Woda to życie – ten slogan wpajają nam już od podstawówki, a każdy fan NASA wie, że poszukiwanie kosmitów opiera się głównie o wykrycie (lub nie) wody na odległych planetach. Pozostaje pytanie, czy woda w ogóle może szkodzić (pomijając oczywiście przypadki utonięć, powodzi i biblijnego potopu) oraz, czy może nam szkodzić „od środka” - zwłaszcza, kiedy będzie słona?
Co za dużo to niezdrowo
Zacznijmy od tego, że nadmiar wody (nawet słodkiej) w organizmie jest równie szkodliwy, jak jej brak. Przewodnienie organizmu powoduje bowiem, że woda przenika do komórek w większej ilości, niż zwykle (bo komórki naszego ciała mają półprzepuszczalne ścianki, więc woda szturmuje tam dzięki osmozie). Dla zrównoważenia ciśnień w odwrotnym kierunku wędruje sód, stąd zjawisko to nosi nazwę hiponatremii, co można przetłumaczyć jako „stan niedoboru sodu”. Wszystko to sprawia, że komórki pęcznieją, a co za tym idzie, niebezpiecznie wzrasta w nich ciśnienie. Może to skutkować wieloma groźnymi powikłaniami, od utraty przytomności do… zgonu włącznie.
Smutnym przykładem tego zjawiska była śmierć pewnej Amerykanki, która, pragnąc wygrać konkurs, starała się sprostać zadaniu polegającemu na wypijaniu małej butelki wody co 2 minuty i jednoczesnym wstrzymywaniu moczu. Idiotyczne, ale pamiętajmy, że to Ameryka, a tam każde szaleństwo jest możliwe. Kobieta konkursu nie wygrała, ale udowodniła prawdziwość powyższych twierdzeń, więc jej śmierć nie była całkiem pozbawiona sensu - choć z pewnością była niepotrzebna.
Rozbitek na tratwie
Wiemy już, że woda (nawet mineralna i butelkowana) w zbyt dużej ilości szkodzi. A co z wodą słoną? Ona akurat zawiera sporo sodu, w przeciwnym wypadku nie posiadałaby tak „uroczego” smaku (dla przypomnienia, to, co potocznie nazywamy solą, to chlorek sodu – NaCl, a woda morska ma go ok. 10 razy więcej, niż słodka). Wszyscy jednak znamy historie o tym, jak to rozbitkowie, siedząc na tratwie na oceanie, usychają z pragnienia. Chyba nie chodzi im o walory smakowe?
I tak, i nie. Napojony taką mieszanką organizm potrzebowałby baaardzo dużych ilości słodkiej wody, by móc wydalić ten nadmiar szczęścia z moczem lub kałem. Innymi słowy, aby wydalić wypitą sól, musielibyśmy zużyć resztki wody, jaką mamy w organizmie. Picie morskiej wody powoduje więc nie tylko przykre wrażenia smakowe, ale też sprawia, że będziemy… bardziej odwodnieni, bowiem woda z innych komórek naszego organizmu będzie chciała (znów na zasadzie osmozy) wyrównać stężenia elektrolitów i będzie „uciekać” z komórek. Takie zaburzenie równowagi elektrolitowej objawia się halucynacjami, skurczami mięśni, a w skrajnym przypadku - śmiercią.
A może chociaż troszeczkę?
Jeśli przez przypadek napijemy się słonej wody (bo na przykład niespodziewanie przykryła nas fala), raczej od tego nie umrzemy – chyba, że z falą przypłynie rekin ludojad. Pytanie, jaka ilość słonej wody będzie już toksyczna?
Dla ustalenia tej ilości posłużmy się przykładem innego Amerykanina: nastolatka, który wskutek zakładu z kolegami, wypił litr sosu sojowego i… ledwo uszedł z życiem. Jego przypadek opisał opiekujący się chłopakiem lekarz, dr David J. Carlberg z Centrum Medycznego Uniwersytetu Wirginii. Obliczył on, iż zawartość soli w spożytym sosie wynosiła ok. 0,16 kg – taka ilość NaCl, spożyta jednorazowo, wystarczyła, by doprowadzić do drgawek, utraty przytomności i bezpośredniego zagrożenia życia.
Jeżeli przyjmiemy, że litr wody morskiej zawiera ok. 3,5 proc. soli (NaCl), to łatwo policzyć, że dawka, jaką zaaplikował sobie błyskotliwy nastolatek, odpowiada 4,5 litra takiej wody (oczywiście są to wartości uśrednione, indywidualna odporność organizmu na sól wynika bowiem z wielu czynników, takich, jak wiek, waga itp.).Wydaje się, że 4,5 litra to sporo, ale pamiętajmy, iż człowiek, który odczuwa silne pragnienie, będzie chciał pić coraz więcej i więcej. Skutkiem tego, łatwo będzie mu przekroczyć magiczną granicę, skąd nie będzie już powrotu; pomysłowego nastolatka uratowała bowiem szybka akcja służb medycznych, o które na środku oceanu może być trudno.