Zaśmiecający nasze morza i oceany plastik jest właściwie uosobieniem ironii losu: powstał, żeby nasze życie było prostsze i tańsze, a w efekcie stał się źródłem kolejnych problemów oraz kosztów. To trochę tak, jak komputery, które ponoć wymyślono po to, żebyśmy mieli więcej czasu...
Cóż, wygląda na to, że coś poszło bardzo nie tak. Okazuje się jednak, że jest światełko w tunelu: naukowcom udało się bowiem stworzyć „plastik roślinny”, czyli materiał, który ma szansę raz na zawsze rozwiązać problem zanieczyszczonych oceanów. Oczywiście pod warunkiem, że najpierw posprzątamy to wszystko, co tam beztrosko nawrzucaliśmy.
Dziwne pomysły Holendrów
Mieszkańcy Niderlandów to twardzi ludzie; od pokoleń wydzierają swój kraj morzu, odnosząc na tym polu niemałe sukcesy i zadziwiając tym resztę świata. Czy można więc mieć nadzieję, że tam, gdzie nie udało się nikomu innemu, poszczęści się właśnie Holendrom? Zdaniem brytyjskiego „The Guardian” - jest na to spora szansa.
Jego redaktorzy opisali niedawno ciekawy startup z Niderlandów o nazwie Avantium, który ma zamiar produkować bioplastik z odpadów roślinnych. Pierwszy „cud” już zresztą się wydarzył – projekt szczęśliwie przetrwał COVID-19, a warto zauważyć, że nie każdemu udała się ta sztuka. Być może pewien związek z tym sukcesem miał fakt, iż startup współpracuje z dwoma światowymi gigantami: koncernem Coca-Cola oraz firmą Danone (tak, tą od pysznych serków i jogurtów, pakowanych... no właśnie, w plastikowe kubeczki).
I po co nam to?
Wymyślony przez Holendrów „plastik roślinny” może rozwiązać problem zanieczyszczenia mórz i oceanów, ale też wpłynąć pozytywnie na zwykłe, lądowe wysypiska śmieci. Co więcej, mógłby on znacznie ułatwić nam wszystkim życie – trudno bowiem nie zauważyć, że plastik jest... fajny: tani, lekki, poręczny, kolorowy, nieprzemakalny, i tak dalej.
Tak naprawdę problemem nie jest zresztą sam plastik, ale my, ludzie oraz to, w jaki sposób traktujemy wykonane z niego odpady. Oczywiście, można edukować, tłumaczyć, i tak dalej, ale prawda jest taka, że spośród siedmiu miliardów (z hakiem) ludzi, większość stanowią tacy, dla których ekologia nie jest priorytetem. Edukowanie zajmie zatem pokolenia, a tyle czasu chyba nie mamy. Natomiast Avantium na kompostowniku rozłoży się w rok, a jeśli zostanie beztrosko wyrzucone gdzieś do lasu czy morza — w maksymalnie trzy lata.
Czy to się sprawdzi?
Można żywić uzasadnioną nadzieję, że tak — tym bardziej że w tym przypadku udało się pokonać główny problem, jaki zwykle gasi doskonałe pomysły, czyli brak funduszy na ich realizację. Fakt, że dwaj światowi giganci w branży spożywczej zdecydowali się zainwestować w projekt, napawa optymizmem. Co więcej, wieść niesie, iż do spółki przyłączył się też trzeci gracz – koncern Carlsberg.
Jak twierdzi Tom Van Aken, dyrektor generalny Avantium, nowoczesne tworzywo ma spory potencjał i jeszcze tego lata jego firma ma ogłosić kolejnych partnerów, którzy włączą się w projekt. Jego biorafineria ma zamiar wytworzyć w 2020 roku 5 tysięcy ton plastiku roślinnego, bazując na odpadach z kukurydzy, buraków oraz pszenicy. To oczywiście początek – tak dla przypomnienia, światowa produkcja zwykłego plastiku (tego z paliw kopalnych) to jakieś 300 milionów ton rocznie. Byłoby naprawdę pięknie zamienić chociaż część tej masy śmieci w coś, co samo się rozłoży.
Kiedy więc możemy spodziewać się na sklepowych półkach produktów zapakowanych w Avantium? Zdaniem specjalistów, już w 2023 roku. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie. Pozostaje tylko jeden problem: list wysłany w takiej butelce będzie musiał dotrzeć do adresata w ciągu trzech lat. Całkiem szybko jak na standardy poczty :)