Czy lecąc samolotem, zwłaszcza nad morzem albo oceanem odczuwacie pewien nieprzyjemny dreszcz? Uspokoimy Was. Oczywiście, może się zdarzyć, że samolot będzie musiał wodować. Ale wbrew pozorom najprawdopodobniej całe zdarzenie skończy się dla Was dobrze. Tak mówi wszechwiedząca statystyka.
Gęsina w silnikach
15 stycznia 2009 r., godzina 15.26. Lot nr 1549. Airbus A320 startuje z nowojorskiego lotniska LaGuardia. Cel lotu: Charlotte w Północnej Karolinie. Na pokładzie samolotu znajduje się 155 osób. I zaraz po starcie szok – słychać huk, samolot się trzęsie a kokpit wypełnia dymem. Jak się potem okazało, samolot zderzył się ze stadem gęsi. Ptaki, choć nieduże, doprowadziły do sporych kłopotów. Są problemy z silnikami, trzeba wylądować, i to szybko, nie ma szans na to, żeby dolecieć do lotniska. Pilot decyduje się posadzić maszynę na rzece Hudson. I zrobił to tak precyzyjnie, że wielu przechodniów zaczęło sobie zdawać sprawę z tego, że coś jest nie tak dopiero wtedy, kiedy samolot zaczął tonąć. Na szczęście Hudson, jak to rzeka w mieście, pełna jest rozmaitych jednostek, które natychmiast zaczęły podpływać i zabierać pasażerów wychodzących na skrzydła tonącego samolotu.
Wtedy, w styczniu 2009 roku, nie zginął nikt. Ale jeszcze kilka miesięcy wcześniej, 27 listopada 2008 roku we Francji, podczas lotu technicznego, próba wodowania tego samego typu samolotu skończyła się katastrofą i śmiercią wszystkich siedmiu członków załogi. Dlaczego?
Skrajnie trudny manewr
Wodowanie samolotu uznawane jest za skrajnie trudny manewr. Po pierwsze to, że trzeba lądować bez podwozia, więc kadłub jest bezpośrednio narażony na kontakt z podłożem a przy prędkości ok. 250 km/godz., jaką wtedy ma, woda ma twardość betonu. Skrzydła samolotu przejmują rolę pływaków, ale szansa udanego manewru jest tylko wtedy, kiedy uda się maksymalnie wyhamować samolot i posadzić go tylną częścią na wodzie. Silniki znajdują się poniżej linii kadłuba i muszą dotknąć wody jednocześnie inaczej dojdzie do rozerwania samolotu. Wystarczy, że jedno ze skrzydeł dotknie wody albo samolot zanurkuje dziobem – i po ptakach. Nawet gdy pasażerowie przeżyją moment uderzenia, to zaraz utoną razem z samolotem.
Odpowiedzialność inżyniera
Żeby samolot bezpiecznie dla pasażerów wylądował na wodzie, potrzebne są nie tylko umiejętności pilota, ale też umiejętności inżynierów, którzy wcześniej ten samolot zaprojektowali. To dzięki nim, jeśli samolot ma odpowiednią prędkość i wysokość, może się zachowywać jak duży szybowiec. Sterowność maszyny, która straciła oba silniki, zapewnia odpowiedni system elektryczny. Jeżeli wyczerpane zostały akumulatory lub system elektryczny ulegnie uszkodzeniu, samolot ma jeszcze turbinę wiatrową, która dostarczy energię potrzebną do kierowania.
Wiecie, że po szczęśliwym wodowaniu odrzutowiec może unosić się na wodzie co najmniej przez kilka minut? To dzięki powietrzu, jakie znajduje się w lukach bagażowych i zbiornikach paliwa w skrzydłach. Przed lądowaniem awaryjnym załoga dokonuje zrzutu paliwa – baki zostają opróżnione. Ale nawet z pełnymi zbiornikami samolot będzie pływał, bo kerozyna jest lżejsza od wody. Samolot zyskuje też wyporność dzięki ewakuacyjnym zjeżdżalniom, które pompowane są powietrzem i leżą na wodzie. Ważne jest, żeby samolot nie nabrał wody. To właśnie dlatego po wodowaniu nie otwiera się zwykłych drzwi, ale wyjścia ewakuacyjne nad skrzydłami.
