Zapewne odpowiecie, że ludzie. I rzecz jasna, będziecie mieć rację. Warto jednak w tym momencie postawić pytanie: którzy ludzie? No i teraz dopiero się zacznie; bo okazało się, że ponad 90 proc. plastiku w oceanach pochodzi z zaledwie 10 rzek. I żadna z nich nie leży w Europie.
Plastik-fantastik
Zacznijmy od tego, że pomysł wynalezienia tworzyw sztucznych był z założenia całkiem sensowny; są one tanie, wytrzymałe, lekkie i łatwe w produkcji. A poza tym, do pewnego stopnia są eko. Tak, to nie pomyłka, chociaż już słyszymy głosy świętego oburzenia ekologów. Pamiętajmy jednak, że tworzywami sztucznymi zastąpiono wiele naturalnych materiałów, co miało zdecydowanie pozytywne skutki dla świata przyrody. Dzięki nim do dzisiaj możemy podziwiać na przykład… słonie. Jak to możliwe?
Otóż, od 1627 roku kule bilardowe robiono z kości tych pięknych zwierzaków (podobnie zresztą jak klawisze fortepianów). Dopiero na początku XX wieku amerykańscy producenci kul ogłosili konkurs na wymyślenie materiału zastępczego, który wytrzymałością i parametrami dorównywałby kości słoniowej, zaś zwycięzca miał zainkasować całkiem przyjemną sumkę 10 tys. dolarów. U podstaw tej szlachetnej inicjatywy nie leżała jednak troska o naturę, ale czysta ekonomia, bowiem kość słoniowa była trudno dostępna i przez to zwyczajnie droga. Natomiast plastik jest znacznie tańszy i właściwie niezniszczalny…
„Forever and ever…”
No i tu niestety zaczyna się problem. Skoro coś jest tanie, to łatwo można kupić sobie nowy egzemplarz, albo nawet dwa. A co ze starym? A gdzieś się zawieruszył… no ale kto by się nim przejmował? No cóż…
O ile w Europie kładzie się duży nacisk na gospodarkę odpadami (momentami nawet można odnieść wrażenie, że odrobinę zbyt duży), o tyle poza naszym kontynentem istnieją kraje, które uważają coś takiego za zbędną fatygę. Dlatego tym bardziej irytujące jest uczucie, że pracowicie segregujemy śmieci, ofiarnie płacimy za reklamówki i używamy papierowych słomek, a miliard obywateli innego kraju beztrosko stosuje plastik gdzie popadnie, nie widząc w tym absolutnie niczego zdrożnego.
W świetle tych faktów w zasadzie nie powinno nas dziwić odkrycie niemieckich naukowców, którzy udowodnili, że prawie 95 proc. plastiku w oceanach pochodzi z 10 rzek położonych w Azji i Afryce.
Skąd ten plastik?
Część plastikowych odpadów to śmieci widoczne gołym okiem, na przykład reklamówki czy butelki po napojach. Znacznie większym zagrożeniem dla organizmów wodnych jest jednak tak zwany mikroplastik, czyli fragmenty o wielkości od 0,1 μm do 5 mm. Takie elementy znajdujemy już nie tylko w wodzie, ale i w ciałach zwierząt, zaś tego rodzaju „implanty” nie są obojętne dla ich zdrowia oraz życia.
Uczeni z niemieckiego Centrum Helmholtza ds. Badań Środowiskowych (UFZ) w Lipsku, pod przewodnictwem dr Christiana Schmidta postanowili przeanalizować, jakimi drogami plastik trafia do mórz i oceanów, zaś wyniki swojej pracy przedstawili na łamach "Environmental Science & Technology". Badacze przeanalizowali dane dotyczące zanieczyszczenia plastikiem w 57 dużych rzekach na całej planecie.
Okazało się, że głównym powodem takiego stanu rzeczy, jaki mamy obecnie, jest niewłaściwe składowanie (lub zupełny jego brak) odpadów plastikowych w dorzeczach. Co więcej, analizy wykazały również, że pewne znaczenie ma wielkość rzeki; ilość plastiku w metrze sześciennym wody jest znacznie wyższa w dużych rzekach, niż w małych ciekach.
Kto śmieci najbardziej?
Okazuje się, że Azjaci. Spośród dziesięciu najbrudniejszych rzek na świecie, aż osiem znajduje się w Azji – i to właśnie stamtąd bierze się znakomita większość plastiku w oceanach. Głównymi źródłami zanieczyszczeń są Jangcy, Rzeka Żółta, Hai He, Indus, Ganges, Rzeka Perłowa, Amur oraz Mekong. Listę zamykają dwie wielkie (i brudne) afrykańskie rzeki: Nil oraz Niger.
Naukowcy podkreślają, że jeżeli udałoby się zredukować zanieczyszczenie tylko tych dziesięciu rzek o połowę, ilość plastiku w oceanach spadłaby o 45 proc. Otóż to: „jeśli udałoby się”. Dlaczego zatem na razie się nie udaje?
Zdaniem doktora Schmidta, przyczyną jest brak świadomości publicznej na ten temat. Uczony zapewne ma rację, jednak pamiętajmy, że edukowanie to proces długotrwały. A śmieci przybywa na bieżąco. Być może zatem bardziej skutecznym rozwiązaniem byłoby wywarcie wpływów ekonomicznych na kraje Azji i Afryki, np. w postaci odpowiedniego cła. O ile dobro organizmów morskich może być dla kogoś czystą abstrakcją, o tyle mowę pieniądza każdy zrozumie doskonale.
Tagi: śmieci, ekologia, oceany