i nieco ogarnąć mało bezpieczne pamiątki po dawnych konfliktach. Organizowana jest co roku, rotacyjnie, na wodach Litwy, Łotwy oraz Estonii. Dlaczego akurat tam?
Skąd te miny?
Morze Bałtyckie nie ujmuje co prawda błękitem ani temperaturą, ale za to stanowi wygodną, bezpośrednią drogę do innych państw. Nic dziwnego, że położone nad nim kraje okazjonalnie odwiedzają sąsiadów, nie zawsze w pokojowych zamiarach. Skutkiem tego, na tak zwanej przestrzeni dziejów na Bałtyku rozegrało się całe mnóstwo bitew.
Do najbardziej spektakularnych i tragicznych w skutkach starć należy zaliczyć klęskę, jaką w czasie II wojny światowej poniósł Związek Radziecki. Rzecz działa się u wybrzeży Estonii, którą ZSRR był wówczas uprzejmy okupować. Okupacja trwała niemal od początku wojny, jednak w 1941 roku przechodziła właśnie pewne trudności, toteż należało jak najszybciej ewakuować z Tallina radziecką administrację oraz wojsko. Akcja ewakuacyjna niespecjalnie się udała; w jej trakcie zatopiono bowiem 80 okrętów, a śmierć poniosło aż 12 tysięcy osób.
Liczba ta może jednak… wzrosnąć, bowiem mało przyjemną pamiątką po tamtejszych wydarzeniach są pozostające wciąż pod wodą radzieckie miny (i nie tylko), których jest - wedle ostrożnych szacunków - około 17 tysięcy.
I co dalej?
Te specyficzne pamiątki po wojnie stanowią dzisiaj realne zagrożenie dla rybołówstwa oraz żeglugi, nie wspominając już o środowisku naturalnym. Co więcej, często załogi przemieszczających się w tamtym rejonie jednostek nawet nie są świadome, nad czym przepływają.
Jak łatwo policzyć, całe to żelastwo ma obecnie niemal 80 lat i znajduje się w różnym stopniu degradacji. Są tam między innymi miny morskie, torpedy, wraki, bomby lotnicze, itp. Co prawda, w zdecydowanej większości są to radzieckie produkty, których toporność jest wręcz legendarna, ale nawet one mają pewną skończoną wytrzymałość. Z rozmaitych wojennych artefaktów, najgorsze jest tzw. UXO - czyli amunicja, która została rozmieszczona lub wystrzelona, ale z różnych powodów nie wybuchła. Na razie.
PDP
Rozwiązaniem problemu ma być program PDP, czyli Partnerstwo Dla Pokoju. Nazwa sugeruje co prawda jakieś związki z polityką, ale na szczęście to tylko pozory. W rzeczywistości akcja ma bowiem więcej wspólnego z sensownym działaniem, niż z uściskami rąk i wzajemnymi zapewnieniami o przyjaźni.
Pod nazwą PDP kryje się konkretny program współpracy krajów nadbałtyckich oraz NATO, którego owocem jest między innymi operacja Open Spirit. Głównym celem tej współpracy ma być bardziej bezpieczny Bałtyk - a jeśli przy okazji uda się nawiązać jakieś ciekawe relacje z innymi państwami, tym lepiej. Jest to też dobra okazja, by przećwiczyć w praktyce własne umiejętności i porównać je z tym, co umieją inni - a w razie czego, nauczyć się od nich tego i owego.
W ramach Open Spirit angażowane są głównie niszczyciele min, podwodne drony oraz jednostki nurków-saperów. Ich zadaniem jest m. in. trałowanie rozpoznawcze, wyznaczanie bezpiecznych torów wodnych, a także likwidacja pól minowych oraz min.
Nasi
W tym roku w operacji Open Spirit wziął udział nasz ORP „Flaming” oraz 65 marynarzy, wśród których znaleźli się członkowie załogi „Flaminga” oraz nurkowie-minerzy z 12. i 13. Dywizjonu Trałowców.
Oprócz Polaków, w akcji wzięło udział jeszcze 800 marynarzy z różnych krajów, niekoniecznie nadbałtyckich; byli tam m. in. przedstawiciele Łotwy, Litwy, Estonii, Norwegii, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii.
W tym roku przeszukano 300 mil kwadratowych Morza Bałtyckiego, od Tallina do południowo-zachodniego krańca wyspy Saaremaa, skutkiem czego udało się zlokalizować i zniszczyć 90 sztuk amunicji. Większość z tego unieszkodliwiono poprzez kontrolowane detonacje w miejscu znalezienia, a część wymagała uprzedniego odholowania w bezpieczniejsze miejsce.
Pozostaje pytanie, czy 90 sztuk to dużo? Hm, powiedzmy tak: to zależy. Z jednej strony może się wydawać, że przy wspomnianych 17 tysiącach to niewiele. Z drugiej - pamiętajmy, że każda z tych 90 sztuk mogła odebrać komuś życie. Czyli z pewnością było warto.