Odpowiedzialność pasażerów
No dobrze – zwaliliśmy odpowiedzialność za nasze bezpieczeństwo na pilota i konstruktorów. Ale czy my, jako teoretycznie bezradni pasażerowie, w razie wodowania też możemy zwiększyć swoje szanse przetrwania? Oczywiście, że tak. W czasie ewakuacji najważniejsze jest, aby nie dopuścić do wybuchu paniki i spokojnie słuchać poleceń załogi. Uwierzcie – to nie są tylko kelnerzy roznoszący napoje czy sprzedający perfumy z bezcłówki. I okazuje się, że jeśli jesteśmy pasażerem takiego przymusowo wodującego samolotu, to statystyka nam sprzyja. Niejaki Michael Walling przeanalizował 25 wodowań samolotów pasażerskich z lat 1934-2009. W statystycznym podsumowaniu zaznacza, że 21 z tych wodowań należy uznać za przeprowadzone bezpiecznie. W trzynastu przypadkach nikt nie zginął przed wodowaniem ani w trakcie. Osiem z nich szczęśliwie obyło się bez żadnych ofiar. Skąd więc ofiary w pozostałych przypadkach? Niestety, przyczyna było wzburzone morze. W 1938, kiedy u wybrzeży Kalifornii wodował DC-3 United Airlines, wszyscy na pokładzie przeżyli wodowanie, samolot nie uległ zniszczeniu i w jednym kawałku zdryfował do brzegu. Niestety, z powodu wysokiej fali, tylko dwie osoby zdołały wyjść na skalisty brzeg. Ironią losu jest to, że kadłub DC-3, z którego fala zmyła pasażerów został wyrzucony na ląd z uszkodzeniami, które nie zagrażały by życiu pasażerów, gdyby ci pozostali w środku. Drugi przypadek miał miejsce w styczniu 1939. Z 13 osób na pokładzie latającej łodzi Short S23, która wodowała na wzburzonym Północnym Atlantyku 10 przeżyło. Jedna osoba uległa kontuzji stojąc w przejściu w momencie wodowania, druga uderzyła o fragment wraku opuszczając samolot, a trzecia nie zdołała przytrzymać tratwy, wokół której skupili się pasażerowie i załoga. Pozostałą dziesiątkę po kilku godzinach podjął przepływający tankowiec.
Środki ratunkowe
Dobra, statystyka nie jest dla pasażera wodującego samolotu łaskawa bez powodu. O umiejętnościach pilotów i konstrukcji samolotów już mówiliśmy, ale nie bez znaczenia jest to, że znacząco zmieniły się środki ratunkowe, jakie znajdują się na pokładach samolotów. Latające maszyny zaopatrzone są teraz w tratwy ratunkowe i kamizelki wyposażone w światła dla każdego pasażera. Szanse uratowania się z wodowania znacząco zwiększa bliskość ratowników czy innych jednostek pływających i nowoczesne środki łączności i nawigacji, które pozwalają błyskawicznie zorganizować akcję ratunkową. O Airbusie na Hudsonie pisaliśmy, podobnie rzecz miała się z Tupolewem-124 lądującym na Newie – tam przepływający holownik natychmiast przeciągnął samolot do bezpiecznego brzegu i uratowano wszystkich pasażerów. Ostatnia rzeczą, nie do przecenienia jest wymieniane przez Wallinga…lepsze przygotowanie pasażerów. Co nie oznacza, że jest ono perfekcyjne. Po wodowaniu na rzece Hudson przepytano pasażerów i okazało się, że spośród 145 przesłuchanych 70% przyznało, że nie słucha instrukcji bezpieczeństwa, a 90% zignorowało kartę informacyjną.
Więc – wracając do sceny z początku tekstu – jeżeli lecicie nad oceanem i odczuwacie nieprzyjemny dreszcz, to przede wszystkim – przeczytajcie instrukcję bezpieczeństwa.
Tagi: wodowanie, samolot, bezpieczeństwo