Tak zwana moda żeglarska jest dość specyficznym zjawiskiem; złożyły się na niego zawirowania wojenne, rosyjska dusza oraz pewna uparta Francuzka, dzięki której nie nosimy dziś gorsetów. Żeglarski styl ma fascynującą historię, a co ciekawe – wciąż jest na topie i nic nie wskazuje na to, by miało się to kiedyś zmienić.
AlejandroLinaresGarcia - Own work, GFDL, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7924417 |
Jako drzewiej bywałoDawny marynarz z pewnością nie rzucał na kolana swoim wyglądem (co najwyżej zapachem, ale to zupełnie inna bajka). Ciężka, fizyczna praca, surowe warunki życia i wielomiesięczne rejsy sprawiły, że marynarze musieli być twardzi – i na twardych, a nie szykownych, wyglądali. Zwyczajowo marynarz paradował więc w drelichu, opcjonalnie uzupełnianym przez prymitywny sztormiak. Oczywiście, tak marynarz wyglądał na co dzień – zupełnie inaczej prezentował się jednak w stroju wyjściowym (na przykład... miał buty).
Richard Dana, XIX-wieczny autor książki „Pamiętnik żeglarza” pisał, iż żeglarze, schodząc na ląd, mieli zwyczaj przebierać się w strój galowy, którego podstawowym elementem były białe, płócienne spodnie dzwony, a także... białe pończochy (wybaczmy im, w końcu to XIX wiek). Jeżeli marynarze byli Holendrami, obowiązkowo posiadali też kraciaste lub czerwone koszule z wyszywanym gorsem. Całość uzupełniały koszulki w niebieskie paski oraz dwurzędowe kurtki z białą chusteczką w kieszonce.
Na przełomie XIX i XX wieku wygląd marynarzy nieco się zmienił: królowały wówczas praktyczne, ciepłe golfy oraz drelichowe spodnie i kurtki. Mało wygodny kapelusz zastąpiła zwykła, wełniana czapka – chyba, że miało się do czynienia z bosmanem lub z żaglomistrzem, bowiem wówczas czapka nie była taka zwykła: posiadała daszek.
Bundesarchiv, B 145 Bild-F048234-0015 / Wegmann, Ludwig / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5456847 |
XX wiekModa marynarska zmieniała się, ale wciąż pozostawała domeną ludzi morza, i to przeważnie facetów. Przełom nastąpił dokładnie w 1919 roku, za sprawą niejakiej Coco Chanel, która postanowiła wykorzystać motywy marynistyczne w jednej ze swoich kolekcji.
Podobno Coco wpadła na ten odkrywczy pomysł pod wpływem widoku rybaków, pracujących na francuskim wybrzeżu, którzy, jak to Francuzi, mieli na sobie słynne pasiaste koszulki. Prawdopodobnie gdzieś w okolicy spoczywały na kraciastym obrusie świeże bagietki, uwieczniane na płótnie przez faceta w bereciku... ale to już tylko domysły. Faktem jest, że „francuski klimat” i równie francuskie paski, dzięki kolekcji Coco, przestały być domeną klasy robotniczej i trafiły na salony. Co więcej, z pomysłem wiązała się mała, a właściwie całkiem duża rewolucja - przedtem panie nosiły bowiem sztywne gorsety; kiedy sławna już Coco zaproponowała luźniejsze ubrania i znacznie lżejszą odzież, panie zyskały nową, nieznaną rzecz: swobodę ruchów. Coś, co dziś wydaje się nam oczywistą sprawą, 100 lat temu było prawdziwym przełomem.
Baba w prążkiPomysł na paski przyjął się na tyle dobrze, że do dziś pozostaje modny, a co kilka lat powraca jakby bardziej intensywnie, czego możemy doświadczyć, robiąc małą rundkę po najbliższej galerii handlowej.
Urokowi poziomych pasków nie oparły się też gwiazdy, i to te największego formatu: Bridget Bardot, Audrey Hepburn oraz Marylin Monroe. Jest to dość osobliwe zestawienie, kiedy przypomnimy sobie, jak wszystkie trzy panie wyglądały – o ile Marylin miała czym oddychać (chociaż złośliwi twierdzą, że i tak wypychała biustonosz chusteczkami), o tyle dwie pozostałe panie były raczej szczupłe i miały niewielki biust. Jak to możliwe, że każda z nich wyglądała rewelacyjnie w pasiastej koszulce?
Sekret tkwi... a jakże, w paskach, które, umiejętnie noszone (np. w przypadku Bardotki uwieńczone dekoltem w łódkę), doskonale modelują sylwetkę. Swoją drogą, ciekawe czy francuscy rybacy o tym wiedzieli?
