fot. newsnetz.ch |
Oleg Naydenov spoczywa na dnie Oceanu Atlantyckiego, na głębokości 2400 metrów. Na jego pokładzie może się znajdować - zgodnie z danymi Greenpeace - nawet 1400 ton paliwa. Ekolodzy przestrzegają przed poważnym zagrożeniem katastrofy ekologicznej. Obecnie, specjalne służby sprawdzają możliwość wycieku. Rozważane jest również wypompowanie paliwa ze statku.
Nieszczęście rosyjskiego statku połowowego zaczęło się 11 kwietnia. Wtedy właśnie, podczas kotwiczenia w porcie Puerto de Luz, u wybrzeży Wysp Kanaryjskich Oleg Naydenov stanął w płomieniach. Ze względów bezpieczeństwa, statek odholowano na pełne morze. Decyzja spotkała się z krytycznymi głosami hiszpańskich ekologów. Zwracano uwagę na fakt, że trawler znalazł się w strefie uznanej za chronioną.
Liczącą 72 osoby załogę statku udało się bezpieczne przetransportować jeszcze w sobotę. Później przystąpiono do próby gaszenia pożaru. Po 13 godzinach bezowocnych prób, zdecydowano się wyprowadzić trawler z portu, aby nie ryzykować przeniesienia się ognia. Pożar udało się ostatecznie ugasić 14 kwietnia. Niestety, nie zapobiegło to katastrofie. Podczas powrotu do portu, Oleg Naydenov zatonął. Ryzyko wycieku paliwa określa się jako duże.
fot. Marine Nationale |
Hiszpania przeżyła już koszmar katastrofy ekologicznej, kiedy w 2002 roku, u wybrzeży Galicji, zatonął tankowiec “MT Prestige”. Uszkodzonemu statkowi pozwolono zatonąć, zapewniając, że do wycieku nie dojdzie. Tak się jednak nie stało - do wody przedostało się ponad 5 tysięcy ton ropy. Wydarzenie to było największą w tym czasie katastrofą ekologiczną.