21 pasków...Skoro wróciliśmy do Francuzów: paski były typowe nie tylko dla francuskich rybaków, którzy wcale ich nie wymyślili, ale również dla tamtejszej marynarki wojennej – i to ona tak naprawdę zapoczątkowała tę modę. Z jednym wszakże zastrzeżeniem: na marynarskich uniformach zawsze musiało widnieć dokładnie 21 pasków.
Dlaczego akurat tyle? Jak nie wiadomo, o co Francuzom chodzi, to z pewnością chodzi o... Napoleona, bowiem ilość pasków miała upamiętniać jego 21 zwycięstw. Paski pełniły jednak nie tylko funkcję estetyczną, ale i praktyczną: człowiek, który wypadł za burtę w pasiastej koszulce, był doskonale widoczny i miał o wiele większe szanse na skuteczny ratunek.
W swojej najbardziej pierwotnej wersji koszule w paski szyte były z bawełny bądź wełny i nazywały się „matelot” albo „marinière”. Były bardzo praktyczne, więc znalazły amatorów nie tylko wśród marynarzy, ale też wśród rybaków, a nawet zwykłych robotników.
...albo jeszcze trzyNa kołnierzach marynarskich bluz widnieją z kolei trzy paski. Tu już nie jest tak prosto odgadnąć przyczynę, dla której paski są akurat trzy, ani też która nacja wpadła na ten pomysł jako pierwsza, ale poszlak jest kilka. Według Brytyjczyków, trzy paski mają symbolizować trzy wielkie zwycięstwa (pod Abu Kirem, Kopenhagą i Trafalgarem), odniesione przez admirała Horatio Nelsona.
Rosjanie z kolei twierdzą, że owszem, zwycięstwa trzy, owszem, odniesione przez admirała, ale innego - Fiodora Uszakowa. Co ciekawe, Rosjanie przypisują sobie również wymyślenie „napoleońskich” pasiastych koszulek, ponieważ takie właśnie nosiła rosyjska flota, a były one nazywane... „duszą morza”. Cóż, rosyjska fantazja.
Trudno powiedzieć, kto naprawdę był pierwszy – Rosjanie czy Francuzi, przyjmijmy więc, że te dwie nacje wpadły na podobny pomysł niezależnie od siebie, tym bardziej, że Francuzi utrzymują, iż trzy paski na kołnierzu to również ich idea, odnosząca się do zdobycia przez marynarza wszystkich trzech oceanów.
Współczesne trendySpecjaliści od tak zwanej branży modowej zgodnie twierdzą, że najlepiej ubranymi sportowcami są... i tu małe zdziwienie, bowiem nie są to państwo Lewandowscy, ale ogólnie mówiąc, żeglarze.
Właśnie żeglarski styl stanowi inspirację dla współczesnych dyktatorów mody, dzięki czemu, zamiast zniewieściałych chudzielców w rurkach lub nieogolonych drwali w kraciastych koszulach, dziś wreszcie możemy zobaczyć na ulicy facetów, co z pewnością stanowi miłą odmianę.
Żeglarski luz i styl życia przeniknął nie tylko do sieciówek, ale i do świata wielkich projektantów, których ubrania często nie nadają się do noszenia - i wcale nie mają się nadawać, bowiem służę wyłącznie temu, by je... mieć.
Jakkolwiek dziwne nam się to wydaje, z pewnością jest pozytywnym zjawiskiem, tym bardziej, że historia zatoczyła koło i dziś „na żeglarza” ubierają się nie tylko panie, ale i panowie – nawet, jeśli żeglują tylko po wannie.
Wilk morskiJak więc wygląda taka stylizacja „na żeglarza”? Podstawę stanowią przede wszystkim koszulki polo lub T-shirty, w chłodniejsze dni uzupełniane o lekko wymięte, swobodne marynarki. Wszędzie oczywiście pojawia się ulubiony wzór Coco, czyli paski, ale niekoniecznie muszą one być biało-granatowe; dopuszczalna jest też opcja granatowo-czerwona. Obok pasków mogą pojawić się też inne motywy, ale koniecznie związane z morzem: kotwice, muszle, latarnie morskie, statki itd.
Od pasa w dół obowiązują lniane lub bawełniane spodnie, koniecznie białe, granatowe lub (tu opcja dla odważniejszych bądź piratów) czerwone. Jak widać, kolory powtarzają się, dzięki czemu nawet mężczyzna nie posiadający drugiej połówki będzie w stanie skomponować pasujący do siebie strój – a może wtedy przestanie być nieparzysty? Procedurę szukania pary może co prawda utrudnić inny dodatek, którym są - podobno również „obowiązkowe” - złote elementy, takie, jak zegarki, paski, a nawet, o zgrozo, torebki. Istnieje podejrzenie, że tak wystrojony „żeglarz” na widok prawdziwej łódki ucieknie z krzykiem (jeszcze mu każą chwycić jakąś linę, i szlag trafi manicure), ale nie zaszkodzi sprawdzić – a nuż okaże się, że jest całkiem spoko, a tylko ubrał się, jak choinka?